Targ warzywny

Luang Prabang i jedna z ulic, przy której odbywał się handel warzywami. My raczej tam niczego nie kupowaliśmy, bo choć sprzęt biwakowy (w tym menażka i kuchenka) mieliśmy, to posiłków sami nie robiliśmy. Oferta gotowego jedzenia na ulicy była tak bogata i korzystna (jakość za cenę), że nie było warto.

Lubie!
0

Ten znak drogowy

Luang Prabang

Po drobnej przerwie związanej z przenosinami serwera wracamy do zdjęć. Niestety na krótko, bo wyjeżdżam na wakacje i znów czeka nas przerwa.

Powyższe zdjęcie podobnie jak poprzednie pochodzi z Luang Prabangu. To po prostu jedna z ulic z kolonialną zabudową. Ciekawi mnie widoczny znak drogowy. Nigdy takiego nie widziałem. Czy ktoś wie, co on oznacza?

Lubie!
0

Z miską

Luang Prabang

Luang Prabang to taki laotański Kraków – dawna stolica, gdzie zabytków jest więcej niż w aktualnej. Oprócz mnóstwa świątyń atrakcją jest „karmienie mnichów”. Piszę to w cudzysłowie, bo brzmi jak karmienie zwierząt, a przecież nie o to chodzi – jest to forma wspierania duchownych przez „parafian”. Oczywiście robią to też turyści, ale my uznaliśmy, że to lekko niesmaczne i ograniczyliśmy się do robienia zdjęć (też czując pewien dyskomfort). Wydarzenie to odbywa się rano w okolicach wschodu słońca (6 rano), więc zdjęcia nie są rewelacyjnie naświetlone. Na poniższym filmie pora dnia wydaje się jakby inna, ale my w ciągu dnia nie spotkaliśmy mnichów zbierających jedzenie.

Lubie!
0

Nie czwartkowy Budda

527CONVAR68

„Złoty Budda” – tyle pamiętam. Oczywiście miejsce też – Luang Prabang. Z pewnością ten olbrzym śpi na wzgórzu, które wznosi się za miastem. Ale zdaje się, że jest ich tam więcej, bo wyszukiwarki zwracają mi też jakiegoś „czwartkowego Buddę”. Wygląda bardzo podobnie, ale mój nie ma napisu. Z drugiej strony co za różnica – Budda to Budda.

Lubie!
0

Z bliska, z daleka

478DSC_6304

Jak mawiał mój nauczyciel fizyki z liceum, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To oczywiste stwierdzenie jest szczególnie prawdziwe w fotografii. Wszak fotografia to subiektywne odbicie rzeczywistości. Jeśli fotografujemy w sposób świadomy, to pokazujemy to, co chcemy pokazać i w taki sposób, by oddać nasze widzenie danego tematu. Można w ten sposób również manipulować – coś usunąć z kadru, sprawić, by jakiś szczegół (obiektywnie nieistotny) zdominował fotografię.

Ja powyżej przedstawiłem misterną płaskorzeĹşbę, ale zupełnie nie wiadomo, gdzie się ona znajduje, co jej w jej otoczeniu. Jest to fragment czegoś w rodzaju ołtarza, znalezionego przez nas w jednej z licznych świątyń Luang Prabangu.

Lubie!
0

Swastyki

Hinduskie swastykiOstatnio głośno było o wyroku sędziego, który stwierdził, że swastyka to symbol szczęścia i można się z nią obnosić. Można, ale raczej nie u nas. W Azji to co innego – tam swastyka nie dziwi. Z Malezji przywiozłem metalowe „coś” – jakby kaganek i ma wycięte swastyki. Kupiłem w hinduskim sklepie z dewocjonaliami i tam to nikogo nie dziwiło. W kręgu hinduistycznym swastyka pojawia się tu i ówdzie i zwracają na nią uwagę zapewne tacy jak ja – przybysze z Europy.

Te kilka swastyk sfotografowałem w Luang Prabangu, gdzie dominują świątynie buddyjskie, więc trudno mi powiedzieć, skąd się tam wzięły. Umieszczone były dość wysoko, więc zdjęcie jest skrzywione. Próbowałem je trochę prostować w komputerze, ale ze słabym skutkiem.

Lubie!
0

Nad rzeką

 

Mekong w okolicach Luang PrabanguMekong spotykaliśmy podczas naszej podróży po Azji wiele razy. Nic dziwnego, rzeka jest długa (9 miejsce na świecie), więc przepływa przez wiele krajów. W Laosie nad Mekongiem można podziwiać zachody słońca, w Wietnamie rozlewa się w imponującą deltę. Powyższe zdjęcie pochodzi z okolic Luang Prabangu. Doskonale na nim widać, jak w górzystym kraju wykorzystuje się każdy skrawek ziemi. Co prawda ta nad brzegiem jest piaszczysta, ale wyraĹşnie widać tarasy.

Aha – zdjęcie nie jest bardzo ostre, a to dlatego, że powstało przez przycięcie fotki pionowej. Niżej dla zainteresowanych oryginał. Warto było ciąć?

Pionowy Mekong

Lubie!
0

Kwestia skali

Wat Xieng ThongCzy ktoś potrafi powiedzieć, jak duża jest przedstawiona na powyższym zdjęciu płaskorzeźba? Nie da się, bo brak jest punktu odniesienia. Ja też się nabrałem, bo byłem pewny że była rozmiaru może kartki A3, nie większa. Dokładniejsze poszukiwania wyjaśniły prawie wszystko.

Znajduje się ona nad chyba tylnym wejściem do świątyni Xieng Thong i ma ok. dwóch metrów wysokości. Sama świątynia to perełka architektury. Bogato zdobiona od zewnątrz i wewnątrz, dodatkowo zachwyca cudownie harmonijną linią (na tym zdjęciu oczywiście tego nie widać). Ale na innych tak.

Lubie!
0

Odzyskana rzeka

Rzeka i mostPisałem już o tym, że warto rozglądać się na boki. W Luang Prabangu ciekawych obiektów jest wiele, głównie są to świątynie w mieście. A za miastem można zobaczyć na przykład leżącego Buddę. Z tego co pamiętam, posąg jest na wzniesieniu, więc oprócz atrakcji turystycznych dostajemy gratis trochę ruchu.

Budda jak to Budda – w miarę ciekawy. Jego fotka pojawi się gdzieś za 1,5 roku. Rozglądając się na boki, zobaczyłem rzekę płynącą poniżej, i zrobiłem to zdjęcie. Jakiś czas potem (szczegółów już nie pomnę), straciłem zawartość karty pamięci. Pozostała wizyta w kafejce internetowej i poszukiwania programu do odzyskiwania danych. Coś znalazłem i zdjęcia odzyskałem. Do dziś noszą nazwy nadane im przez ów program. Korzystałem potem z niego jeszcze ze dwa czy trzy razy. Refleksja, jaka się nasuwa, to że choć postęp technologiczny daje nam coraz mniej zawodny sprzęt, to nigdy nie będzie on całkiem bezawaryjny.

Lubie!
0

Zakrystia czyli co?

Buddyjska zakrystiaTytuł ma uzasadnienie o tyle, że gdyby to był kościół, tak bym właśnie nazwał to pomieszczenie. Ale w świątyni buddyjskiej? Pojęcia nie mam. Miejsce to znajduje się w Luang Prabangu, mieście, którego status można porównać trochę do Krakowa. Też był kiedyś stolicą kraju i znajduje się w nim wiele zabytków.

Warto odwiedzić to miejsce właśnie dla niezliczonych świątyń rozrzuconych po całym mieście. Oprócz nich są m.in. posągi Buddy, w tym jeden wielki (zdjęcie się pojawi). Ciekawostką jest targ dla turystów, na którym można nabyć różna pamiątki, wiele bardzo ciekawych. Bazar ma też bogatą sekcję gastronomiczną, gdzie można tanio i smacznie zjeść.

Mnogość świątyń daje możliwość posłuchania śpiewów mnichów. Już nie pamiętam, czy wyczytaliśmy to w przewodniku, czy przypadkiem na to trafiliśmy, ale o stałej porze, (zdaje się, że to była godzina 18) w większości świątyń zbierają się buddyjscy mnisi i modlą się, czy odbywa się coś w stylu nabożeństwa. Dość, że bardzo klimatycznie śpiewają. Obecność dużej ilości mnichów gwarantuje inną atrakcję, ale o niej będzie przy okazji stosownego zdjęcia.

Oprócz architektury sakralnej warte obejrzenia są urokliwe budynki kolonialne, które w dużej liczbie rozsiane są po mieście.

Ta fotka powstała w świątyni, w której coś się działo. Pisze mało precyzyjnie, bo nie pamiętam co, ale Gosia poszła oglądać to „coś”, a ja w bok. Tam odkryłem zaplecze, tytułową zakrystię, gdzie składowano przeróżne rupiecie – można by rzec. Można by, bo pewnie dla wyznawców buddyzmu były one święte czy coś w tym guście. Ale wyglądało to rzeczywiście trochę jak rupieciarnia, jakiś strych czy piwnica, gdzie składuje się rzeczy, z którymi nie wiadomo co zrobić – wyrzucić żal, używać wstyd czy się nie da. Niektóre rzeĹşby czy inne przedmioty były mocno nadgryzione zębem czasu.

Tak czy inaczej – kolejny raz przekonałem się, że warto rozgląda się na boki, bo nie zawsze to, co najciekawsze, jest wyeksponowane. Nie zawsze to, co najbardziej rzuca sie w oczy, jest najciekawsze.

Lubie!
0