Taka tradycja

Zdjęcie z interesującymi przebierańcami z drogi krzyżowej w Boliwii już pokazywałem. Dziś zbliżenie na czapkę jednego z nich. Wygląda przedziwnie, nam kojarzy się z Ku-Klux-Klanem. Tymczasem to tradycja hiszpańska, przeszczepiona za Atlantyk przez kolonizatorów. Także noszenie figur przybyło z Hiszpanii. Jak widać kolorystyka jest nieco inna, ale ogólne wrażenie – bardzo zbliżone.

Lubie!
0

Szklana trumna

Droga krzyżowa w Uyunii

O procesji drogi krzyżowej już co nieco pisałem. Kolejne zdjęcie z tego wydarzenia. Proszę zwrócić na szklaną (lub przynajmniej przeszkloną) trumnę. Do tej pory znałem ją tylko z bajki o Królewnie Śnieżce.

Lubie!
0

To, co jest

443DSC_3919

Światło jest wszystkim

Można mi zarzucić, że ocieram się o banał, ale jest tak, jak piszę. Jednego przepisu na dobre zdjęcie nie ma. Jakość fotografii jest wypadkową wielu czynników, a ostateczny wynik nie jest średnią arytmetyczną ocen w kategoriach składowych, ale raczej geometryczną. Ma ona to do siebie, że dużo punktów w choćby jednej kategorii mocno podnosi ostateczny wynik, a z kolei wynik słaby mocno obniża całość.

Przykładowo – jeśli mamy super temat, a reszta jest w miarę ok, fotografia może być bardzo dobra. Jeżeli wszystko jest takie sobie, a ostrość wręcz fatalna – zdjęcie jest do niczego.

Przepis na dobrą fotografię, to: jeden wybijający się parametr, reszta przynajmniej na poziomie.

Śmiem twierdzić, że akurat światło ma trochę większy wpływ na całość niż inne elementy. Drogę krzyżową w Uyunii fotografowałem od początku do końca. Zmieniały się tematy, zmieniało i światło. Od późnopopołudniowego, przez ostre południowe, do wieczornego. I dopiero promienie rzucane znad horyzontu dawały fotografiom szczyptę magii.

Światło zachodzącego słońca szybko się zmienia i trwa krótko. Dlatego jeśli się tylko da, warto przygotować się na ten czas. A jeśli fotografowane obiekty się zmieniają i nie mamy na to wpływu, trzeba liczyć na łut szczęścia i brać to, co jest.

Lubie!
0

Boliwia

416DSC_3870Boliwia to jeden z tych krajów, które wspominam najmilej. Nie byliśmy tam zbyt długo i wiemy, jak niebezpiecznie tam jest (nasz też okradli), a mimo to lubię ten kraj.

Z jednej strony dotarła tam nowoczesność (10 lat temu oznaczało to komórki i komputer), a z drugiej tradycja jest obecna wszędzie. Objawia się w strojach (jakże innych od średniej południowoamerykańskiej), obrzędach.

Strój ze zdjęcia był uroczysty, ale na co dzień ludzie (głównie kobiety) ubierają się po swojemu. Charakterystyczne meloniki, bufiaste spódnice, inne elementy stroju – to nie jest góralska cepelia, ale codzienność.

Obrzędowość, którą mogliśmy zaobserwować, była… autentyczna. Oczywiście moja ocena tego jest z natury rzeczy powierzchowna i potencjalnie obarczona błędem, ale mimo wszystko, gdy obserwowałem ludzi idących w drodze krzyżowej, widziałem, że robią to sami, z przekonaniem, a nie z rozpędu (bo tak wypada).

Nie wiem, czy jeszcze kiedyś odwiedzę ten kraj, który przecież się zmienia, ale jeśli to sie stanie, na pewno będę z niecierpliwością czekał na kolejny kontakt z Boliwią.

Lubie!
0