Wietnamski cmentarz

Wietnamski cmentarz Jak już opisywałem, w Hue wzięliśmy rowery i postanowiliśmy objechać miejscowe atrakcje. Wietnam jawił nam się jako kraj naciągaczy, bo wszyscy uważali nas za chodzące skarbonki, z których można czerpać do woli. Dodatkowo – jak w wielu krajach, ale tu bardziej – turyści poruszali się chmarami i każde ciekawe oraz łatwo dostępne miejsce było oblegane. Nie każdy decyduje się na pedałowanie kilka kilometrów, więc dawało to szansę na ucieczkę od tłumu turystów oraz Wietnamczyków.

Niedaleko Hue jest trochę ciekawych grobowców i je postanowiliśmy odwiedzić. Po drodze zahaczyliśmy o pagodę Thien Mu, a potem przy drodze zobaczyliśmy coś. Z pewnością nie był to antyczny czy choćby średniowieczny grobowiec – po prostu cmentarz. Zapewne nie taki stary, choć część grobów była mocno zaniedbana. Ale z kolei niektóre prezentowały się całkiem okazale. Być może dla Wietnamczyków to był zwykły cmentarz, może przykład dewocyjnej architektury, ale dla nam się podobał – Orient przyprószony kurzem.

Lubie!
1

Che wiecznie żywy

Che wiecznie żywyChe Gevara to „produkt” typowo latynoamerykański. U nas i u nich stał się ikoną popkultury. Ale tam ma chyba inny status, jest bardziej obecny podejrzewam, że jego wizerunek niezłomnego wojownika o prawa pokrzywdzonych jest bardziej żywy. W rzeczywistości jego ocena jest co najmniej niejednoznaczna, choć nie brak takich, którzy uważają go za zbrodniarza.

Abstrahując od tych rozważań, od pewnego momentu fotografowałem Che, gdzie tylko mogłem. Czasem to były zdjęcia, czasem grafitti – w Argentynie, w Boliwii, w Peru. Powyższa fotografia powstała w Potosi w Boliwii. Pół godziny wcześniej odwiedziliśmy kopalnię srebra, z której słynne jest i było miasto. Za czasów kolonialnych wywieziono do Hiszpanii tysiące ton kruszcu wydobytego z Cerro Rico (Bogatej Góry). Kopalnia działa nadal, ale już nie przemysłowo – masowe wydobycie zakończyło się w XVIII wieku. Teraz fedrowanie opłaca się tylko na niewielką skalę. Znacznie więcej profitów przynosi oprowadzanie turystów.

Jako ciekawostkę podam, że miasto leży ok. 1,5 km wyżej niż nasze Rysy, więc poruszanie się po nim może być wyzwaniem.

Lubie!
0

Budda ze Świebodzina

Park Buddy w Nong KhaiTym, którzy kręcą nosem na Jezusa ze Świebodzina, polecam przyjrzenie się Parkowi Buddy w Wientianie. Po drugiej stronie rzeki (Mekongu) jest jego starszy brat – Sala Keoku. Oba stworzył ten sam człowiek, których chciał połączyć (a może w jego umyśle ta synteza dokonała się samoistnie, a on ją tylko w ten sposób wyartykułował) buddyzm i hinduizm.

Efektem są fantastyczne postacie – duże i małe. Te największe mają rozmiary sporego budynku, najmniejsze człowieka. Widać też różną technikę – większość jest betonowa, ale są i z cegieł. Park po stronie tajskiej (z niego pochodzi powyższe zdjęcie) jest nowszy. Po prostu po dojściu komunistów do władzy jego autor uciekł za Mekong i zrobił kopię. Ale nie kopię ślepą, bo figury są inne, dużo bardziej fantastyczne. Jeszcze się pojawią na tym blogu.

Tak czy inaczej – efekt jest lekko kiczowaty, choć ciekawy.

Lubie!
0

Ukryte

PłaskorzeĹşby wewnątrz świątyni Prasat Kravan

To był pierwszy dzień zwiedzania Angkoru. Zaczęliśmy ok. 8.15 rano. Wcześniej zapłaciliśmy, daliśmy zdjęcia i otrzymaliśmy tygodniowe bilety. Na pierwszy ogień poszedł Angkor Wat. Jest tam co zwiedzać, bo to największy obiekt. Około południa przeżyliśmy ulewę (normalna sprawa o tej porze roku).

Po południu poszliśmy do niepozornie wyglądających świątyń Prasat Kravan. Leżą tuż za kompleksem Angkor Watu, patrząc od strony drogi. Nazwa jest współczesna, bo oryginalna nie dotrwała do naszych czasów. Ĺšwiątynia w roku 912 została poświęcona Visznu, w roku 1930 oczyszczona z roślinności, a renowację zakończono w roku 1966.

Z zewnątrz nie widać niczego imponującego – pięć budynków, z których tylko jeden ma wieżę (zdaje się, że odtworzoną przez restauratorów). Całe piękno świątyni kryje się w środku – wewnętrzne ściany pokryte są wspaniałymi płaskorzeĹşbami. Ciekawostką jest to, że nie zostały one wyrzeĹşbione w litym kamieniu (jak w wielu innych budowlach Angkoru), ale w ceglanym murze. Z drugiej strony Prasat Kravan ma sporo lat więcej niż np. Angkor Wat, więc inna technologia nie dziwi.

Dla fotografa (takiego jakim ja byłem wtedy) problemem były ciasne pomieszczenia. Ale nawet obiektywem o najmniejszej ogniskowej 28 mm dało się pstryknąć ciekawą fotę.

Lubie!
0

Khmerski demon

Khmerski demonOstatnio znajomy wrzucił na FB link do artykułu zawierającego listę 30 niesamowitych opuszczonych miejsc. Oczywiście lista mocno subiektywna, by nie powiedzieć przypadkowa. Załapało się nawet cmentarzysko pociągów w Częstochowie, choć jako jedyne bez komentarza czy opisu.

Jest też Angkor, o którym trudno powiedzieć, że jest opuszczony. Przewalają się tam tysiące ludzi, bo to największy i jedyny szerzej znany zabytek Kambodży. Z tej to racji oraz z faktu, że Kambodża jest biedna, stanowi jej chyba największe dobro narodowe. Gdy my tam byliśmy, bilety były stosunkowo drogie i choć nie widzieliśmy jakichś zmasowanych działań czy służb kontrolnych, raczej nikt na gapę nie zwiedzał.

Zabytki nie są ogrodzone i nikt ich nie pilnuje przez całą dobę, więc pewnie by się dało, ale jednak ktoś te bilety sprawdzał i chodzenie bez nich było obarczone ryzykiem. Z drugiej strony spokojnie można było zaszyć się w jakimś pomieszczeniu, gdyby ktoś chciał robić zdjęcia przy pełni księżyca czy po prostu spędzić noc w ruinach. Pamiętam, że raz sam biegałem już po zachodzie słońca po którejś świątyni (dlaczego – nie pomnę) i gdybym po prostu gdzieś przycupnął, nikt by się nie doliczył, że jakiegoś turysty brakuje.

Lubie!
0

Chińska ulica

Chińska ulicaObecnie Chiny doganiają Zachód w liczbie samochodów. Wtedy oczywiście takie pojazdy były na ulicach, jaki i rowery czy skutery, ale moją uwagę zwróciło co innego (jeśli chodzi o komunikację): skutery elektryczne. Zdaje się, że obecnie są one chyba ślepą gałęzią rozwoju motoryzacji, ale w Chinach A.D. 2005 było ich sporo. Poruszały się bezszelestnie i można było zostać nieĹşle zaskoczonym przez Chińczyka nieomal wjeżdżającego w nas od tyłu takim właśnie pojazdem. W każdym bądĹş razie obecność takich pojazdów sprawia, że nie wystarczy nasłuchiwać, czy coś nadjeżdża, trzeba się również rozglądać.

Lubie!
0

Koniec świata

Kapusta pekińska w Kaszgarze - 3400 km od PekinuGdzie jest koniec świata? Nigdzie, Ziemia jest kulą (lekko spłaszczoną), więc nie ma końca. Obecność osi obrotu wyróżnia bieguny i rzeczywiście są to końce świata – odległe, trudno dostępne.

A z bardziej przyziemnych? Dla mnie cechy końca świata ma Kaszgar, skąd pochodzi powyższe zdjęcie. Po pierwsze bo Chiny – a to już daleko samo w sobie. Po drugie kraniec Chin. Co prawda geograficznie bliższy nam, ale jeśli chodzi o dostępność już nie. Sinciang, gdzie leży Kaszgar, to najbardziej zachodnia prowincja Kraju Ĺšrodka (ha! środek, więc jaki koniec?). Tyle tylko, że z Pekinu tam najdalej. Od naszej, zachodniej strony dostęp też nie jest łatwy. Po drodze jest Kirgistan, kraj względnie dostępny, ale – przynajmniej parę lat temu – dostanie się do Chin nie było stamtąd proste. A przynajmniej najkrótszą drogą, przez przełęcz Torugart. Trzeba było wynająć samochód, mieć odpowiednie papiery itp.

Na szczęście XXI wiek dotarł i tam, bo my załatwiliśmy wszystko przez… Internet. Firm wożących turystów trochę było i można je było znaleĹşć w Sieci. Tak więc wszystko ustaliliśmy z Polski. Musieliśmy się tylko dostać do Narynu, miasta niezbyt często odwiedzanego przez turystów. Dojechaliśmy tam autobusem, znaleĹşliśmy kwaterę i szwendaliśmy się dwa dni – niezbyt intensywnie, bo bolało mnie kolano.

Raz, gdy odpoczywaliśmy na murku, podszedł do nas miejscowy. Zaczął opowiadać, jak to był ekonomistą, miał własny interes, kupił samochód ciężarowy, po czym coś tam się zmieniło i zbankrutował. Utrzymuje go żona, która handluje na bazarze. Opowiadał o jakiejś koncesji, na którą potrzeba milion czy dwa dolarów, a da dostęp do ropy. Oczywiście nie mieliśmy przy sobie drobnych na koncesję. Na zakończenie poprosił o drobny datek na 50 g wódki. Mieliśmy, ale nie daliśmy.

Koniec świata występuje też w Argentynie, w Ushuaii, która dzierży tytuł miasta położonego najbardziej na południe. Polecam też inny Koniec świata.

Lubie!
0