Spojrzenie z przeszłości

Spojrzenie - SinciangNa początek o fotograficznej stronie zdjęcia. Kiedyś byłem na jakimś wykładzie o fotografii (robieniu zdjęć) i było m.in. o kierunku fotografowanego obiektu. Ze w większości przypadków sprawdza się, gdy ruch jest do środka zdjęcia – ruch, twarz, ale do środka. Tutaj jest inaczej. Mógłbym się mądrzyć, że tak chciałem. że przecież kobieta patrzy w lewo.

Podobnie jest ze światłem – przeważnie lepiej, jak obiekt jest oświetlony od przodu, ale są i sytuacje, w których lepiej, gdy promienie padają od tyłu. Mógłbym twierdzić, że tak miało być tutaj.

Prawda jest taka, że tak wyszło. Zdjęcie było zrobione na bazarze, wielkim cotygodniowym targu. Zwykle jest tam rwetes, ruch i zamieszanie. Ludzie nie stoją, a jeśli tak, to krótko. Jeśli stoją, to ktoś przechodzi między nimi a nami. Jednym słowem – warunków do robienia zdjęć z rozmysłem nie ma.

Bo poza tym warunki są – przed naszymi oczami przesuwa się korowód barwnych postaci nie z tego świata. Wszyscy, poza nami, turystami, pochodzą z przeszłości, z czasów Szlaku Jedwabnego. I nawet jeśli nie tkwią cali w wiekach średnich, to naszą, fejsbukowo-ajfonową współczesnością nie mają wiele wspólnego. Można co prawda było kupić kasety magnetofonowe (!), ale obok nich leżały narzędzia wykute przez kowali, żywe i martwe zwierzęta, ubrania, jedzenie. Jest nawet parking – ale nie dla samochodów, lecz ich czworonożnych poprzedników, konkretnie osłów.

Taki jest, a przynajmniej był wtedy Kaszgar. O ile bazar stanowił ostoję starych czasów, o tyle samo miasto było mieszanką. Mieszanką nowoczesności i tradycji, mieszanką Ujgurów i Chińczyków. Przy czym żywioły obce w tym mieście (czasowy i etniczny) są bardziej ekspansywne. Może dlatego, że są ze sobą powiązane, bo współczesność przynoszą Chińczycy Han. Bez żenady wyburzają to co przeszłe – starą dzielnicę, stare domy, nawet stare mury obronne. Wypierają Ujgurów, którzy samą swoją obecnością wspierają przeszłość, poświadczają jej istnienie. Przeszłość niechińską, więc zbędną.

Lubie!
1

Kosze, koszyki i koszyczki

Kosze, koszyki i koszyczki - Wietnam, HanoiNo proszę, zaplątało mi się jedno pionowe zdjęcie… Ale do rzeczy. Stare miasto w Hanoi jest bardzo malownicze. Najgorszą rzeczą przy pierwszym kontakcie było to, że ulice zmieniają nazwy. Idziemy ulicą o jakiejś nazwie, po chwili na murach pojawiają się tabliczki z innymi napisami, by ponownie się zmienić. Zdaje się, że do nazw dodawane są fragmenty oznaczające początek, środek i koniec ulicy. Ale w taki dziwny sposób, że poszczególne nazwy nie są do siebie podobne. Na mapach (przynajmniej naszej) niestety są tylko „główne” nazwy, co bardzo utrudniało orientowanie się w terenie.

Na zdjęciu widać rower, do niedawna główny środek lokomocji w Wietnamie. Ale już gdy my tam byliśmy, stracił palmę pierwszeństwa na rzecz motocykli. Rzecz jasna chińskich, bo na japońskie nikogo nie było stać. Horrorem jest jazda – doświadczyliśmy tego, wypożyczając motocykl. Czekało na nas wiele niespodzianek – ryż suszony na asfalcie, ciężarówki nie zważające na motocyklistów, po zmroku inni motocykliści, którzy używanie światła uważają za ekstrawagancję. To wszystko poza miastem. W mieście, w godzinach szczytu obok siebie jedzie pięć, sześć pojazdów, czyli odległości między motocyklami (zarówno z boków jaki przed oraz za) wynoszą po kilkadziesiąt centymetrów.

Lubie!
0

Socreal++

BiszkekW 2004 roku zawitaliśmy do Azji Środkowej, a konkretnie do Kirgistanu. Ciekawe miejsce – mieszanka znanych komunistycznych motywów oraz elementów egzotycznych i orientalnych. Jednym z ciekawszych miejsc w Biszkeku jest Oszski Bazar – targowisko, na którym można kupić mydło i powidło (a w szczególności pyszne owoce) – tu panuje Orient. Przeciwwagą jest komunistyczne centrum z szerokimi ulicami (w sam raz na wojskowe parady), szarymi gmaszyskami (dla zastępów urzędników) oraz odrapanymi blokowiskami (dla proletariatu).

Powyższe zdjęcie zrobiłem ostatkiem sił, zmorzony lipcowym upałem. Kirgistan ma podobny klimat jak Polska (zimne zimy, gorące lata), ale do potęgi. Jak upały, to 40 stopni w cieniu. Jak zimy… Raz spaliśmy w hotelu mieszczącym się w prywatnym mieszkaniu. Rozmowa zeszła na pogodę. „A jak u was zimy, zimno?” „Nie, zimno to jest w Rosji, u nas najwyżej -40”. Oczywiście w górach (a niziny to mniejszość kraju) pogoda jest zupełnie inna.

Aha – w tym zdjęciu dla rozjaśnienia zacienionych partii wykorzystałem programowy filtr połówkowy.

Lubie!
0

Hostele

W czasie naszych podróży najczęściej spaliśmy w hostelach (zdarzały się oczywiście inne, czasem ciekawe miejsca). Większość z nich oferuje – poza łóżkiem i łazienką – fajną atmosferę, możliwość spotkania innych podróżników oraz pomocny personel.

Mam kilka zdjęć hosteli ze środka, bo często są one pomysłowo urządzone. Ten, który widać poniżej był też ładny z zewnątrz. Mieści się w Mendozie w Argentynie. Zamieszkaliśmy w nim po powrocie z Aconcagui, kiedy skradziono nam trochę pieniędzy i paszport Gosi, co spowodowało zmianę planów i powrót do Buenos Aires.

Casa Pueblo - MendozaNie był to rzecz jasna jedyny ciekawy budynek w Mendozie. Miasto obfituje w fajne budynki o „południowym” charakterze. Taka architektura kojarzy się z Hiszpanią, Grecją czy południową Francją – miejscami, gdzie spędza się wakacje. Niestety, nie jest ona do przeniesienia do nas z powodu klimatu. A szkoda.

Wracając do hosteli… Ciekawą funkcją, którą oferują, jest przechowalnia. Można tam zostawić rzeczy, których nie chce się dĹşwigać. My w Buenos Aires zdeponowaliśmy buty górskie (tzw. skorupy) na kilka ładnych miesięcy. Nie było problemów, po powrocie odebraliśmy je.

Lubie!
0

Mały biały kościół

Kościół w CobanacondeJak wiadomo, kolonizacja nie niesie z sobą wiele dobrego (chyba, że z punktu widzenia kolonizatorów, często łupieżców). Jednak patrząc z perspektywy współczesnego fotografa, pozytywną cechą jest np. architektura kolonialna – rozumiana szeroko (z drugiej strony, jak już to pisałem przy okazji zdjęcia z Cusco, koloniści często burzyli stare).

Jedną z rzeczy, które w Ameryce Południowej (przynajmniej w Peru i Boliwii) miały swój urok, są stare kościoły. Często pobielone, jak ten na zdjęciu, kojarzą się z westernowymi obrazkami z Meksyku.

Powyższe zdjęcie powstało w niedaleko słynnego kanionu Colca, wyżłobionego przez rzekę o tej samej nazwie. Słynny jest z tego, że przez długi czas uważany był za najgłębszy na Ziemi. Jest to lekko naciągane, bo za najwyższe punkty (przy liczeniu różnicy) brane są wierzchołki okolicznych gór. Trudno orzec, czy słusznie. Na pewno gdy się tam stoi, nie ma się poczucia, że krawędzią kanionu (najwyższym punktem) jest Nevado Mismi czy Hualca Hualca. Ale że ludzie lubią wszelkie „naje”, niech im tam będzie.

Zdjęcia kościołów, szczytu Mismi oraz jego okolic jeszcze się pojawią.

Lubie!
0

Na wodzie, nad wodą

W Malezji odwiedziliśmy wyspę Penang. Wiedzie na nią imponujący most. Przy okazji jego budowy zniszczono koralowce wokoło wyspy. Tak przynajmniej czytałem w przewodniku, ale teraz jakoś nie mogę tej informacji potwierdzić.

Tak czy inaczej – na Penang nie jedzie się po to, żeby podziwiać podwodny świat. George Town, największe miasto wyspy to miejsce pierwszej obecności Brytyjczyków w Malezji. W mieście można podziwiać wspaniałą kolonialną zabudowę, różne świątynie.

Penang, Malezja

Nie, nie – nie próbuję nikomu wmówić, że zdjęcie przedstawia budynki postkolonialne. Powyżej widać fragment dzielnicy portowej. Aby uniknąć podatków, miejscowi wybudowali swoje domy na morzu, a raczej troszkę nad nim. Proszę zwrócić uwagę na to, z czego zrobione są niektóre „pale” podtrzymujące domu. No i dobrze, że w Malezji dominują muzułmanie, bo nie wyobrażam sobie u nas czegoś takiego – powrót do domu po hucznej imprezie mógłby być dość niebezpieczny.

Jeśli znajdę trochę czasu i włączę do mojego zbioru zdjęcia pionowe (niby czemu mają być dyskryminowane, w końcu już nie pulpit jest ich przeznaczeniem), pojawi się jeszcze jedna fotografia z tych okolic. Poziome fotki ze świątyń też będą.

Lubie!
0

Wietnam jak Chiny

Na ulicy we WietnamieTytuł trochę na wyrost, ale o tym za chwilę. Wietnam był dla nas źródłem wielu stresów. Kraj biedny, egzotyczny, więc niby fajnie. Ale z cenami było różnie (czytaj: nie było tanio), szczególnie dla turystów. Targowanie się było trudne, często sprzedawcy rezygnowali z zarobku, a nie chcieli zrezygnować z absurdalnej ceny. Oczywiście od tej reguły bywały wyjątki, ale tylko bywały.

Dla fotografa Wietnam jest dobrym miejscem. Nikt nie żąda zapłaty za pstryknięcie migawki, a kraj oferuje wiele ciekawych możliwości robienia zdjęć – ma interesującą architekturę, ciekawe zabytki i barwnych mieszkańców. Ma, a raczej miał. Dawno tam nie byłem, ale spodziewam się, że Wietnam będzie się dość szybko zmieniał. Gdy rozmawialiśmy z jednym młodzieńcem, z dumą mówił „We follow China” – czyli ustrój sobie, a gospodarka sobie. Oczywiście Wietnam nie ma tego rozpędu co Kraj Środka, ale kierunek jest (był) ten sam. Pocieszające jest to, że Chiny nadal są fotogeniczne. Więc Wietnam też.

Na zdjęciu – uliczny handel w Hanoi.

Lubie!
0