O świątyniach Sambor Prei Kuk już pisałem. Dziś kolejne zdjęcie z tego kompleksu. Wspominałem też, że Angkor jest dużo bardziej rozległy, ale i te świątynie nie są bardzo skomasowane. Przestrzeni jest tyle, że zmieścił się plan zdjęciowy teledysku. Nie wiem, o czym był, ale filmowano pana śpiewającego jakąś rozdzierającą serce pieśń na tle malowniczych ruin. Zapewne ona kochała jego albo on ją, potem jedno przestało, drugie nie, walczyło o miłość i na końcu ponownie byli razem. Mogło też być tak, że ona przestała (lub on), a on (lub ona) był zrozpaczony, spotkał (spotkała) inną, która okazałą się (okazał się) nie gorszy (gorsza) od tej pierwszej… Na końcu też było szczęście, tylko w innej konfiguracji niż początkowo.
Tak można streścić 90% teledysków, które widzieliśmy w Kambodży i Tajlandii (w Laosie chyba rzadziej obcowaliśmy z telewizorami). Piosenki były do siebie podobne, cukrowane, teledyski od sztancy. Zapamiętałem jeden inny – młoda para (oczywiście zakochana) była biedna, ale nie poddała się (siłę dawało im uczucie) i otworzyła punkt małej gastronomii (wózek, z którego sprzedawali zupę z kluskami). Ciężka praca plus odrobina zmysłu biznesowego sprawiły, że po jakimś czasie mieli punktów więcej, obroty znacznie wzrosły i… żyli długo i szczęśliwie.
P.S.
Zdaje się, że obecnie mam wakacje, a post pojawił się automatycznie. Proszę wiec spodziewać się zakłóceń w dotychczasowym rytmie pojawiania się zdjęć. O zmianach poinformuję.