Ciągle walczy

Ciężarówkę widoczną powyżej sfotografowałem, bo, będąc w Ameryce Południowej, robiłem zdjęcia graffiti. Wśród nich często pojawiały się wizerunki Che Guevary i choć to nie było ściśle rzecz biorąc graffiti, to pasowało do pomysłu.

Teraz moją uwagę zwrócił jednak bardziej napis. Na innym zdjęciu znalazłem go całego. Brzmi „No soy vencedor, ni soy vencido, soy el que sigue luchando”, czyli „nie jestem zwycięzcą, nie jestem przegranym, ciągle walczę”. Nie wiem, czy hasło ma związek z Che Guevarą, czy to motto kierowcy. Tak czy siak – nie da się ukryć, że hasło jest dość uniwersalne.

Lubie!
0

Skąpane w słońcu

Machu Picchu

Jak już pisałem, Machu Picchu powitało nas skąpane we mgle i deszczu. W zwiedzaniu jakoś to szczególnie nie przeszkadzało (byliśmy przygotowani na wilgoć, a zimno nie było). Owszem mgła utrudniała obejrzenie miasta w całości, ale i też dodawała uroku. W końcu jednak opary się rozpierzchły, a w pokrywie chmur zaczęły pojawiać najpierw szpary, potem wyrwy.

Jednak zanim słońce mogło dotrzeć do nas bez przeszkód, po prostu oświetlało ruiny nieco mdłym, ale jednak blaskiem. Blask zanikał, intensywniał, ale w końcu zaczęły pojawiać się momenty, że osłona z chmur przepuszczała promienie słoneczne bez przeszkód. I właśnie jedną z takich chwil utrwaliłem na dzisiejszym zdjęciu.

Lubie!
1

Alternatywna droga

Droga do Machu Picchu

Parę razy wspominałem o tym, że lubimy schodzić z utartych szlaków. Tak zrobiliśmy także, odwiedzając Machu Picchu. Tradycyjna droga wiedzie przez jakąś firmę turystyczną, która sprzeda nam trekking po dżungli, noszący nazwę „Inca trails”. Nie brałem w nim udziału, ale wiem, że w skrócie polega na tym, że maszeruje się w kierunku najsłynniejszych peruwiańskich ruin przez dżunglę, odwiedzając po drodze różne pozostałości inkaskie. Nie wątpię, że taka wycieczka daje dużo satysfakcji, ale nas na nią nie za bardzo było stać.

Trzeba tu wspomnieć, że do Aguas Calientes (miasteczka u podnóża Machu Picchu) nie da się dotrzeć środkami komunikacji publicznej. Jest kolejka dla turystów, ale też bardzo droga. Szperając w przewodniku, znalazłem jednak opis innej trasy – da się iść po starych torach kolejowych.

Najpierw był więc autobus, potem ciężarówka, a dalej mieliśmy iść. Okazało się jedna, że powódĹş zerwała most, a na drugą stronę rzeki da się przedostać tylko w wagoniku zawieszonym na linie. Mieścił jedną osobę, która była ładunkiem i napędem, bo musiała przedostać się na druga stronę, ciągnąc linę. Dalej było standardowo. Szliśmy, szliśmy, aż zrobiło się ciemno. Drugiego dnia kontynuowaliśmy masz, złapaliśmy drezynę (tory miały być nieużywane!) i dotarliśmy na miejsce.

Lubie!
0

Plama w Machu Picchu

Machu picchu

Kolejne zdjęcie z Machu Picchu. Podobne do jednego z poprzednich. Zastanowiła mnie turkusowa plama, dość mocno kontrastująca z resztą zdjęcia (blisko dolnej krawędzi fotografii, mniej więcej na środku). Szczerze mówiąc, nigdy nie zwróciłem na nią uwagi. Już myślałem, że to jakaś wada samej fotki (zabrudzenie na matrycy czy soczewce), ale znalazłem ją też na innym zdjęciu. Tam jest lekko za mgłą, tu rzuca się w oczy. Co to jest?

Lubie!
0

Ten moment

Machu Picchu

O Machu Picchu już pisałem. Powyższe zdjęcie powstało gdy już kończyliśmy oglądać miasto Inków. Miejsce, w którym byliśmy, dawało klasyczny widok i oczywiście zrobiłem tam kilka zdjeć. Wiadomo – aparat cyfrowy daje możliwość pstrykania, więc zawsze wypróbuj się kilka wariantów danego ujęcia, by potem wybrać najlepsze.

I wtedy nagle pojawiła się lama. Nie wiem, co ona tam robiła, zapewne służyła do tego samego, do czego niedĹşwiedĹş w Zakopanem. Ale że właściciela nie było, nie musiałem się przejmować ewentualnymi roszczeniami i wykorzystałem niecnie obecność zwierzęcia.

Lama w oczywisty sposób kojarzy się z Ameryką Południową, w szczególności z Peru oraz Boliwią. Trzeba pamiętać, że ma ona kilku kuzynów. Nie mówię tu o wielbłądach, które są jej dalszymi kuzynami, ale o alpakach, wikuniach i guanako (te ostatnie udomowiono i tak powstały lamy).

Ta lama pojawiła się nagle, skubnęła trawy i dość szybko zniknęła. Nie miałem wiele czasu, by przygotować się do zrobienia zdjęcia, dlatego też nie jest ono doskonałe technicznie. Decyzja była prosta – przymknąłem przysłonę, żeby wydłużyć głębie ostrości, pomanwrowałem sobą (bo „modelką” się nie dało), by złapać lamę oraz miasto i pstryknąłem. Obiektyw był w miarę szeroki (28 mm), ale nie dość, by łatwo było objąć wszystko. Z kilku zdjęć jedynie to się nadawało, choć czas wyszedł 1/20 sekundy.

Jaki morał z tej sytuacji? Banalny, ale niech będzie – trzeba zawsze zachować zimną krew, bo nie nie wiadomo, co się przytrafi. Po drugie, warto trenować różne warianty wcześniej, by w takiej chwili nie tracić czasu na zastanawianie się. Warianty techniczne (przysłona, czas, czułość itp) by zdjęcie wyszło oraz kompozycyjne, żeby było przyjemne dla oka.

Lubie!
0

Machu Picchu

Machu PicchuO Machu Picchu już było – wtedy we mgle, z widokiem na dno doliny. Teraz zdjęcie można rzec klasyczne. Poranne mgły się przewaliły i rozjaśniło się. Ruiny nie są może skąpane w słońcu, ale jest dość jasno. Jakoś udało mi się prawie uniknąć ludzi na zdjęciu, ale było ich bez liku. W końcu to największa atrakcja Peru. ZnaleĹşć się tam samemu – chyba niemożliwe. Pomijam specjalne przypadki, kiedy np. ważna telewizja kręci film i wynajmuje całe ruiny. Nie można zrobić jak w syryjskiej Palmirze, gdzie po prostu rozłożyliśmy śpiwory w ruinach greckiego miasta, którego nikt nie pilnował (nie mówiąc o pobieraniu biletow). Ani tak, jak w Turcji, na Nemrud Dag, gdzie byli strażnicy, ale koleżanka nieomal wypłakała zgodę na nocleg wśród wielkich posągów. Peru ma z tych ruin niezły dochód i nie pozwoli na przebywanie wśród nich bez biletów. A nocnych nie sprzedają.

Lubie!
2

Miasto w chmurach

Po angielsku są wyrażenia „must have” i „must see” – czyli coś, co trzeba koniecznie mieć i coś, co trzeba koniecznie zobaczyć. W jeśli mówimy o podróżach, to są to miejsca, o których każdy słyszał, często znajdujemy je w przewodnikach na stronach  kolorowymi zdjęciami. Jednym z takich obowiązkowych punktów wycieczek po Ameryce Południowej jest Machu Picchu.

Miasto w chmurach - Machu Picchu

Nie dziwota – chciałoby się rzec. Miejsce ma niesamowitą historię i nieziemskie położenie. Ma też zaporową cenę – bilet i koszty dotarcia, bo mieści się w środku niczego. Można dojechać pociągiem (dość drogo), można przejść się po dżungli (tzw. Inca Trail), odwiedzając po drodze różne zabytki i ruiny inkaskie.

My wybraliśmy rozwiązanie inne. W przewodniku Lonely Planet „Trekking in the Central Andes” znaleĹşliśmy opis dłuższej wycieczki, którą zaadaptowaliśmy do naszych potrzeb i przeszliśmy się przez dżunglę za dużo mniejsze pieniądze.

Jeśli chodzi zaś o samo Machu Picchu… Nie było nas stać, żeby odwiedzić to miejsce dwa razy, więc pierwszy strzał musiał być celny. Gdy dotarliśmy na górę (autobusem po serpentynach), okazało się, że przez inkaskie miasto przewalają się masy chmur. Z jednej strony ciekawe warunki do robienia zdjęć, ale z drugiej słońca nie było ani odrobiny.

Cóż robić? Wykorzystać maksymalnie sytuację. A ta zmieniała się – początkowo niemrawo, potem dynamicznie. Słońce zaczęło przebijać się przez kłęby mgły, chmury przerzedzać i po jakimś czasie światło zalało ruiny.

Powyższe zdjęcie powstało w początkowym okresie naszego pobytu w tym miejscu. Wydaje mi się, że oddałem na nim to, co najlepsze – nie ruiny, które same nie powalają – ot, trochę kamiennych chatek. Klimat tego miejsca robi położenie – na płaskim szczycie, otoczone głębokimi dolinami, na dnie których srebrzą się wstążki rzek. I jeśli chodzi o tzw. obowiązkowe atrakcje, to mogę powiedzieć, że Machu Picchu nie jest przereklamowane. Warto je zobaczyć.

Lubie!
0