Życie na stoku

Na stoku

Stok kojarzy się przede wszystkim z narciarzami. Ale oni na stoku nie żyją. Nawet jeśli spędzają tam mnóstwo czasu, to tylko od rana do wieczora. A jeśli w nocy, bo stok jest oświetlony, to i tak tam nie śpią. Turyści z kolei po górach maszerują, a śpią zwykle w schronisku. Bywają tacy, co chodzą po górach wyższych, ale i oni przeważnie mają dość wygodne miejsca biwakowe.

Na stoku śpi się podczas wypraw wysokogórskich, kiedy często nie ma za wiele miejsca na rozbicie namiotu. Często, bo bywa inaczej. Są obozy rozkładane na rozległych, płaskich miejscach, gdzie łatwo o względną wygodę.

Ale często trzeba się rozbić tam, gdzie akurat brakło sił czy gdzie zastały nas zmrok lub niepogoda. W śniegu, jeśli tylko znajdziemy odrobinę energii, można spróbować wykopać płaską platformę. Aha – trzeba mieć jeszcze czym. Obowiązkowym wyposażeniem w górach jest czekan, ale nim nie przerzucimy setek litrów śniegu. Niezbędna jest łopata śnieżna. Teraz można kupić gotowe, bardzo lekkie i wygodne, ale kiedyś trzeba było sobie zrobić.

Na pierwszej wyprawie w śnieżne góry zazdrościłem tym, co taką łopatę mieli. Oczywiście pożyczali, ale to nie to samo. Potem sobie zrobiłem. Kawał blachy aluminiowej i mocowanie na śrubki/nakrętki-motylki do czekana. Nie miała takiej pojemności, jak te „sklepowe”, ale mimo wszystko pozwalała w miarę wygodnie wykopać platformę pod namiot czy dołek do załatwiania potrzeb fizjologicznych. To pierwsze było ważniejsze – jeśli nie zadbamy o w miarę poziome miejsce do spania, noc może być koszmarem.

Lubie!
0

Przez dziurkę od klucza

Luang Prabang

Jeśli porównamy fotografowanie ludzi z jednej strony oraz krajobrazów czy architektury z drugiej, to wychodzi, w tym ostatnim przypadku nie ma zastosowania zasada nieoznaczoności Heisenberga.

Cóż to takiego? W skrócie tyle, że obserwując jakieś zjawisko, wpływamy na nie, więc obserwacja nigdy nie jest obiektywna czy też nie rejestruje się całej prawdy (rejestrujemy obiekt i nasz na niego wpływ).

Otóż widok górskiego szczytu i nieba za nim nie zmienia się, gdy robimy zdjęcie. Od biedy w przypadku architektury jest inaczej, bo możemy rzucić cień na fotografowany obiekt. Zasadniczo jednak przed, w trakcie i po zrobieniu fotografii jest tak samo. Ale jeśli chodzi o ludzi, sprawa wygląda zupełnie inaczej.

Tych można fotografować na kilka główny sposobów: z ukrycia, „na bezczela”, „na swojaka” (klasyfikacja zrobiona ad hoc).
Do robienia zdjęć z ukrycia potrzebny jest długi obiekt i w miarę dyskretne miejsce. Przetestowane, działa. Wadę ma taką, że fotografie robione krótkim obiektywem mają zupełnie inną ekspresję, nie do uzyskania długą rurą.

Zdjęcia „na bezczela” wg mojej definicji powstają wtedy, gdy nie przejmując się niczym, podchodzimy i pstrykami. Czasem ze średniego dystansu, czasem z bardzo bliska, wręcz wkładając obiektyw komuś do twarzy. Tak można uchwycić unikatowe emocje, ale można też dostać po głowie. No i nie każdy potrafi tak robić, wiele osób po prostu krępuje się.

Najbardziej zaawansowana forma to zdjęcia „na swojaka” – tu trzeba najpierw stać się swojakiem. Nie da się wpaść, pstryknąć i zniknąć. Najpierw trzeba się zapoznać z fotografowanymi, stać się częścią ich otoczenia, by przestali zauważać, nie reagowali, gdy podnosimy obiektyw. Ale ten sposób dla amatorów jest dostępny stosunkowo rzadko, bo oni nie mogę poświęcić miesiąca, dwóch czy pół roku na zdobywanie zaufania. Takie rzeczy robią w zasadzie tylko zawodowcy.

Do tego dochodzą strategie mieszane, np. pytanie o pozwolenie, choć bez bliższego poznawania się. Czasem się to sprawdza, a czasem nie. Bywa, że ludzie wyprężają się, robią miny jak do zdjęcia na nagrobek i naciskamy migawkę tylko dlatego, że skoro już poprosiliśmy, nie wypada z fotki zrezygnować.

Tak… z widokami jest łatwiej…

Lubie!
0