O wycieczce na boliwijską pampę już parę razy było. Powyższe zdjęcie pochodzi z pierwszego dnia, a konkretnie jego końca. Na początku płynęliśmy po rzece od miejsca rozpoczęcia wycieczki do miejsca, w którym mieliśmy nocować. Oczywiście po drodze oglądaliśmy, co było do obejrzenia. I pod koniec tej podróży podpłynęliśmy do drzewa, na którym siedziały sobie małpki. Nie bały się, chętnie brały od nas np. banany. Z pozowaniem tez nie było problemu, jedyne co utrudniało fotografowanie, to zachodzące słońce (mało światła).
Archiwa tagu: pampa
Drugi profil
Te oczy nie kłamią
O krokodylu już było. Tym razem zdjęcie Jaśka z wody. Zębów nie widać, ale wystarczy spojrzenie w oczy, by nie mieć ochoty na bliższe spotkanie.
Kapibara
Przeciętny Polak, gdy zapytać o gryzonie, pewnie wymieni mysz i szczura, może jeszcze chomika. Tym czasem do gryzoni zaliczają się także wiewiorki, piżmaki czy choćby bobry.
Powyższy opis pokazuje, jak różnorodne są gryzonie – od mikrusów typu orzesznica (9-23 gramy) do…. Bóbr jest jednym z większych, bo osiąga blisko 30 kg. Większa od niego jest za to kapibara, bo jej waga może przekraczać 60 kg, a rekordowy osobnik ważył ponad 90 kg!
Nie wiem dlaczego, ale kapibary zawsze budziły naszą sympatię (być może z powodu podobieństwa do Muminków). Gdy byliśmy w Ameryce Południowej, bardzo chcieliśmy je zobaczyć. Gryzonie te spotyka się na prawie całym obszarze tego kontynentu, warunkiem jest woda i odpowiednia temperatura (ma być mokro i gorąco).
Jadąc na pampę, mieliśmy nadzieję na spotkanie tych zwierząt. I udało się pierwszego dnia, na samym początku wycieczki. Kapibary żyją stadnie, ale my widzieliśmy tylko jednego osobnika. Zrobilem jej 7 zdjęć i do końca pobytu na pampie nie było nam dane spotkać tych zwierząt.
Z daleka kapibara nie robi wrażenia olbrzyma, wygląda jak trochę większe skrzyżowanie nutrii ze świnką morską. Ale rozczarowani się nie czuliśmy. Miała być kapibara i była!
Na piechotę
Poprzedni wpis zakończyłem zdaniem, że jeszcze będzie o ptakach z Parku Narodowego Ziemi Ognistej, i byłem pewien, że to właśnie jeden z nich. Ale nie – powyższe zdjęcie zrobiłem na boliwijskiej pampie. Mimo to obejrzałem zdjęcia z Ziemi Ognistej – ptak ten sam, choć to i inny klimat i olbrzymia odległość.
Było to po pierwszym dniu wycieczki na pampę, kiedy dotarliśmy do obozowiska – domu, w którym mieliśmy spędzić noc. Większość terenu była zalana (taka pora roku), dzięki czemu mogliśmy pływać łodzią. Zwierzęta widzieliśmy albo w wodzie, albo na drzewach (ew. w powietrzu). Domek, w którym mieliśmy nocować, znajdował się na wyżej położonym fragmencie lądu, tworzącym o tej porze roku wyspę.
Przewodnik zaprowadził wycieczkę do krokodyla, ale ja poszedłem oglądać drzewa z podporowymi korzeniami, konkretnie szkarpowymi (niestety, ich pionowe zdjęcia nie załapały się do tego zbioru), które pomagają drzewu się nie przewrócić w podmokłym gruncie. Fotografowałem też ptaki, które pojawiały się tu i ówdzie. Większość latała, ale ten „kolega” spacerował sobie, niezbyt przejmując się moją obecnością. Aha – chyba ten typ tak ma, bo egzemplarz widziany 4500 km bardziej na południe też maszerował.
Skrzydlata krowa
O wycieczce na boliwijską pampę już pisałem. Zwierząt jest ta sporo można się ich naoglądać. Z robieniem im zdjęć jest różnie, bo to wycieczka o charakterze ogólnym, a nie fotograficznym. A do oglądania nie jest wymagane specjalne światło.
Pamięć podpowiada, a EXIF potwierdza, że to zdjęcie powstało w niezbyt sprzyjających robieniu zdjęć warunkach. Czas 1/500 przy prawie do końca wysuniętym obiektywie był uzasadniony, a żeby go uzyskać czułość musiałem podnieść do 1250. Współczesne lustrzanki radzą sobie z tym już całkiem nieĹşle, ale Nikon D70 tak sobie. Mimo to po odpowiedniej obróbce zdjęcie pod względem technicznym prezentuje się zadowalająco.
A dlaczego skrzydlata krowa? Ptaki ze zdjęcia mleka nie dają, ale z popularnymi mućkami łączy je jedno. Pokarm trawią w specjalnym wolu przy pomocy zamieszkujących tam bakterii. Inną ciekawą cechą są pazury na skrzydłach. O tych i innych ciekawostkach można przeczytać w Wikipedii.
Na pampie
Z czym się kojarzy Boliwia? Pewnie większości ludzi z niczym, może z Indiankami w melonikach. Skojarzenie dobre, bo są. Potem długo nic (w kwestii skojarzeń). Może jeszcze pojawią się góry i wysoko położony płaskowyż, ale bez szczegółów.
Płaskowyż jest, spory i wysoki, suchy i zimny. Ale są i niziny z tropikalną dżunglą, gdzie panuje zgoła odmienny klimat. Będąc w Boliwii, warto je odwiedzić, choćby w ramach popularnych wycieczek do dżungli lub na pampę. W dżungli nie byliśmy, słyszałem tylko, że dostaje się do ręki maczetę i się idzie przez gęsty las, tnąc to, co stanie na drodze, a przeciąć się da.
Pampa jest inna. Tam wszystko zależy od pory roku. Gdy wylewają rzeki, zamienia się w leśny ocean, choć oczywiście są na nim wyspy. Wtedy głównym środkiem lokomocji jest łódĹş, a w środku przewodnik i turyści.
To zdjęcie powstało chyba pierwszego dnia wycieczki, a przedstawia inną grupę, którą spotkaliśmy gdzieś na rzece. Nasza wyglądała zapewne podobnie. Skład ciekawy, jak to się często zdarza. Mieliśmy na przykład w załodze dwóch Ĺ»ydów. Chłopacy pojechali do Ameryki Południowej i przez kilka miesięcy zajmowali się okupowanie dyskotek w Buenos Aires i podrywaniem Argentynek i zapewne turystek z innych krajów. Dzięki temu nauczyli się nieĹşle hiszpańskiego, bo jak bajerować dziewczyny, nie umiejąc mówić w ich języku? Służyli więc za tłumaczy, bo nasz przewodnik z kolei nie mówił za bardzo po angielsku. Za to w swoim fachu był specem i potrafił wypatrzeć zwierzę zawsze jako pierwszy.
Krokodyl Jaśko
Trudno uwierzyć, ale to, co widać poniżej, to zwierzątko domowe. Tak, tak – u nas trzyma się koty i chomiki, w porywach psa, a są miejsca, w których pieszczochem domowników jest zwierze mogące odgryźć nogę.
Z domownikami może troszeczkę przesadziłem, bo Juanita (po polsku – Jaśka) spotkaliśmy koło domku dla turystów wybudowanym na boliwijskiej pampie. Bestyjka była w każdym bądź razie lekko oswojona, można było jej robić zdjęcia i oglądać w miarę swobodnie.
Pamiętam, że fotograficznym zapale zachęcałem Gosię do coraz bliższego podchodzenia do stwora (celem było lepsze i lepsze ujęcie). Jaśko w pewnym momencie zaczął syczeć. Akurat satysfakcjonujące mnie ujęcie spoczywało na karcie pamięci, więc na tym zakończyliśmy zabawę. Potem przeczytałem, że syczenie u krokodyla to jak warczenie u psa – potem już tylko gryzie.
Z ciekawostek powiem, że domek, w którym spaliśmy, nie miał toalety. Była ona w osobnym „budynku”. Jako że pampa była zalana w większości wodą, do wychodka prowadziła kładka (szerokość na oko 30 cm). Gdy dobrze poświecić w nocy latarkami, w wodzie błyskały oczy krokodyli. Ja tej nocy nie miałem potrzeby wychodzenia z łóżka, ale idę o zakład, że jeśli ktoś miał, starał się z tym poczekać do rana.
Ciekawostka druga – przewodnik karmił Jaśka bułkami. Ten je męłł w swych potężnych szczękach, ale nie połykał.