Koliber

Koliber z Nazca

Nazca to jedno z miejsc magicznych – przynajmniej jeśli się tam nie pojedzie. Niedaleko znajdują się tajemnicze rysunki olbrzymich rozmiarów, które podziwiać można tylko z wysokości. Najlepiej z samolotu, choć jest też wieża obserwacyjna (nie próbowałem).

Dla takich lotów zjeżdżają się tam turyści i nie ma problemów z ich zorganizowaniem. Wystarczy dotrzeć do hotelu, a usłużny właściciel załatwi wszystko za odpowiednim wynagrodzeniem. Dobra rada – w dniu lotu lepiej nie jeść śniadania. My się do tego dostosowaliśmy, a i tak nie było lekko.

Cześć „widzów” siedziała po lewej stronie samolotu, część po prawej. Więc samolot robił przechył na lewe skrzydło („Państwo oglądają”), potem zwrot maszyny i przechylamy się na drugą stronę („Państwo oglądają”). Ĺ»ołądek doświadcza tego, co na łodzi podczas statku. Jeśli mamy tam śniadanie, szybko ląduje ono na naszych kolanach, stopach itp. Jeśli nie mamy… w końcu i tak przychodzi kres wytrzymałości żołądka i zaczynają się mdłości.

Oboje jakoś wytrzymaliśmy do końca, choć nie było łatwo. Same rysunki są oczywiście ciekawe, ale po ich obejrzeniu magia trochę pryska. To już? Ano już i czekamy na autobus do Limy. Siedzimy na skwerku, a tu podchodzi do nad nas lekko nietrzeĹşwy jegomość i coś bełkocze. Ĺ»e przyniósł nam to, o co prosiliśmy. Aha, pomylił nas z kimś, ale nie chce się odczepić i pociąga jakiś płyn z woreczka. Namawia nas na obejrzenie czegoś ciekawego. Niech będzie, zgadzamy się, i wsiadamy do taksówki.

Był to dobry pomysł, bo dzięki temu obejrzeliśmy coś, co przeoczyliśmy w przewodniku. Były to podziemne akwedukty, transportujące wodę z gór. Nie wiadomo, kto je zrobił, nie wiadomo kiedy. Miejscowi nadal je czyszczą i użytkują. Można nimi przeczołgać się od jednego lejkowatego wejścia do drugiego. Jeśli tunel nie zakręca, widać w nim światełko. Gdy ja się tam przeciskałem na czworakach, tego dowodu istnienia wyjścia nie było. Było za to kilka metrów ziemi nad plecami i myśl, czy jak wyjdę, to Gosia jeszcze tam będzie. Była. Był też on.

Jegomość opowiadał jeszcze wiele historii. Ĺ»e one tam leciały, do gór, że z ojcem znaleĹşli ich szkielety. Trudno było go zrozumieć i się od niego odczepić. Na szczęście przyjechała jakaś wycieczka i zajęła jego uwagę. My pieszo oddaliliśmy się do miasta.

Jaki z tego morał? Nie zawsze to, co zajmuje w przewodniku najwięcej jest najciekawsze. Po drugie trzeba być otwartym na to, co przynosi los. Wiadomo – bywa on różny, ale tym razem okazał się łaskawy.

Lubie!
2