Na tratwie

Jezioro Titicaca leży między Peru a Boliwią. Wyspa Słońca jest w tym drugim kraju, ale Puno w pierwszym. Wyspa Słońca jest ważna, bo tam wg Inków urodził się tam Viracocha, pierwsi Inkowie oraz samo Słońce.

A Puno? Słynie chyba głównie z tego, że można tam oglądać tzw. pływające wyspy, będące w rzeczywistości tratwami zbudowanymi z sitowia. Nazwa wyspa nie jest całkiem nie na miejscu, bo w odróżnieniu od typowej tratwy, która służy raczej do przemieszczania się, na wyspach zwanych uros się mieszka.

Kiedyś wyspy chroniły mieszkających tam ludzi, bo wystarczyło oddalić się od brzegu i utrudniało się robotę wszelkiego rodzaju najeźdźcom. Obecnie zacumowane są blisko brzegu, by nie utrudniać życia… turystom. Prawdopodobnie tylko dzięki turystom uros przetrwały.

Ja niestety nie widziałem ich z bliska, bo w dniu, w którym powstało powyższe zdjęcie, leżałem powalony jakąś niestrawnością.

Lubie!
0

Za kulisami

Na tajlandzką wyspę Ko Tao jedzie się w zasadzie w jednym celu: żeby zrobić licencję na nurkowanie (PADI). Ja byłem wyjątkiem, bo towarzyszyłem osobie, która robiła kurs, więc zamiast słuchać wykładów i szkolić się praktycznie włóczyłem się po wyspie.

Rajskość Ko Tao to w dużym stopniu ułuda. Gdy się spogląda z zewnątrz, widzi się plaże i ośrodki. Wewnątrz wyspy jest samo życie – kiepskie drogi, śmieci, szpetne budynki. Z drugiej strony można powiedzieć, że to nieodłączny składnik turystycznej rajskości: wyglancowany front, zapuszczone zaplecze.

Lubie!
0

W stronę słońca

Na Wyspie Słońca poza przyrodą, do oglądania są ruiny. Wg Inków tam narodziło się Słońca, pierwsi Inkowie oraz niektórzy z ich bogów. Ruin – budynków mieszkalnych i sakralnych – jest sporo. Część z nich znajduje się na przeciwległym końcu wyspy (w stosunku do miejsca, gdzie przybywa prom z turystami i nie tylko). I właśnie z wycieczki do nich pochodzi powyższe zdjęcie. Ruiny nie okazały się spektakularne, ale wycieczka bardzo miła.

Lubie!
0

Fiord, nie fiord

Wybrzeże Patagonii

Fiordy kojarzą się z Norwegią. O tyle słusznie, że słowo pochodzi z języka norweskiego, choć fiord jako element krajobrazu nie jest wyłącznie norweski. Fiordy spotykamy nie tylko na północy Europy (w Norwegii, na Islandii, Grenlandii), północy Ameryki (na półwyspie Labrador czy Alasce), ale także na południu, po drugiej stronie kuli ziemskiej.

Południowe wybrzeże Chile wygląda podobnie jak norweskie. Pełno jest zatok, wiele z nich rozgałęzionych i co ważne, są pochodzenia lodowcowego (warunek konieczny, by były fiordami).

Powyższe zdjęcie zostało zrobione nad kanałem Beagle, niedaleko Ushuaii. Niestety, fiordy są po wschodniej części końcówki kontynentu południowoamerykańskiego, czyli w Chile. Teren jest tam tak po przecinany najróżniejszymi kanałami, że do wielu miastu da się dojechać tylko od strony Argentyny. Z kolei by lądem dostać się do Ushuaii, trzeba przejechać przez terytorium chilijskie.

Lubie!
0

Wyspa kaktusów

Isla Pescado

Dziś drugie zdjęcie z „wyspy” kaktusów. Cudzysłów jest na miejscu, bo choć wystaje ona poza otoczenie, to nie okalają jej wody, a pokryta sola równina. Sól – rzecz jasna – pochodzi z wody, ale nie ma jej już od przynajmniej kilkunastu tysięcy lat. Teraz jest tylko niesamowicie równa równina – i niesamowicie biała.

Lubie!
0

Plaża po zmierzchu

Ko Lipe

Powyższe zdjęcie zostało zrobione na Ko Lipe, wyspie o której już pisałem, Ko lipe ma dwie główne plaże o wielce mówiących nazwach: Sunset Beach i Sunrise Beach, a także tę zaletę, że z jednej na drugą można się dostać w kilkadziesiąt minut spacerkiem. My spaliśmy po stronie zachodniej, więc zachodów słońca mieliśmy do woli. Wschodu nie widzieliśmy żadnego.

Lubie!
0

Mała zaciszna plaża

Tajlandia, okolice Koh Lipe

Czego się szuka w Tajlandii? Jest kilka dobrych odpowiedzi. Wśród nich (np. egzotyki, jedzenia, seksu) z pewnością jest taka: słońca, plaż i morskiej wody.

Gdy prawie 9 lat temu odwiedziliśmy ten piękny kraj, przewodnik (papierowy) twierdził, że da się jeszcze znaleźć piaszczyste plaże, na których nie ma turystów. Nie nastawialiśmy się jednak na takie poszukiwania – z pewnością niełatwe. Na początek namierzyliśmy Koh Tao (koh to po tajsku wyspa), gdzie Gosia zrobiła kurs nurkowy.

Potem wybór padł na Koh Lipe. Wyspę szczególną, bo położoną na terenie parku, ale wyłączoną spod niego. Należała do prywatnych właścicieli, morskich Cyganów (nie, choćby nie wiem jak starali się zwolennicy poprawności politycznej, nie da się powiedzieć morskich Romów). Była tam niezbyt bogata infrastruktura, trochę chatek, przystanie, szkoła, domy. My zamieszkaliśmy w namiocie na plaży (bo było najtaniej).

Wyspę można było przejść w kilkadziesiąt minut, a było warto, bo po drugiej stronie było dogodne stanowisko do obserwacji życia morskiego (wystarczyło zanurkować z maską). Skorzystaliśmy też z możliwości zanurkowania. Wypad nurkowy prowadził Holender. Mówił, że płacą mu marnie, ale liczy się wygodne życie – słońce i plaża.

I tu dochodzimy do konkluzji – 9 lat to szmat czasu. Już jakiś czas temu zauważyłem, że Koh Lipe ma stronę WWW. No cóż – to jeszcze nie zbrodnia. A pisząc ten tekst popatrzyłem, co widać na zdjęciu satelitarnym. Na tej stronie, gdzie chodziliśmy się kąpać i jeść (ja np. lubiłem smażonego kurczaka z nerkowcami) widać teraz wielki ośrodek.

A czy w Tajlandii są jeszcze małe plaże bez tłumu turystów? Wątpię.

Lubie!
0

Na plaży

Na plażyPlaże to nie jest miejsce, które chomiki lubią najbardziej, ale raz na jakiś czas, czemu nie? Można odwiedzić. Tym bardziej, że wtedy pierwszy raz byliśmy z Jędrkiem, który wtedy miał 8 miesięcy. Za długo tam nie wytrzymaliśmy, ale kilka dni łażenia po piasku i moczenia się w wodzie nikomu nie zaszkodziło.

Mieszkaliśmy w bungalowie, a na posiłki udawaliśmy się do knajpek, które umiejscowione były co jakiś czas wzdłuż plaży. Niektóre były budkami, inne miały własne ogrody. I w takim właśnie ogrodzie spotkaliśmy dwa wielkie warany. Miały tak z 1,5 długości i chyba wyżerały jakieś resztki. Zobaczywszy nas, powoli oddaliły się w leśną gęstwinę.Do lasu nie chodziliśmy, bo raczej nie było tam czego szukać. Wiodła tam ścieżka na drugą stronę wyspy, ale uznaliśmy, że nie ma tam dla nas niczego ciekawego.

Ekscytujący był wyjazd z wyspy. Akurat zepsuła się pogoda i chętnych na opuszczenie tego miejsca było sporo. Fale nieźle biły i łodzie miały trudności z dobiciem do brzegu, a potem my z wejściem na pokład. Szczególnie z Jędrkiem w chuście. Ale udało się i dotarliśmy na stały ląd bez strat.

Lubie!
2

Kaktusowa wyspa

Kaktusowa wyspa

Solnisko Uyuni powstało po wyschnięciu słonego jeziora. Na jeziorze były wyspy, i są teraz na solnisku. Jedna z nich jest obowiązkowym punktem wycieczek. Warto ją odwiedzić, bo jest bardzo ciekawa. Pokryta jest olbrzymimi kaktusami (do 10 metrów wysokości). Spoglądając z niej, ma się wrażenie otoczenia wodą, choć wiemy, że dookoła jest tylko sól.

Skały wyglądają jak pozostałości koralowców albo olbrzymie pumeksy. Wyspa nazywa się Isla del Pescado (Rybia wyspa), nazwa wzięła się z kształtu. Nie jest to jedyna wyspa, inna to wyspa Incahuasi, która wygląda podobnie. Polecam jej panoramę z angielskiej wersji Wikipedii.

Lubie!
0