Jedną z korzyści podróżowania jest możliwość próbowania nowych potraw. Nie napisałem „dobrych”, bo to różnie bywa – niektóre są smaczne, inne takie sobie, a trafiają się obrzydliwe.Nie chcę tu się puszyć – nie jadłem małpich mózgów czy baranich oczu, choć jakieś robaczki w ramach testów się zdarzało. Nie jestem też z tych, którzy po powrocie z jakiegoś kraju przez trzy miesiące jedzą to, co na wyjeĹşdzie.
Mówiąc krótko – podchodzę do sprawy zdroworozsądkowo, i jeśli coś mi smakuje, to jem, a jeśli da się to zrobić w domu małym wysiłkiem, od czasu do czasu się tym raczę. Do mojego jadłospisu na stałe weszła jedna potrawa – ryż z warzywami. Z innych zdarzyło nam się robić momo, i pirażoki. Raz czy dwa zrobiliśmy także coś, co poznaliśmy pod nazwą lomo, ale funkcjonuje jako lomito. Teraz czas na chaczapuri po adżarsku, którym objadaliśmy się w ostatnie wakacje. Potrawa to bardzo smaczna, pożywna (wystarcza za cały obiad) i efektowna. Jedynym problemem jest konieczność zasymulowania gruzińskiego sera, ale z tego, co przeglądałem różne przepisy, wygląda na to, ze istnieje jakieś rozwiązanie tego problemu.
A może ktoś „przywiózł” jakąś potrawę z wojaży i podzieli się nią tutaj?
Aha – powyższe zdjęcie pochodzi z Malezji, z targu, który już tu opisywałem. A z rzeczy, których się nie da przywieĹşć, a bardzo chciałbym, na pierwszym miejscu muszę wymienić soki z mango z Etiopii.
Na Krecie w takiej jednej miłej knajpce serwowali fasolkę szparagową – i tam właśnie pierwszy raz w życiu mi fasolka szparagowa smakowała. W domu spróbowałam zrobić taką samą, wyszła trochę inna, ale i tak jest pychota. Idzie to mniej więcej tak: podsmaża się na oliwie czosnek, ewentualnie cebulę oraz oczywiście fasolkę. Potem się to lekko podlewa winem, dorzuca pokrojone pomidory, słodką paprykę, opcjonalnie kawałki cukinii i kukurydzy, przyprawia – głównie ziołami i solą – i dusi do miękkości, czyli jakieś 20 minut. Mniam.
Brzmi smakowicie. Może kiedyś się skuszę 🙂