Poza kontrolą

Phonsavan - Dolina amfor

Są różne sposoby podróżowania. Dwa główne i ileś pośrednich. 1. Planujemy wszystko przed wyjazdem, dokładny plan, co, gdzie, kiedy, noclegi, transport itp. 2. Idziemy na żywioł. My stosowaliśmy coś pośredniego. Czyli wstępnie planowaliśmy, ale gdy była okazja, modyfikowaliśmy plany. Czasem chcąc-nie chcąc.

Do Phonsavan pojechaliśmy w miarę zgodnie z planem. Ale na miejscu spotkała nas nie miła niespodzianka. Miejsce miało być turystyczne, a nie było tam prawie wcale turystów. Nie to, że za nimi przepadamy – ogólnie to turyści psują miejsca, w których bywają, więc raczej wolimy podróżować tam, gdzie ich nie ma za dużo. Ale tym razem chcieliśmy pojechać na wycieczkę do doliny amfor, a cena zależała od liczby uczestników.

Cały dzień łaziliśmy więc po mieście i szukaliśmy potencjalnych towarzyszy wycieczki. ZnaleĹşliśmy ich tyle, ile trzeba i poszliśmy do agencji. Tu okazało się, że potrzeby nasze i znalezionych przez nas uczestników wycieczki się rozmijają. My chcieliśmy tanio – oni woleli zapłacić wiece, by dostać więcej (co wcale nie było pewne). Mówiąc krótko – negocjacje wymknęły się spod naszej kontroli i wycieczka pojechała bez organizatorów czyli nas.

Ale amfory zobaczyliśmy, bo poszliśmy do nich. Nie były daleko, o tylko 2,5 godziny marszu. Na miejscu spotkaliśmy naszą wycieczkę, ale bez tego, który nam ją ukradł i chciał więcej za więcej.

Amfory były niesamowite – olbrzymie, zrobione z głazów. Kto i po co je zrobił, do dziś nie wiadomo. Około 20% zostało zniszczonych przez Amerykanów podczas nalotów w czasie wojny z Wietnamem.

Lubie!
0