Ostatnio przeczytałem opinię Susan Sontag (wyrażoną w 1977 roku), że fotografią na wakacjach zajmują się głównie nacje zapracowane, dla których robienie zdjęć jest formą zagłuszania poczucia obijania się – skoro choć robię zdjęcia, to jednak nie jestem próżniakiem.
Artykuł, w którym to napisano, kończył się stwierdzeniem, że po ponad 30 latach fotografują prawie wszyscy i to dużo częściej niż np. Japończycy z końca lat 70. Teza, którą miała wesprzeć ta obserwacja, nasuwa się sama i trudno z nią polemizować.
Ale jest przecież grupa ludzi, którzy fotografują nie po to, by zabić wyrzuty sumienia z przepuszczania czasu przez palce, ale… no właśnie po co, dlaczego? No właśnie – każdy ma pewnie odrobinę inne uzasadnienie. Jedni chcą uwiecznić, zatrzymać ważne i przyjemne chwile, inni lubią moment zadowolenia z fajnego kadru, złapania odpowiedniego momentu czy uchwycenia świateł i cieni w odpowiedni sposób. Są też tacy, którzy pragną uznania – wystaw, nagród, publikacji.
Tak czy inaczej – nie przejmujmy się Susan Sontag, róbmy zdjęcia, byle nie było to bezmyślne pstrykanie.