Mały biały kościół

Kościół w CobanacondeJak wiadomo, kolonizacja nie niesie z sobą wiele dobrego (chyba, że z punktu widzenia kolonizatorów, często łupieżców). Jednak patrząc z perspektywy współczesnego fotografa, pozytywną cechą jest np. architektura kolonialna – rozumiana szeroko (z drugiej strony, jak już to pisałem przy okazji zdjęcia z Cusco, koloniści często burzyli stare).

Jedną z rzeczy, które w Ameryce Południowej (przynajmniej w Peru i Boliwii) miały swój urok, są stare kościoły. Często pobielone, jak ten na zdjęciu, kojarzą się z westernowymi obrazkami z Meksyku.

Powyższe zdjęcie powstało w niedaleko słynnego kanionu Colca, wyżłobionego przez rzekę o tej samej nazwie. Słynny jest z tego, że przez długi czas uważany był za najgłębszy na Ziemi. Jest to lekko naciągane, bo za najwyższe punkty (przy liczeniu różnicy) brane są wierzchołki okolicznych gór. Trudno orzec, czy słusznie. Na pewno gdy się tam stoi, nie ma się poczucia, że krawędzią kanionu (najwyższym punktem) jest Nevado Mismi czy Hualca Hualca. Ale że ludzie lubią wszelkie „naje”, niech im tam będzie.

Zdjęcia kościołów, szczytu Mismi oraz jego okolic jeszcze się pojawią.

Lubie!
0

8 myśli nt. „Mały biały kościół

  1. Jak wiadomo, kolonizacja nie niesie z sobą wiele dobrego (chyba, że z punktu widzenia kolonizatorów, często łupieżców)

    No, to powszechnie i bezdyskusyjnie wiadomo dopiero od niedawna. Wcześniej kolonizacja niosła same korzyści, obecnie obowiązuje prawda, że nie niosła żadnej. Wydaje mi się, że to nie jest kwestia ani tak biała, ani czarna.

  2. To jest temat na dłuższą dyskusję – bez wątpienia. I też nie ma sporu co do tego, że widzenie kolonializmu zmieniło się. Może moje twierdzenie było troszkę za ostre, ale nieliczne pozytywy (były tu i ówdzie) ginęły w morzu negatywów. Z definicji kolonizatorzy mieli przewagę (skoro umieli poskromić miejscowych) i z reguły reprezentowali wyższy poziom cywilizacyjny. Trochę zdobyczy cywilizacji przekazywali, ale przy okazji wysysali kolonie ekonomicznie (po to były kolonie!) i gnębili tubylców na różne sposoby, włącznie z dewastacją kultury. Blokowali rozwój, by kolonie nie zechciały się uniezależnić. Itp.

    • Oczywiście, to jest szerszy temat. Bezsprzecznie kolonie były intensywnie eksploatowane, a na miejscowej ludności dopuszczano się zbrodni (inna kwestia, że należałoby porównywać los miejscowej ludności nie ze współczesnymi standardami, tylko z losem miejscowej biedoty w krajach kolonialnych). Owszem, kolonizatorzy zniszczyli miejscowe struktury władzy i miejscową kulturę, co… niekoniecznie było czymś negatywnym. Brutalnie bo brutalnie, ale Anglicy wprowadzali coś na kształt pax romana i tępili różne kulty składające ofiary z ludzi, ludożerstwo itp. Ĺ»e nie byli w tym do końca skuteczni – widać dzisiaj, gdy nadal gdzieniegdzie te „tradycyjne wartości” są kultywowane. Nie jestem przekonany, że „miejscowa kultura” to zawsze wartość święta. A porównując efektywność zarządzania przez kolonizatorów z samozarządzaniem przez państwa postkolonialne… bilans niekoniecznie jest po stronie lokalnych władz, patrząc np. na Zimbabwe czy Ruandę.

  3. Sprawa Zimbabwe rzeczywiście jest mocną bronią w dyskusji. Ale to, co tam się stało, to przykład wahadła, które ekstremalnie wychyliło się w drugą stronę – tępimy kolonizatorów ich metodami.
    Co do miejscowej kultury, jej wartości itp. Moim zdaniem demokracja jest zaraĹşliwa, czyli (prawie) każdy kto zobaczy, że inni mają wpływ na to, co się z nimi dzieje (przynajmniej w teorii), też będą tego chcieli. Oczywiście w niektórych miejscach napotyka na trudne warunki zerowe (patrz Irak czy Afganistan, ale także wiele państw Afryki), co nie zmienia faktu, że w ostatecznym rozrachunku ludzie wolą mieć wybory niż spełniać zachcianki władcy czy jakiejś junty lub satrapy.
    Jeśli w jakimś miejscu składa się ofiary z ludzi i wszystkim to pasi, to niech sobie składają. Problem tylko z tym, że zawsze się znajdzie taki, któremu nie pasi. W tym kontekście kolonializm przynosił poprawę, pozwalał o choćby mały krok cywilizacyjny. Ale to nie może być argumentem na obronę kolonializmu jako całości. Przypominam, że u nas (w Polsce, w Europie) co jakiś czas pojawiają się głosy, że a to za Hitlera nie wszystko było złe, a to Stalin zrobił wiele dobrego… W Peru widziałem pomnik Pizzara (http://pl.wikipedia.org/wiki/Francisco_Pizarro), więc pewnie i tam znajdą się obrońcy kolonializmu. Można zakończyć, że skoro oni go nie potępiają, to o co my się spieramy? 🙂

    • Mnie z Zimbabwe chodziło o coś innego. Gdyby miejscowi pogonili białych farmerów i po prostu przejęli ich biznes, to uznałbym, że może mało elegancko, ale racjonalnie. Ale Zimbabwe z eksportera żywności zamieniło się w importera zagrożonego głodem. Problem nie w tym, że czarni wygonili białych, ale że wygonili i nie potrafią gospodarować majątkiem, który przejęli. I tak to wygląda w sporej części Afryki, jeśli nie w większości.
      Nie jestem przekonany co do zaraĹşliwości demokracji, zwłaszcza że demokracja zachodnia to tylko jedna formuła, która jest forsowana kosztem lokalnych, czasem dziwacznych z naszego punktu widzenia odmian. Ktoś pisał, że w Afganistanie funkcjonowała demokracja plemienna – wybierało się wodza, który póĹşniej decydował w imieniu plemienia, więc też było naturalne, że jechał na wybory głosować w imieniu wioski. A tu biali nie pozwalają i musi się niepotrzebnie cała wioska fatygować, czasem po kilkadziesiąt kilometrów.
      Z ofiarami z ludzi Twoje argumenty są słabe. Holocaust był ok, bo tylko Ĺ»ydzi protestowali? Nie wtrącać się do Rwandy, bo to wewnętrzne sprawy Hutu i Tutsi, a interwencja to postkolonializm?

  4. Mi też o to chodziło – wygnali białych farmerów i głodują. Czyli wykazali się głupotą. Podłoże było jednak trochę inne, polityczne. Ktoś dzięki temu zyskał. Rzucił odpowiednie hasła, ciemny lud to kupił, a teraz marnieje z głodu, więc jest bezsilny.
    Ocenę kolonializmu można przeprowadzać z góry lub z dołu. Z dołu to wyglądało tak, że jest sobie jakiś lud, ma swoją organizację („państwo”, „społeczeństwo”), a tu wpadają obcy i ich ujarzmiają. Wtedy to przechodziło, teraz nie. Po prostu zmieniły się standardy. Z góry ocena jest inna – był względny porządek i cywilizacja, „bambusy” się wyzwoliły i zaprzepaściły wszystko. Bez wątpienia trochę racji w tym jest, ale skoro zgadzamy się, że każdy naród ma prawo do decydowania o sobie, to nie możemy tego punktu widzenia przyjmować. My Polacy powinniśmy też pamiętać, że rozbiory to było właśnie zaprowadzenie porządków wśród „białych bambusów”, którzy sami nie potrafili tego zrobić.

    Co do Rwandy (i obecnie Syrii) – nie, wtrącać się. Skoro rżną ludzi, trzeba coś z tym zrobić.

  5. No dobra, ale takie myślenie (Zimbabwe, Rwanda) prowadzi do neokolonializmu. Problem nie w tym, że im (czyli mieszkańcom Afryki) coś nie wyszło albo dotknął ich kataklizm, więc potrzeba im jednorazowej pomocy, a póĹşniej staną na nogi i poradzą sobie sami. Problem u nich jest głębszy, więc nie wystarczy ani pół roku pomocy żywnościowej, ani przysłanie na miesiąc pułku spadochroniarzy, którzy wszystko poustawiają, jak trzeba, a póĹşniej mogą się zwijać. Jeśli chcesz, żeby te kraje normalnie funkcjonowały, to musisz im narzucić porządek i póĹşniej go utrzymywać. Nie wiem, jak długo, nikt jeszcze tego nie sprawdził 🙂 Zobacz na Irak – tam była tylko („tylko”) zmiana władzy, ale się okazało, że nie wystarczy wyeliminować Saddama, żeby Irakijczycy się sami efektywnie rządzili. Trzeba było latami budować struktury państwowe i mechanizmy demokratyczne, żeby to w końcu zaczęło samo się kręcić. A Irak za Saddama był dość nowoczesnym państwem z w miarę wykształconą ludnością. Z pewnością też nie było tam problemu „kultury pracy” czy problemu z brakiem myślowego pojęcia przyszłości, planowania, perspektywy dłuższej niż 24 godziny, co ma miejsce w krajach Czarnej Afryki. Kraje arabskie to względnie łatwy przypadek, obawiam się, że stawianie na nogi Zimbabwe trwałoby znacznie dłużej niż Iraku. Nawet niekoniecznie wymagałoby jakoś większych nakładów czy większego zaangażowania militarnego, bo pewnie nawet mniejszego, ale po prostu tam trzeba by edukować i wychowywać społeczeństwo od podstaw. Co oczywiście byłoby faszystowskim neokolonializmem 🙂

  6. Mam wrażenie, że trochę bardziej się zgadzamy, niż Ci się wydaje, ale nie potrafimy się dogadać.
    1. Zgadzam się, że wędka jest lepsza od ryby. Z wyjątkiem sytuacji, gdy ktoś jest tak słaby, że nie może unieść wędki. Wtedy najpierw trzeba go podkarmić, a potem nauczyć wędkować.
    2. Nie wystarczy pokazać, jak to się robi, często wymagana jest długa nauka. Ale myślenie „narzucić porządek i utrzymywać” jest mi obce. Po co? Chcemy wszystkim robić dobrze na siłę?
    3. Przykład Iraku chyba nie jest dobry. Bo zrobiłem zastrzeżenie, że gdy giną ludzie, interwencja jest uzasadniona, żeby ich ochronić.
    4. Z tego co widzę, interwencje (państwowe, bo pomijam pomoc humanitarną i różne programy pomocy, typu PAH) pojawiają się tam, gdzie to się opłaca. DoraĹşnie, bo można pompować ropę, lub politycznie, bo można wygrać wybory.

    Przepraszam – a o co my się w ogóle spieramy?

Możliwość komentowania jest wyłączona.