A ceny rosną…

O Ko Tao pisałem kilka razy. Wtedy była to wyspa, na której się nurkowało, dość często robiło kurs nurkowy. Podejrzewam, że wiele się nie zmieniło od tamtego czasu.

Na zdjęciu widać, że do atrakcji należały także wycieczki łodzią wokół wyspy (w lewym dolnym rogu jest reklama). Ceny – zależnie od opcji – wahały się w okolicach 500-600 bathów. Inflacja w Tajlandii zwykle nie przekracza 5%, co uzasadnia ok. dwukrotny wzrost cen. Jak znalazłem w Internecie, obecnie ceny są cztery razy wyższe. Kurs do euro przez ten czas trochę fluktuował, ale drastycznie się nie zmienił.

Z tego wynika, że podróżowanie do Tajlandii nie jest takie tanie jak kiedyś…

Lubie!
0

Ruchoma praca

Jedną z atrakcji, którą odwiedzają turyści podczas wycieczek do delty Mekongu, jest targ na wodzie. Podobne odbywają się też w Tajlandii, ale podobno tamte to podpucha dla turystów, a ten jest autentyczny. Tak czy inaczej – rzeczywiście były łodzie z towarem i handel odbywał się na rzece.

Na rzecze nie ma budek z bigosem czy pierogami, ale oczywiście handlujący mogą się posilić. Gastronomię zapewniała zdaje się m.in. ta pani. We Wietnamie zwyczaje kulinarne są inne niż u nas – najlepiej schodzą zupy serwowane nie w talerzach, ale w widocznych na zdjęciu miseczkach. Gar wygląda swojsko, mógłby być w nim żurek albo bigos.

 

Lubie!
0

Nadal płynie

Tak się złożyło, że dwa prawie identyczne zdjęcia pojawiły się po kolei. Poprzednie jest wycinkiem poprzedniego, co łatwo poznać po tej samej gałęzi wystającej z wody. Nic dziwnego, że fotografowałem te same motywy wielokrotnie, skoro w tym samym miejscu spędziliśmy kilka dni, bezskutecznie czekając na łódź, która w końcu nigdy nie przypłynęła.

Wydawać by się mogło, że ten fragment naszej podróży okazał się porażką, ale nie, wręcz przeciwnie. Byliśmy w miejscu, do którego mało kto zagląda, mieliśmy okazję przyjrzeć się życiu miejscowych – powierzchownie, ale zawsze. Trudno jednak o coś innego, skoro nie znaliśmy języka. Pogryzły nas meszki, ale pochodziliśmy po lesie tropikalnym, przepłynęliśmy przez niego – bilans zdecydowanie pozytywny.

Lubie!
0

Gringos

Dopływ Madre de Dios

O tej przygodzie pisałem już kilka razy. Tym razem zdjęcie z momentu, kiedy dotarliśmy do rzeki, ale nie wiem jakiej. Nie dostąpiła zaszczytu, by na Google Mapsach być opatrzoną jakąś nazwą. Z pewnością jest to dopływ Matki Boskiej, czyli rzeki Madre de Dios. Nad wodę (miejscowość nazywała się Shintuya) dotarliśmy na ciężarowce, która pełniła rolę autobusu i sklepu. Na brzegu czekała łódź (z pierwszego lub raczej drugiego planu, ale były prawie identyczne).

Zapytałem siedzącego na brzegu współtowarzysza z ciężarówki, ile kosztuje przejazd do Boca Manu. Rzucił jakąś cenę, spytałem, czy dla „gringos”. Uśmiechnął się, ale nic nie odparł. Cóż – właściciel łodzi był monopolistą, więc nie dał się wiele zrobić. Zapłaciliśmy, umieściliśmy wewnątrz plecaki i siebie i… popłynęliśmy.

Podróż była długa, a nurt dość mocny. Momentami miałem wrażenie, że poruszamy się 10 cm na sekundę, ale może po prostu to była tylko prędkość względem fal. Tak czy inaczej – na miejsce dotarliśmy grubo po zmrok i byłem pełen podziwu dla nawigatora. Rzeka się wiła, przy brzegu było sporo gałęzi czy wręcz drzew, ale pewnie doprowadził nas do celu.

Problemem był nocleg, jak go znaleźć w nowym miejscu i to po ciemku? Ale o tym następnym razem.

Lubie!
0

Plaża po zmierzchu

Ko Lipe

Powyższe zdjęcie zostało zrobione na Ko Lipe, wyspie o której już pisałem, Ko lipe ma dwie główne plaże o wielce mówiących nazwach: Sunset Beach i Sunrise Beach, a także tę zaletę, że z jednej na drugą można się dostać w kilkadziesiąt minut spacerkiem. My spaliśmy po stronie zachodniej, więc zachodów słońca mieliśmy do woli. Wschodu nie widzieliśmy żadnego.

Lubie!
0

A gdzie słońce?

Zatoka Ha-long o zachodzie słońca

Są miejsca wprost stworzone do fotografowania. Proszę wyszukać zdjęcia zatoki Ha Long – co drugie zachwyca. Ale bywa i tak, że wszystko sprzysięgnie się przeciw fotografującemu. Podczas naszego rejsu po wodach wspomnianej zatoki przez prawie cały czas niebo było zachmurzone. Zdjęcia robiłem, bo i jakże mógłbym nie robić, ale było ciemno i smętnie. Powyższe zdjęcie to jeden z wyjątków, kiedy słońce łaskawie wychyliło się zza chmur.

Lubie!
0

Matka boska – tym razem z Peru

Matka boska - Madre de DiosOstatnia Matka boska, o której pisałem, była jej w miarę dobrym, choć chińskim, odpowiednikiem matki Jezusa. Ta, o której piszę dziś, ma wspólną tylko nazwę. To rzeka o hiszpańskiej nazwie Madre de dios.

Będąc w Ameryce Południowej, miałem w pamięci obrazy rejsów po Amazonce i jej dopływach, setki kilometrów dżungli, masy wolno przepływającej wody i czasu. Postanowiliśmy spróbować – w przewodniku wyszukaliśmy trasę, której pokonanie wydawało się możliwe i pojechaliśmy do Pilcopaty. Tam przespaliśmy się w hotelu („de Ruso” – bo jego właścicielka miała kiedyś męża/chłopaka Rosjanina) i na drugi dzień wsiedliśmy na ciężarówkę, która pełniła funkcję autobusu i obwoĹşnego sklepu.

Pojazdem tym dotarliśmy do rzeki, wsiedliśmy do łodzi i dopłynęliśmy do Boca Manu – sennego miasteczka w dżungli. O miasteczku opowiem jeszcze przy okazji, a dziś przedstawiam zdjęcie przystani, przy której spędziliśmy kilka dni, wyczekując łodzi. Jako że nie chcieliśmy przegapić okazji do wydostania się z miasta, zrywaliśmy się o świcie (6 rano) i czekaliśmy do popołudnia. My lekko nerwowo przygryzaliśmy palce, a Matka boska leniwie toczyła swe wody, jak to robi od tysięcy lat.

Lubie!
0

Na pampie

Boliwijska pampaZ czym się kojarzy Boliwia? Pewnie większości ludzi z niczym, może z Indiankami w melonikach. Skojarzenie dobre, bo są. Potem długo nic (w kwestii skojarzeń). Może jeszcze pojawią się góry i wysoko położony płaskowyż, ale bez szczegółów.

Płaskowyż jest, spory i wysoki, suchy i zimny. Ale są i niziny z tropikalną dżunglą, gdzie panuje zgoła odmienny klimat. Będąc w Boliwii, warto je odwiedzić, choćby w ramach popularnych wycieczek do dżungli lub na pampę. W dżungli nie byliśmy, słyszałem tylko, że dostaje się do ręki maczetę i się idzie przez gęsty las, tnąc to, co stanie na drodze, a przeciąć się da.

Pampa jest inna. Tam wszystko zależy od pory roku. Gdy wylewają rzeki, zamienia się w leśny ocean, choć oczywiście są na nim wyspy. Wtedy głównym środkiem lokomocji jest łódĹş, a w środku przewodnik i turyści.

To zdjęcie powstało chyba pierwszego dnia wycieczki, a przedstawia inną grupę, którą spotkaliśmy gdzieś na rzece. Nasza wyglądała zapewne podobnie. Skład ciekawy, jak to się często zdarza. Mieliśmy na przykład w załodze dwóch Ĺ»ydów. Chłopacy pojechali do Ameryki Południowej i przez kilka miesięcy zajmowali się okupowanie dyskotek w Buenos Aires i podrywaniem Argentynek i zapewne turystek z innych krajów. Dzięki temu nauczyli się nieĹşle hiszpańskiego, bo jak bajerować dziewczyny, nie umiejąc mówić w ich języku? Służyli więc za tłumaczy, bo nasz przewodnik z kolei nie mówił za bardzo po angielsku. Za to w swoim fachu był specem i potrafił wypatrzeć zwierzę zawsze jako pierwszy.

Lubie!
0

Boska Tajlandia

Ko Lipe

Tajlandia przede wszystkim kojarzy się z tropikalnym rajem. Zgadza się, są tropiki i jest wiele miejsc jak z pocztówki – palmy, drobny biały piasek, turkusowe morze. Na tym idyllicznym obrazku prawie zawsze jest rysa – tłumy turystów i wszystko złe, co się z tym kojarzy. Oczywiście są (lub były, gdy odwiedziliśmy ten kraj) inne miejsca. Jedno z nich to Ko Lipe.

Ko to po tajsku wyspa. Wyspa Lipe leży w obrębie parku narodowego Tarutao, ale że dawno temu została „nadana” tzw. morskim Cyganom, rządzi się swoimi prawami. Oczywiście morscy Cyganie nie mają nic wspólnego z naszymi – może tylko to, że są niespokojnymi duchami.

Tak czy inaczej – Ko Lipe leży na uboczu i trafiają tam tylko „wybrani”, którzy nie szukają zgiełku, dyskotek i typowej infrastruktury turystycznej. Wyspę można przejść na wylot w ciągu kilkudziesięciu minut. Do dyspozycji turystów są różne domki oraz miejsce na plaży (my rozbiliśmy namiot). Do tego kilkanascie (kilkadziesiąt) knajpek, kafejka internetowa i kilka firm nurkowych. Mając maskę, można nurkować z plaży i podziwiać mieszkańców rafy.

Można też podziwiać zachody słońca, pięknie oświetlającego kołyszące się łodzie oraz sąsiednie wysepki.

Lubie!
1