Koniec świata

Kapusta pekińska w Kaszgarze - 3400 km od PekinuGdzie jest koniec świata? Nigdzie, Ziemia jest kulą (lekko spłaszczoną), więc nie ma końca. Obecność osi obrotu wyróżnia bieguny i rzeczywiście są to końce świata – odległe, trudno dostępne.

A z bardziej przyziemnych? Dla mnie cechy końca świata ma Kaszgar, skąd pochodzi powyższe zdjęcie. Po pierwsze bo Chiny – a to już daleko samo w sobie. Po drugie kraniec Chin. Co prawda geograficznie bliższy nam, ale jeśli chodzi o dostępność już nie. Sinciang, gdzie leży Kaszgar, to najbardziej zachodnia prowincja Kraju Ĺšrodka (ha! środek, więc jaki koniec?). Tyle tylko, że z Pekinu tam najdalej. Od naszej, zachodniej strony dostęp też nie jest łatwy. Po drodze jest Kirgistan, kraj względnie dostępny, ale – przynajmniej parę lat temu – dostanie się do Chin nie było stamtąd proste. A przynajmniej najkrótszą drogą, przez przełęcz Torugart. Trzeba było wynająć samochód, mieć odpowiednie papiery itp.

Na szczęście XXI wiek dotarł i tam, bo my załatwiliśmy wszystko przez… Internet. Firm wożących turystów trochę było i można je było znaleĹşć w Sieci. Tak więc wszystko ustaliliśmy z Polski. Musieliśmy się tylko dostać do Narynu, miasta niezbyt często odwiedzanego przez turystów. Dojechaliśmy tam autobusem, znaleĹşliśmy kwaterę i szwendaliśmy się dwa dni – niezbyt intensywnie, bo bolało mnie kolano.

Raz, gdy odpoczywaliśmy na murku, podszedł do nas miejscowy. Zaczął opowiadać, jak to był ekonomistą, miał własny interes, kupił samochód ciężarowy, po czym coś tam się zmieniło i zbankrutował. Utrzymuje go żona, która handluje na bazarze. Opowiadał o jakiejś koncesji, na którą potrzeba milion czy dwa dolarów, a da dostęp do ropy. Oczywiście nie mieliśmy przy sobie drobnych na koncesję. Na zakończenie poprosił o drobny datek na 50 g wódki. Mieliśmy, ale nie daliśmy.

Koniec świata występuje też w Argentynie, w Ushuaii, która dzierży tytuł miasta położonego najbardziej na południe. Polecam też inny Koniec świata.

Lubie!
0

Kirgizi

KirgiziRok 2004 był w moim fotografowaniu przełomem, bo pierwszy raz zabrałem na wakacje aparat cyfrowy. Było to Canon A80, 4 megapiksele, uchylny ekran i pełna kontrola ekspozycji. Żeby nie było – miałem ze sobą także Nikona N70, co było przyczyną lekkiego rozdwojenia jaźni. W Nikonie były slajdy, więc zrobione nim fotografie nie nadawały się do pokazania np. w Internecie (ze skanerem wtedy było krucho). Z kolei zdjęcia cyfrowe nie miały szans trafić do pokazu (rzutnik miałem i mam tylko analogowy). Musiałem więc po pierwsze nosić oba aparaty, a po drugie część zdjęć robiłem podwójnie.

Odwiedziliśmy wtedy Kirgistan z zamiarem wejścia na wysoką górę, potocznie zwaną Pikiem Lenina. Obecnie to Szczyt Awicenny, ale wszyscy posługują się starą nazwą. Usłyszeliśmy o nim od kolegi, który próbował na niego wejść jakiś czas wcześniej. Czemu więc nie spróbować?

Pik Lenina nie jest trudny techniczne, choć jak każda góra tej wysokości (trochę ponad 7000 metrów), może być niebezpieczny. Dodatkowo między obozami pierwszym a drugim jest sporo szczelin. Gdy był tam kolega, były odsłonięte. Z kolei kiedy my próbowaliśmy, pokrywał je śnieg. Co lepsze? Trudno powiedzieć. Śnieg tworzy mosty, po których można przechodzić, ale które mogą się załamać. Gdy szczeliny widać, można je okrążać – trwa to dłużej, ale jest bezpiecznie.

A teraz coś o zdjęciu. Baza mieści się na Cebulowej Polanie (zwanej Polaną Łukową – od rosyjskiego słowa łuk, oznaczającego właśnie cebulę). Rzeczywiście – dzika cebula tam rośnie. Baza jest przyjemna, bo poza cebulą jest trawa i ogólnie jest zielono. Do siedzib ludzkich jest daleko, na polanę dostać się można tylko wynajętym samochodem. Chyba że jest się Kirgizem, który akurat gdzieś niedaleko ma swoją jurtę.

Jurty były też na polanie, jako coś w rodzaju hotelu. Do bazy przyjechaliśmy późno, po ciemku i pierwszą noc spędziliśmy właśnie w jurcie. Zapach tego domostwa w połączeniu z pierwszymi objawami wysokości skutkować mógł jednym – w najlepszym razie nudnościami. Potem było już tylko lepiej.

Lubie!
1

Arbuzowy raj

Arbuzowy stragan

Tradycyjne jadło ludów pasterskich składało się z produktów pochodzących z hodowanych zwierząt. I tak w Kirgistanie i w Sinciangu (nie tylko, ale tam byliśmy) w menu króluje mięso (np. szaszłyki). Co ciekawe, tradycyjny produkt procentowy też jest pochodzenia zwierzęcego. Mowa o kumysie, sfermentowanym mleku.

Tyle tradycja, gdy tymczasem nizinne tereny Kirgistanu (innych ościennych krajów zapewne też) rodzą wielkie ilości wszelkiej zieleniny. Latem do miast, wiosek, przy drogi – słowem wszędzie, gdzie są potencjalni kupcy, zwożone są arbuzy. Ich problemem jest to, że to owoce sezonowe i nie można ich długo przechowywać. Nawet robienie przetworów za bardzo nie wchodzi w grę. Producenci starają się więc sprzedawać jak najwięcej i jak najszybciej. Często przy drogach usypywane są pryzmy tych owoców, a obok w samochodzie czy w budce mieszka sprzedawca i handluje tydzień, dwa trzy, aż nie sprzeda wszystkiego lub się załamie.

Jedno jest pewne – gdy jest się w tamtych rejonach latem, trzeba się włączyć w to arbuzowe szaleństwo i jeść, ile się da. Arbuzy lubi chyba każdy. Nawet moja córka, która praktycznie owoców nie jada, polubiła je. Co prawda musiałem ją przekupić lodem, żeby wzięła kawałek do ust, ale potem zapomniała o lodzie i domagała się jeszcze.

Lubie!
0

Socreal++

BiszkekW 2004 roku zawitaliśmy do Azji Środkowej, a konkretnie do Kirgistanu. Ciekawe miejsce – mieszanka znanych komunistycznych motywów oraz elementów egzotycznych i orientalnych. Jednym z ciekawszych miejsc w Biszkeku jest Oszski Bazar – targowisko, na którym można kupić mydło i powidło (a w szczególności pyszne owoce) – tu panuje Orient. Przeciwwagą jest komunistyczne centrum z szerokimi ulicami (w sam raz na wojskowe parady), szarymi gmaszyskami (dla zastępów urzędników) oraz odrapanymi blokowiskami (dla proletariatu).

Powyższe zdjęcie zrobiłem ostatkiem sił, zmorzony lipcowym upałem. Kirgistan ma podobny klimat jak Polska (zimne zimy, gorące lata), ale do potęgi. Jak upały, to 40 stopni w cieniu. Jak zimy… Raz spaliśmy w hotelu mieszczącym się w prywatnym mieszkaniu. Rozmowa zeszła na pogodę. „A jak u was zimy, zimno?” „Nie, zimno to jest w Rosji, u nas najwyżej -40”. Oczywiście w górach (a niziny to mniejszość kraju) pogoda jest zupełnie inna.

Aha – w tym zdjęciu dla rozjaśnienia zacienionych partii wykorzystałem programowy filtr połówkowy.

Lubie!
0