Grobowiec

Grobowiec - Wietnam, HueJak podpowiada mi nasz sieciowy pamiętnik, w Hue spędziliśmy jeden z najlepszych dni w Wietnamie. Głównie dlatego, że udało nam się uciec od tłumów i zwiedzaliśmy okolicę na własną rękę na rowerach. Udało nam się obejrzeć ciekawe grobowce. Z tego co pamiętam, do tego nie weszliśmy, bo był zamknięty na cztery spusty. Wspiąłem się jakoś na okalający go mur, ale skoku do środka nie ryzykowałem, bo nie miałbym jak się stamtąd wydostać.

Nie szkodzi – z zewnątrz też był fotogeniczny.

P.S.
Wakacje trwają, mówi do Państwa automat.

Lubie!
0

Żyli długo i szczęśliwie

Sambor Prey KukO świątyniach Sambor Prei Kuk już pisałem. Dziś kolejne zdjęcie z tego kompleksu. Wspominałem też, że Angkor jest dużo bardziej rozległy, ale i te świątynie nie są bardzo skomasowane. Przestrzeni jest tyle, że zmieścił się plan zdjęciowy teledysku. Nie wiem, o czym był, ale filmowano pana śpiewającego jakąś rozdzierającą serce pieśń na tle malowniczych ruin. Zapewne ona kochała jego albo on ją, potem jedno przestało, drugie nie, walczyło o miłość i na końcu ponownie byli razem. Mogło też być tak, że ona przestała (lub on), a on (lub ona) był zrozpaczony, spotkał (spotkała) inną, która okazałą się (okazał się) nie gorszy (gorsza) od tej pierwszej… Na końcu też było szczęście, tylko w innej konfiguracji niż początkowo.

Tak można streścić 90% teledysków, które widzieliśmy w Kambodży i Tajlandii (w Laosie chyba rzadziej obcowaliśmy z telewizorami). Piosenki były do siebie podobne, cukrowane, teledyski od sztancy. Zapamiętałem jeden inny – młoda para (oczywiście zakochana) była biedna, ale nie poddała się (siłę dawało im uczucie) i otworzyła punkt małej gastronomii (wózek, z którego sprzedawali zupę z kluskami). Ciężka praca plus odrobina zmysłu biznesowego sprawiły, że po jakimś czasie mieli punktów więcej, obroty znacznie wzrosły i… żyli długo i szczęśliwie.

P.S.
Zdaje się, że obecnie mam wakacje, a post pojawił się automatycznie. Proszę wiec spodziewać się zakłóceń w dotychczasowym rytmie pojawiania się zdjęć. O zmianach poinformuję.

Lubie!
0

Krokodyl Jaśko

Trudno uwierzyć, ale to, co widać poniżej, to zwierzątko domowe. Tak, tak – u nas trzyma się koty i chomiki, w porywach psa, a są miejsca, w których pieszczochem domowników jest zwierze mogące odgryźć nogę.

Krokodyl JaśkoZ domownikami może troszeczkę przesadziłem, bo Juanita (po polsku – Jaśka) spotkaliśmy koło domku dla turystów wybudowanym na boliwijskiej pampie. Bestyjka była w każdym bądź razie lekko oswojona, można było jej robić zdjęcia i oglądać w miarę swobodnie.

Pamiętam, że fotograficznym zapale zachęcałem Gosię do coraz bliższego podchodzenia do stwora (celem było lepsze i lepsze ujęcie). Jaśko w pewnym momencie zaczął syczeć. Akurat satysfakcjonujące mnie ujęcie spoczywało na karcie pamięci, więc na tym zakończyliśmy zabawę. Potem przeczytałem, że syczenie u krokodyla to jak warczenie u psa – potem już tylko gryzie.

Z ciekawostek powiem, że domek, w którym spaliśmy, nie miał toalety. Była ona w osobnym „budynku”. Jako że pampa była zalana w większości wodą, do wychodka prowadziła kładka (szerokość na oko 30 cm). Gdy dobrze poświecić w nocy latarkami, w wodzie błyskały oczy krokodyli. Ja tej nocy nie miałem potrzeby wychodzenia z łóżka, ale idę o zakład, że jeśli ktoś miał, starał się z tym poczekać do rana.

Ciekawostka druga – przewodnik karmił Jaśka bułkami. Ten je męłł w swych potężnych szczękach, ale nie połykał.

Lubie!
0