Ukryta

Jedno zdjęcie kobiecej twarzy z kaszgarskiego bazaru już pokazywałem. I tam i tu twarzy właściwie nie było widać. Sinciang to niechińska część Państwa Środka. Ujgurowie, którzy tam mieszkają, są muzułmanami, więc wiele tamtejszych kobiet zasłania twarze. W po przednim zdjęciu między górną a dolną zasłoną twarzy widać oczy – spojrzenie. Tutaj w zasadzie spojrzenie jest, choć oczy trudno dostrzec, choć przecież jest. Tyle, że ukryte.

Lubie!
0

Muztaghata w chmurach


Muztaghata, jaką ją widzieliśmy pierwszego dnia. Trochę chmur, trochę słońca i wielka góra. Z tej strony ma łagodne stoki, ale z drugiej są urwiste ściany. My oczywiście wybraliśmy wariant łatwiejszy.

Lubie!
0

Łącznik

Kunming, Chiny

W 2005 roku przez Chiny przemknęliśmy. Nie liczę trzech tygodni spędzonych w górach, bo góry są wszędzie podobne – równie dobrze mogły to być Indie, Chile czy Szwajcaria.

Kraj Środka jest bardzo zróżnicowany. Sinciang, gdzie chodziliśmy po górach, nie ma nic wspólnego z tzw. typowymi Chinami. Kunming, skąd pochodzi powyższe zdjęcie, już tak. W naszej relacji przytaczam fragment nie tak starego przewodnika:

„Przecznica Ren Ming Zhongl jest równie niezwykła. Aż roi się tu od sprzedawców trociczek, pedicurzystow, usuwających odciski, żebraków, ślepych wróżbitów z bambusowymi patyczkami do zapalania świec oraz sprzedawców fajerwerków i kwiatów”.

Kilka lat później mieliśmy zachodnią metropolię – wieżowce, wielkie domy handlowe, kilometry betonu. Tę bramę podejrzewam, że zbudowano jako atrakcję turystyczną. Rzeczywiście – jest ładna i może być symbolicznym łącznikiem z tym, co odeszło.

Lubie!
0

Cmentarz z bliska

Niedaleko Subashi

Cmentarz niedaleko Subashi pojawił się raptem kilka postów temu. Dziś zdjęcie – zbliżenie. Widać technikę, jaką posługiwali się dawni budowniczowie: glina zmieszana z elementami roślinnymi. U nas byłaby to zapewne słoma. Na tamtej wysokości zboże nie rośnie, ogólnie niewiele roślin daje radę się utrzymać. Brak jest drzew, jedynie jakieś drobne rośliny przy ziemi, przesuszona trawa.

Lubie!
0

Cmentarz

Cmentarz pod Muzgagh Atą

Kilometrów do przejścia nie było dużo, bo raptem ze siedem. Mimo to nasi koledzy wynajęli wielbłądy. Każdy miał sporo bagażu, bo jedzenia na trzy tygodnie, ubrania, namiot, paliwo, sprzęt biwakowy i górski.

My postanowiliśmy zrobić maksymalnie dużo samodzielnie i szliśmy, niosąc wszystko na plecach. Było zimno i marsz był męczący. Gdy odpoczywaliśmy, podjeżdżali do nas miejscowi na motocyklach, oferując podwiezienie (oczywiście nie za darmo). Pokusa była spora, ale odmawialiśmy konsekwentnie.

Ja na miejscu (czyli w obozie) byłem bardzo zmęczony. Gosia mniej i o to ona poszła (już nie pamiętam z kim) odwiedzić niedaleki cmentarz. Akurat kończył się dzień, więc światło było fotograficzne, chmury na niebie też.

Mi pozostało potem żałować, że nie wykrzesałem z siebie tej odrobiny sił i że to nie ja jestem autorem powyższego zdjęcia.

Lubie!
0

Staruszka

Ujgurka

Wychodzi na to, że targ w Kaszgarze jest zagłębiem ludzkich twarzy. Przynajmniej tych, które nadawały się do uwiecznienia na fotografii. W tłumie, jaki przewalał się wśród różnobarwnych straganów, okazji do robienia zdjęć było sporo. Twarze i stroje zdecydowanie różniły się od tego, co można zobaczyć w Polsce, a nawet jeśli jakiś czas już się było na miejscu, to różnorodność postaci i fizjonomii przewyższała te widziane na co dzień. Nic dziwnego – na targ ściągali ludzie nie tylko z miasta, ale też z wiosek, zapewne niekiedy dość odległych. Niedzielny targ w Kaszgarze – zdecydowanie chciałbym jeszcze kiedyś odwiedzić.

Lubie!
0

Twarze

Ujgur

Wśród zdjęć podróżniczych poczytne miejsce zajmują fotografie twarzy. Często tworzone są cykle czy wystawy złożone z samych tylko twarzy (np. „Twarze Tybetu”).

Skąd się to bierze?

W odległym kraju wszystko (lub prawie wszystko) jest inne, egzotyczne: począwszy od przyrody, poprzez pogodę, architekturę, pojazdy, ubrania do ludzi. Różne od naszych są też twarze, a twarz to właśnie ten element, który zdaje się zawierać czy oddawać najwięcej prawdy o człowieku. Oczywiście to ułuda, bo co prawda z twarzy chyba najłatwiej odczytać emocje, ale przecież dopiero rozmowa pozwoli nam dotrzeć do drugiego człowieka.

Cóż – przyznać muszę, że nie należę do osób, które łatwo nawiązują kontakty i dlatego przeważnie pozostaje mi przyglądanie się i odczytywanie ludzkich emocji z twarzy, gestów, tonu głosu. Są co prawda wyjątki, ale tym razem tak nie było – powyższe zdjęcie powstało podczas kaszgarskiego bazaru, a człowiek był jedną z tysięcy odwiedzających go osób. Tak jak i ja.

Lubie!
0

Szczeliny

Szczelina

Gdy próbowaliśmy wejść na Pik Lenina, niedaleko pierwszego obozu znaleźliśmy jaskinię lodową. W lodowcu wymyła ją za pewne woda z topniejącego śniegu. Jaskinia nie była duża, ale można było w niej prawie się wyprostować. Był z nami znajomy Rosjanin, Ilja. Opowiadał nam krótko potem lub przedtem, że zszedł z drogi, która prowadziła przez płaski lodowiec w kierunku obozu II, i odkrył, że pod idącymi ludźmi była wielka pustka – gigantyczna jaskinia.

Podziałało to na moją wyobraźnię i zawsze miałem ochotę pozwiedzać wnętrze lodowca. Gdy wchodziliśmy na Muztaghatę, miałem ochotę opuścić się do jakiejś szczeliny i zwiedzić jej wnętrze. Miałem jednak stracha, bo bo stanowisko zjazdowe założone z czekana w śniegu nie jest pewne i mógłbym spaść. Ostatecznie zrezygnowałem i ograniczyłem się do oglądania różnych pęknięć lodu. Powyżej jedno z nich.

Lubie!
0

Życie na stoku

Na stoku

Stok kojarzy się przede wszystkim z narciarzami. Ale oni na stoku nie żyją. Nawet jeśli spędzają tam mnóstwo czasu, to tylko od rana do wieczora. A jeśli w nocy, bo stok jest oświetlony, to i tak tam nie śpią. Turyści z kolei po górach maszerują, a śpią zwykle w schronisku. Bywają tacy, co chodzą po górach wyższych, ale i oni przeważnie mają dość wygodne miejsca biwakowe.

Na stoku śpi się podczas wypraw wysokogórskich, kiedy często nie ma za wiele miejsca na rozbicie namiotu. Często, bo bywa inaczej. Są obozy rozkładane na rozległych, płaskich miejscach, gdzie łatwo o względną wygodę.

Ale często trzeba się rozbić tam, gdzie akurat brakło sił czy gdzie zastały nas zmrok lub niepogoda. W śniegu, jeśli tylko znajdziemy odrobinę energii, można spróbować wykopać płaską platformę. Aha – trzeba mieć jeszcze czym. Obowiązkowym wyposażeniem w górach jest czekan, ale nim nie przerzucimy setek litrów śniegu. Niezbędna jest łopata śnieżna. Teraz można kupić gotowe, bardzo lekkie i wygodne, ale kiedyś trzeba było sobie zrobić.

Na pierwszej wyprawie w śnieżne góry zazdrościłem tym, co taką łopatę mieli. Oczywiście pożyczali, ale to nie to samo. Potem sobie zrobiłem. Kawał blachy aluminiowej i mocowanie na śrubki/nakrętki-motylki do czekana. Nie miała takiej pojemności, jak te „sklepowe”, ale mimo wszystko pozwalała w miarę wygodnie wykopać platformę pod namiot czy dołek do załatwiania potrzeb fizjologicznych. To pierwsze było ważniejsze – jeśli nie zadbamy o w miarę poziome miejsce do spania, noc może być koszmarem.

Lubie!
0

Droga w Chinach

Droga w Chinach

Pamiętam, jak pierwszy raz jechałem do egzotycznego kraju (Węgry za taki uznać ni mogę). Od razu do Afryki, choć północnej, muzułmańskiej, a nie czarnej, która w hierarchii podróżniczo chyba stoi wyżej, no i jest bardziej typowa dla Afryki.

Wtedy byłem mocno przejęty i wszystko było nowe. Nowe zapachy, widoki, nowe niebezpieczeństwa, nowe niewygody. Główną niewygodą byli różnej maści nagabywacze, a niebezpieczeństwo okazało się tkwić tylko w naszej głowie. Wsiedliśmy bowiem do wagonu z grupą młodych ludzi i przez sporą część podróży patrzyliśmy na siebie wilkiem. Mieliśmy w głowie obrazy, jak budzimy się rano (wyjeżdżaliśmy wieczorem, dojechać mieliśmy rano) bez bagaży, bez dokumentów, czy może dostajemy po głowach pałkami.

Teraz już nie pamiętam, ale coś spowodowało, że zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że to bardzo mili ludzie i nie żywią wobec nas żadnych wrogich zamiarów. Jeden nawet zaprosił nas do siebie, ale ostatecznie nie skorzystaliśmy. Oczywiście do końca pobytu nie było tak sielankowo i jakaś kradzież nam się przytrafiła, ale to się zdarza wszędzie.

Gdy wjeżdżaliśmy do Chin, nie byliśmy nowicjuszami w podróżniczym rzemiośle. Mimo to wkraczaliśmy do nieznanego. W Chinach prawie wszystko jest inne – inny alfabet (a nawet dwa, bo w Sinciangu w użyciu jest też arabski), inne jedzenie, architektura, ludzie, samochody, czy system (komunizm kapitalistyczny czy jakoś tak). Nawet czas jest inny, bo pekiński. Jak w Kaszgarze wstaliśmy o 8 rano, był środek nocy.

Lubie!
0