Ruchoma praca

Jedną z atrakcji, którą odwiedzają turyści podczas wycieczek do delty Mekongu, jest targ na wodzie. Podobne odbywają się też w Tajlandii, ale podobno tamte to podpucha dla turystów, a ten jest autentyczny. Tak czy inaczej – rzeczywiście były łodzie z towarem i handel odbywał się na rzece.

Na rzecze nie ma budek z bigosem czy pierogami, ale oczywiście handlujący mogą się posilić. Gastronomię zapewniała zdaje się m.in. ta pani. We Wietnamie zwyczaje kulinarne są inne niż u nas – najlepiej schodzą zupy serwowane nie w talerzach, ale w widocznych na zdjęciu miseczkach. Gar wygląda swojsko, mógłby być w nim żurek albo bigos.

 

Lubie!
0

Pięciolatka

Jak wiadomo, rok nie dzieli się równo na tygodnie. Dodatkowo, gdy zaczynałem publikować fotografie wygrzebane, robiłem to w inny dzień tygodnia. Tak więc z pewnym przybliżeniem mogę stwierdzić, że właśnie mija pięć lat prowadzania tego blogu. Pierwszy wpis pojawił się 23 kwietnia 2012 roku, a ten ma numer 265.

W nową pięciolatkę wpływamy barką. Płynie po Mekongu, jednej z większych rzek Azji. Ujście, gdzie zrobiłem tę fotografię, jest niedaleko Ho Chi Minhu, czyli dawnego Sajgonu. Jak widać, jednostka pływająca prezentuje wysoki standard, ma nawet telewizję (choć nie satelitarną).

Lubie!
0

Makaron ryżowy

Produkcja makaronu ryżowego

W Wietnamie wiele atrakcji zwiedzaliśmy na zorganizowanych wycieczkach. Tak było taniej i czasem była to jedyna możliwość, bo daną rzecz zobaczyć. Odwiedzić dolinę Mekongu inaczej raczej się nie dało, bo trzeba by wynająć łódź, a wątpię, by ktoś nam zaufał, a i ja bym się chyba bał samemu poruszać takim środkiem lokomocji.

I sam bym pewnie nie odwiedził fabryki makaronu ryżowego. Dolinę Mekongu odwiedziliśmy z przewodnikiem i wracając, zatrzymaliśmy się w fabryce, fabryczce, no dobrze – najwyżej manufakturze, a może i warsztacie produkcji makaronu ryżowego. W formie „z paczki” paski czy rurki są przeźroczyste, ale w produkcji – jak widać – są mlecznobiałe.

Ryż na miejscu był pozbawiany łusek, gotowany, a uzyskaną tak masę wylewano na płaskie, gorące płyty, gdzie przez chwilę się smażyły. Potem widocznym na zdjęciu przyrządem były przenoszone do suszenia i chłodzenia. Na końcu je cięto i makaron gotowy.

Lubie!
0

Pocztówka

Zachód słońca

Zdjęcie, które prezentuje jest nudne. Można by rzec – typowo pocztówkowe. Brakuje tylko napisu „Pozdrowienia z Jastarnii” (oczywiście gdyby nie drzewa na horyzoncie). Zdjęcie nudne, ale okres w naszej podróży był ciekawy. Przedostawaliśmy się z Kambodży do Laosu. Najkrótsza droga wiodła rzeką – Mekongiem. Najpierw trzeba było dojechać do rzeki, potem wsiedliśmy na łodzie motorowe, które z wielką prędkością mknęły po wodzie.

Przyznaję, że miałem duszę na ramieniu, ale na szczęście szaleńczy pęd skończył się dobrze – dotarliśmy do posterunku granicznego. Było tam więcej turystów. Wszyscy wiedzieli, że pogranicznicy biorą w łapę, ale jakoś się umówiliśmy, że nie dajemy. Negocjacje po stronie kambodżańskiej trwały krótko i przeszliśmy bez płacenia. Laotańczyk był twardszy, więc po godzinie negocjacji zapłaciliśmy po dwa dolary i otrzymaliśmy opieczętowane paszporty.

Potem była podróż wolnymi łodziami po stronie laotańskiej. Zrobił się wieczór i wtedy zrobiłem kilka tych „pocztówkowych”. Zwieńczeniem długiego dnia było wynajęcie domków na wyspie Don Khon, gdzie spędziliśmy kilka leniwych dni.

Lubie!
0

Nad wodą

365DSC_2719

Jedną z wycieczek, które odbyliśmy w Wietnamie, była wycieczka do delty Mekongu. Pamiętam, że kombinowaliśmy, jak tu obniżyć koszty, i wyszło nam, że najtańsza opcja to nocleg u rodziny. Jakoś szczególnie tego nie wspominam, bo rodzina była przyzwyczajona do goszczenia turystów i autentyzmu w tym nie było za grosz. Prym wiódł chłopak, bardzo wygadany i rozbujany („too much MTV” – tak to wtedy skomentowałem). Pamiętam, że gdy próbowałem go jakoś zagadywać o sytuację w Wietnamie, odpowiadał, że podążają drogą Chin. Trudno mi powiedzieć, czy tak było, ale rzeczywiście było widać, że Wietnam jest komunistyczny raczej z nazwy. Tzw. prywatna inicjatywa kwitła i w koncesjonowanym kapitalizmie Wietnamczycy dobrze się odnajdują (szczególnie ci z Północy).

Delta Mekongu okazała się raczej dość odporna na nowoczesność. Ludzie żyją tam przy rzece, w rzece. Tradycyjnych chatek jak widać nie brakuje. Tak na oko, to od czasów wojny z Amerykanami, nie zmieniło się wiele. Pojawiło się tylko trochę domków krytych blachą falistą. Wiele budynków ma podłogę ledwie kilka centymetrów nad poziomem rzeki. Nie wiem, co oni robią, jak jest wiatr i na rzece pojawiają się fale. Chlupie im do pokoju przez podłogę?

Najciekawszą rzeczą, którą chyba napotkaliśmy podczas tej wycieczki, były cukierki kokosowe. Ale o tym może przy innej okazji.

Lubie!
0

Nad rzeką

 

Mekong w okolicach Luang PrabanguMekong spotykaliśmy podczas naszej podróży po Azji wiele razy. Nic dziwnego, rzeka jest długa (9 miejsce na świecie), więc przepływa przez wiele krajów. W Laosie nad Mekongiem można podziwiać zachody słońca, w Wietnamie rozlewa się w imponującą deltę. Powyższe zdjęcie pochodzi z okolic Luang Prabangu. Doskonale na nim widać, jak w górzystym kraju wykorzystuje się każdy skrawek ziemi. Co prawda ta nad brzegiem jest piaszczysta, ale wyraĹşnie widać tarasy.

Aha – zdjęcie nie jest bardzo ostre, a to dlatego, że powstało przez przycięcie fotki pionowej. Niżej dla zainteresowanych oryginał. Warto było ciąć?

Pionowy Mekong

Lubie!
0

Nad Mekongiem

Zachód słońca nad MekongiemJadąc do Azji Południowo-wschodniej, raczej nikt nie spodziewa się wczasów (no, z wyjątkiem tych, co jadą do Tajlandii, ale też nie wszystkich). Raczej chodzi o to, żeby coś ciekawego zobaczyć, przeżyć, żeby było ciekawie, choć nie zawsze łatwo i nie komfortowo. Ale każdy potrzebuje chwili oddechu. Czasem taki oddech przychodzi sam.

Jeśli pamięć mnie nie myli, wpłynęliśmy z Kambodży do Laosu. Podróż obfitowała w ciekawe wydarzenia, jak choćby podróż bardzo szybkimi łodziami po Mekongu czy próba uniknięcia dania łapówki pogranicznikom (trwało to dość długo, byli bardzo twardzi).

Koniec końców wylądowaliśmy na jednej z wysepek archipelagu Si Phan Don (Tysiąca Wysp). Dużo tam do roboty nie było – ot, spacery po wyspie i obserwowanie. Domki miały werandy, werandy miały hamaki, a z hamaków co wieczór roztaczał się widok jak powyżej. Czego więcej trzeba turyście do zrelaksowania się?

Lubie!
1