Rzeka Malakka

W pierwszym wpisie z Malakki pisałem o kanale oddzielającym dzielnicę chińską od reszty. Nie pamiętam, skąd wziąłem ten informacje, ale obecnie po przestudiowaniu mapy muszę powiedzieć, że się myliłem. Kanału nie ma, jest za to rzeka o takiej samej nazwie jak miasto, choć zapewne rzeczywiście dzielnica chińska leży po jednym jej brzegu.

Brzeg rzeki w okolicach centrum wygląda jak na obrazku. I właśnie w tym kanale pływały warany, o których wspominałem w 2012.



Lubie!
0

Melaka 2

Poprzedni wpis ze zdjęciem z Melaki nosił tytuł „I po Nowym Roku„.  Ten mógłby mieć podobny, wszak na zdjęciu widać te same dekoracje. Okolica wygląda na zapuszczoną, ale to wina białych ścian, które dawno nie było odnawiane i pewnie techniki ich wznoszenia lub użytych materiałów – ściany pękają, pełno jest ciemnych zacieków. Z drugiej strony jest to charakterystyczne zjawisko dla okolic, w których mieszkają niezbyt zamożne osoby, na dodatek nie zawsze będące właścicielami. Daleko szukać nie trzeba, choćby we Wrocławiu ich pełno.

Lubie!
0

I po Nowym Roku

I po Nowym RokuGdzie zostało zrobione to zdjęcie? Chiny? Nie, choć może określenie Małe Chiny by było na miejscu. Na powyższym obrazku widać fragment chińskiej dzielnicy w Melace, w Malezji. To bardzo ciekawy kraj, bo pozwala za jednym zamachem poczuć klimat Malezji, ale także Chin i Indii. Malajowie stanowią ok. połowy ludności, Chińczycy 1/4, Hindusi trochę ponad 7%. W (prawie?) każdym mieście jest dzielnica chińska i ulice indyjskie. Można napić się lassi, zjeść kurczaka tandoori i oczywiście dziesiątki potraw na bazie ryżu. Są świątynie taoistyczne i hinduistyczne.

W Melace stare miasto (chińskie) jest otoczone kanałem, przez to wyraźnie oddzielone od reszty miasta. Gdy byliśmy tam w marcu, na ulicach były jeszcze dekoracje chińsko-noworoczne. Ciekawostka – raz wyszedłem wcześnie, by porobić zdjęcia. Ulokowałem się nad kanałem, bo raz, że woda i budynki ładnie wyglądają, a dwa, że nic domów nie zasłania. Najciekawszą rzeczą, jaką zobaczyłem, był wielki (na oko półtorametrowy) waran, który płynął sobie kanałem. Potem widzieliśmy takie jeszcze w jednym miejscu, gdy pojechaliśmy poplażować. Zauważyliśmy je na brzegu lasu, kilkanaście metrów od nas. Spokojnie pomaszerowały w gęstwinę.

Lubie!
0