Laguna z daleka

Laguna Colorada

Pisałem już o noclegu przy Lagunie Coloradzie, który nie doszedł do skutku. Wtedy załączyłem zdjęcie zrobione z bliska, dziś prezentuję szerszy widok. Widać czerwoną wodę (kolor pochodzi od żyjących w słonej wodzie alg) oraz białe wyspy złożone z boraksu. Białe kropki to flamingi, a jezioro położone wyżej niż szczyty Alp (tylko Mont Blanc wystawałby ponad powierzchnię Laguny Colorady) otoczone jest górami.

Lubie!
0

Vox populi

Laguna Colorada

O naszej wycieczce do solniska Uyuni pisałem kilka razy. Tym razem o jednym z ciekawszych momentów, ale niestety nie z powodu, który bym mógł sobie wymarzyć.

To było chyba pierwszego lub drugiego dnia, a właściwie pod jego koniec. Zajechaliśmy do miejsca, gdzie mieliśmy spędzić nocleg. Atrakcją była bliskość jeziora, w którym brodziły flamingi. Ostrzyłem sobie zęby na fajne zdjęcia. Tym czasem…

Z jakiegoś tajemniczego powodu przewodnik opowiedział o jakimś alternatywnym noclegu. Nocleg w innym miejscu? Nie ma mowy! Tam nie ma flamingów! Niestety, byliśmy odosobnieni w takim pojmowaniu zwiedzania (czyli żeby zobaczyć coś ciekawego). Przewodnik wymieniał wady i zalety noclegu w innym miejscu, dyskusja się toczyła. Dla nas ważne było to, że nie będziemy już nigdzie jechać, więc będzie czas pobiegać i porobić zdjęcia (z bieganiem ostrożnie, było to ok. 4200 metrów n.p.m., a my nie byliśmy jeszcze zaaklimatyzowani). A że wokoło atrakcji nie brakowało, zapowiadało się interesujące popołudnie.

Ze zgrozą słuchaliśmy i patrzyliśmy, jak kolejne bzdurne argumenty trafiają do innych uczestników wycieczki. Wreszcie kiedy okazało się, że w tym drugim miejscu będzie ubikacja ze spłuczką (tu warunki były bardzo spartańskie), wszystkich poza nami opanowała nieomal ekstaza. Przegraliśmy.

Połknąłem szybko posiłek i z pobiegłem nad jezioro. Tchu wystarczało na niewiele, więc co chwilę trzeba było się zatrzymywać i sapać. Ale kilka zdjęć udało się zrobić, w tym powyższe. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że zwiedzanie z innymi to nie jest to, co chomiki lubią najbardziej.

Lubie!
0

Wyspa słońca

Jezioro Titicaca - Wyspa Słońca

Titicaca to kolejna z „magicznych” nazw, które przyszło nam zweryfikować. Za tą nazwą stoi rekord – najwyżej położone jezioro wysokogórskie na świecie, a z pewnością najwyższe tak duże. Od razu popłynęliśmy na Wyspę Słońca (Isla del Sol).

Miejsce to jest bardzo turystyczne, w tym sensie, że turyści tam ciągną, a miejscowi mają dla nich ofertę. Mimo to 10 lat temu nie było zdeptane i miało swój urok. Można byłoł szukać noclegu i targować się. Co prawda nie spało się u gospodarza (czyli miejscowych Indian), a w specjalnie wybudowanych budynkach, ale z pewnością nie były to hotele zrobione na wysoki połysk.

Naszym celem były ruiny leżące na drugim końcu wyspy, więc schodziliśmy się za wszystkie czasy. Ruiny nie okazały się jakoś specjalnie spektakularne, ale jak zwykle miłe było to, że zwiedzaliśmy je sami.

Jak jest teraz? Nie mam pojęcia, ale w booking.com z Wyspy Słońca jest 8 hoteli (hosteli), z czego jeden trzygwiazdkowy.

Lubie!
0

Góra

Muztagata i jezioro Karakul

Cała historia zaczęła się od znajomego znajomej, który ponoć chciał pobić rekord wysokości, z której zjechano rowerem. W ten sposób dowiedzieliśmy się o istnieniu wysokiej i łatwej góry.

Zaczęło się szukanie informacji. Wtedy nie było ich dużo, ale tyle, że się „napaliliśmy”. Wcześniej była tam jedna czy dwie polskie wyprawy i naszym znajomym udało się skontaktować z jednym z jej uczestników.

Muztaghata, choć wysoka (7536 m), uważana jest raczej za obiekt turystyki wysokogórskiej niż wspinaczki, ale dla początkujących jest oczywiście wyzwaniem. Trudności technicznych nie ma, po prostu wchodzi się dość łagodnym stokiem na szczyt. Problem sprawiają sprawy normalne w takich warunkach (wysokość, chłód, wiatry) oraz głęboki śnieg, więc warto wchodzić na nartach lub rakietach śnieżnych.

Zaletą, poza brakiem specjalnych trudności, jest dostępność i cena. Oczywiście za pełną wyprawę z kucharzem, tragarzami itp. trzeba zapłacić sporo, ale naszemu koledze udało się wynegocjować dobrą cenę bez tych luksusów. Mieliśmy zapewniony tylko transport od granicy z Kirgistanem do Kaszgaru (najbliższego miasta), tam hotel, potem autobus do bazy i z powrotem nad granicę. W bazie nie mieliśmy opiekuna, jak wyprawa, którą spotkaliśmy przed wyjazdem.

Obecnie chyba do drugiego obozu jest nawet zasięg telefonii komórkowej, sama góra jest doskonale obfotografowana w Google Mapsach. Nic dziwnego, że tłok tam prawie jak na trasie do Morskiego Oka.

Lubie!
1