Góry we mgle

Co prawda na tym zdjęciu mgły nie ma (choć mgła i chmura to prawie to samo, różnica jest w wysokości nad ziemią), co prawda piosenka, o której myślę, jest o wojnie we Wietnamie, ale od Wietnamu do Laosu jest niedaleko, więc wojna wietnamska zahaczała o Laos (samoloty wracające z nalotów zrzucały bomby, które im pozostały nad Laosem i Kambodżą – część z nich do dziś tkwi w ziemi). Tak więc skojarzenie z „Brothers in arms” jest jak najbardziej na miejscu. „These mist covered mountains…”

Lubie!
0

Powtórka z rozrywki

Chciałem napisać, że to ostatnie zdjęcie z podróży z Luang Prabangu do Vang Viengu, ale jednak nie. Jeszcze w tym roku pojawi się kolejne, tym razem ostatnie.

Lubie!
0

Przez góry

Zdjęć podobnych do tego kilka już było. Wszystkie pochodzą z tej samej podróży autobusem prze góry Laosu. Konkretnie podróż była z punktu A do B, ale że droga wiodła przez tereny górzyste, to podróż była przez góry. Widoki piękne, za to robienie zdjęć z trzęsącego się niemiłosiernie autobusu – bardzo trudne. Ja zrobiłem ich trochę, Gosia trochę.

Lubie!
0

Cmentarz

Cmentarz pod Muzgagh Atą

Kilometrów do przejścia nie było dużo, bo raptem ze siedem. Mimo to nasi koledzy wynajęli wielbłądy. Każdy miał sporo bagażu, bo jedzenia na trzy tygodnie, ubrania, namiot, paliwo, sprzęt biwakowy i górski.

My postanowiliśmy zrobić maksymalnie dużo samodzielnie i szliśmy, niosąc wszystko na plecach. Było zimno i marsz był męczący. Gdy odpoczywaliśmy, podjeżdżali do nas miejscowi na motocyklach, oferując podwiezienie (oczywiście nie za darmo). Pokusa była spora, ale odmawialiśmy konsekwentnie.

Ja na miejscu (czyli w obozie) byłem bardzo zmęczony. Gosia mniej i o to ona poszła (już nie pamiętam z kim) odwiedzić niedaleki cmentarz. Akurat kończył się dzień, więc światło było fotograficzne, chmury na niebie też.

Mi pozostało potem żałować, że nie wykrzesałem z siebie tej odrobiny sił i że to nie ja jestem autorem powyższego zdjęcia.

Lubie!
0

Taki sobie kraj

Góry Laosu

Laos to takie państwo, o którym się wie, że istnieje, ale przeważnie na tym wiedza przeciętnego człowieka się kończy. Jeśli ja wiem więcej, to tylko dlatego, że tam byłem.

Laos nie był miejscem ważnych historycznych wydarzeń (a już z pewnością ważnych dla nas), nie ma tam spektakularnych zabytków. Także teraz nie dzieje się tam teraz nic takiego, co by było przepustką do czasu antenowego czy kolumn gazetowych. Podsumowanie wiadomości z tego kraju na Gaziecie pl wygląda tak:

  • w 2014 w połowie maja rozbił się samolot (3 wiadomości),
  • w 2011 pojawił się gospodarczy wpis o regionie, przy okazji wymieniono Laos, bo przez ten kraj Chińczycy budują drogę (1 wiadomość),
  • ofiara ptasiej grypy – 2009 r. (1 wiadomość),
  • ciężarna Brytyjka złapana przy przemycie narkotyków, skazana na karę śmierci, zamienioną na dożywocie – 2009 r. (4 wiadomości).

Laos jest ciekawy choć by z powodu ustroju, bo jest jednym z nielicznych już krajów demokracji ludowej (która jak wiadomo z demokracją wiele wspólnego nie ma). Oprócz niego, w tym „elitarnym gronie” są sąsiedzi Laosu, czyli Chiny i Wietnam, a do tego Korea Północna, Kuba oraz… (kto zgadnie?) Nepal.

Lubie!
0

Plama w Machu Picchu

Machu picchu

Kolejne zdjęcie z Machu Picchu. Podobne do jednego z poprzednich. Zastanowiła mnie turkusowa plama, dość mocno kontrastująca z resztą zdjęcia (blisko dolnej krawędzi fotografii, mniej więcej na środku). Szczerze mówiąc, nigdy nie zwróciłem na nią uwagi. Już myślałem, że to jakaś wada samej fotki (zabrudzenie na matrycy czy soczewce), ale znalazłem ją też na innym zdjęciu. Tam jest lekko za mgłą, tu rzuca się w oczy. Co to jest?

Lubie!
0

Ten moment

Machu Picchu

O Machu Picchu już pisałem. Powyższe zdjęcie powstało gdy już kończyliśmy oglądać miasto Inków. Miejsce, w którym byliśmy, dawało klasyczny widok i oczywiście zrobiłem tam kilka zdjeć. Wiadomo – aparat cyfrowy daje możliwość pstrykania, więc zawsze wypróbuj się kilka wariantów danego ujęcia, by potem wybrać najlepsze.

I wtedy nagle pojawiła się lama. Nie wiem, co ona tam robiła, zapewne służyła do tego samego, do czego niedĹşwiedĹş w Zakopanem. Ale że właściciela nie było, nie musiałem się przejmować ewentualnymi roszczeniami i wykorzystałem niecnie obecność zwierzęcia.

Lama w oczywisty sposób kojarzy się z Ameryką Południową, w szczególności z Peru oraz Boliwią. Trzeba pamiętać, że ma ona kilku kuzynów. Nie mówię tu o wielbłądach, które są jej dalszymi kuzynami, ale o alpakach, wikuniach i guanako (te ostatnie udomowiono i tak powstały lamy).

Ta lama pojawiła się nagle, skubnęła trawy i dość szybko zniknęła. Nie miałem wiele czasu, by przygotować się do zrobienia zdjęcia, dlatego też nie jest ono doskonałe technicznie. Decyzja była prosta – przymknąłem przysłonę, żeby wydłużyć głębie ostrości, pomanwrowałem sobą (bo „modelką” się nie dało), by złapać lamę oraz miasto i pstryknąłem. Obiektyw był w miarę szeroki (28 mm), ale nie dość, by łatwo było objąć wszystko. Z kilku zdjęć jedynie to się nadawało, choć czas wyszedł 1/20 sekundy.

Jaki morał z tej sytuacji? Banalny, ale niech będzie – trzeba zawsze zachować zimną krew, bo nie nie wiadomo, co się przytrafi. Po drugie, warto trenować różne warianty wcześniej, by w takiej chwili nie tracić czasu na zastanawianie się. Warianty techniczne (przysłona, czas, czułość itp) by zdjęcie wyszło oraz kompozycyjne, żeby było przyjemne dla oka.

Lubie!
0

Tiahuanaco

Tiahuanaco

Gdy pisałem o rysunkach w Nazca, wspomniałem o tym, że niektóre miejsca mamy w głowie jako kultowe, a przy odwiedzinach tracą cały powab. Pasuje jak ulał do Tiahuanako, zwanego też Tiwanako.

Zawsze kojarzyło mi się z jakąś magnetyzującą archeologiczną tajemnicą. Tyle tylko, że tajemnicy nie da się oglądać. Dodatkowo to, co można oglądać, znajduje się w muzeum. Na szczęście muzeum jest na miejscu i zostały zaprojektowane oraz wykonane ze smakiem. Swoim wystrojem (surowy beton) nawiązuje do kamiennych budowli i rzeĹşb. Znajduje się tam wszystko, co ciekawe (pomijając zapewne przedmioty skradzione) w Tihuanaco. Wtedy drobnym problemem był brak angielskojęzycznych etykiet, ale jakoś sobie radziliśmy. Tak więc muzeum były mocnym punktem wizyty w Tiahuanaco. I pierwszym.

Na miejsce wykopalisk idzie się potem. I tu rozczarowanie – zostało niewiele i jakoś mało atrakcyjnie „wystawione”. Najciekawsze obiekty, czyli Brama  Słońca czy Monolit Ponce’a, zostały ogrodzone – i to nie dyskretnym sznurkiem, ale siatką i drutem kolczastym. Nie muszę dodawać, że znacznie utrudniało to robienie zdjęć. I tak niepozorne płyty kamienne okazały się najbardziej fotogeniczne. Po części dzięki chmurom.

Lubie!
0

Szczyt w chmurach

Szczyt w chmurachFotografia z jednej strony rejestruje rzeczywistość, z drugiej pozwala nią manipulować. Przykładem jest powyższe zdjęcie.

Zrobiłem je, gdy szliśmy w kierunku (tak nam się przynajmniej zdawało) bazy pod Aconcaguą. Okoliczne szczyty nie były imponujące, nie było też jakiejś strasznej burzy, zamieci czy czegoś takiego. Tego ranka pogoda się zepsuła, okolica została przyprószona śniegiem i napłynęły chmury lub mgła. Było jasno, choć oczywiście nie słonecznie. Po pół godziny marszu w górę jakiegoś potoku przypuszczenie, które kiełkowało w nas od jakiegoś czasu, przerodziło się w decyzję – idziemy złą drogą i trzeba zawrócić.

W sumie nadłożyliśmy chyba trzy dni marszu, co mogło nam wyjść nawet na zdrowie, bo lepiej się zaaklimatyzowaliśmy. Po wszystkim okazało się, że poszliśmy najrzadszą drogą (z tych dostępnych dla turystów) – przez Dolinę Guanako. Te sympatyczne zwierzęta pojawiały się dość często, tego dnia zrobiłem jednemu zdjęcie. Pojawi się za… za tyle, że aż nie chce mi się liczyć.

Ta fotka nie wyglądała jakoś spektakularnie, aż postanowiłem się pobawić jakimś programem graficznym i zwiększyć jej wartość. Efekt ja wyżej.

Lubie!
0

Zielony szczegół

Góry w LaosieTo trzecie zdjęcie z cyklu. Moim zdaniem najbardziej udane. W pozostałych był jeden plan – ten odległy. Tutaj udało się złapać coś bliżej. Często to nieskomplikowany zabieg, a znacznie podnosi walory zdjęcia. Oczywiście, nie można po prostu przystanąć, spojrzeć i nacisnąć migawkę. Trzeba znaleĹşć to coś, co jest bliżej i co będzie współgrało z resztą fotografii. Trzeba się pochylić – dosłownie i w przenośni, bo także nad przysłoną, by uzyskać odpowiednią głębię ostrości.

Są rzecz jasna sytuacje, w których niczego sensownego na pierwszy plan się nie znajdzie, ale warto próbować, bo z moich obserwacji wynika, że często zdjęcia, które mi się podobają, są właśnie w taki sposób skomponowane: znaczący szczegół w powiększeniu na początek, a potem wypełnienie. Najtrudniej znaleĹşć ten szczegół, ale trzeba próbować.

Lubie!
0