Gdy przyglądałem się temu zdjęciu i zastanawiałem, co napisać, naszła mnie myśl, że w Angkorze prawie nie ma rzeźb. Pamiętam kamienne słonie, w jednym miejscu był byk, często wejścia były zwieńczone wizerunkami lwów albo słoni oraz był trędowaty król (trędowaty to współczesna nazwa, bo gdy posąg znaleziono, pokryty był mchem). Po za tym – same płaskorzeźby.
Były różne – bardziej płaskie, jak te w Angkor Wacie, które już pokazywałem, były też „głębsze”, jak te wyżej. Niektóre można śmiało nazwać dziełami sztuki, a inne, to rodzaj sztukaterii – misternie rzeźbione, wysmakowane, ale jednak powtarzane o twarzach nie wyrażających nic lub to samo.