Boska Tajlandia

Ko Lipe

Tajlandia przede wszystkim kojarzy się z tropikalnym rajem. Zgadza się, są tropiki i jest wiele miejsc jak z pocztówki – palmy, drobny biały piasek, turkusowe morze. Na tym idyllicznym obrazku prawie zawsze jest rysa – tłumy turystów i wszystko złe, co się z tym kojarzy. Oczywiście są (lub były, gdy odwiedziliśmy ten kraj) inne miejsca. Jedno z nich to Ko Lipe.

Ko to po tajsku wyspa. Wyspa Lipe leży w obrębie parku narodowego Tarutao, ale że dawno temu została „nadana” tzw. morskim Cyganom, rządzi się swoimi prawami. Oczywiście morscy Cyganie nie mają nic wspólnego z naszymi – może tylko to, że są niespokojnymi duchami.

Tak czy inaczej – Ko Lipe leży na uboczu i trafiają tam tylko „wybrani”, którzy nie szukają zgiełku, dyskotek i typowej infrastruktury turystycznej. Wyspę można przejść na wylot w ciągu kilkudziesięciu minut. Do dyspozycji turystów są różne domki oraz miejsce na plaży (my rozbiliśmy namiot). Do tego kilkanascie (kilkadziesiąt) knajpek, kafejka internetowa i kilka firm nurkowych. Mając maskę, można nurkować z plaży i podziwiać mieszkańców rafy.

Można też podziwiać zachody słońca, pięknie oświetlającego kołyszące się łodzie oraz sąsiednie wysepki.

Lubie!
1

Nic nie będzie

Nic nie będzie - pustynia AtacamaChyba wszyscy pamiętamy kandydata na prezydenta RP Kononowicza. Wg niego miało niczego nie być. Wszyscy się śmiali, bo jak to – niczego?

Prawie niczego to nie ma w przestrzeni kosmicznej (powietrza nie ma, tylko czasem jakieś drobiny pyłu i różne cząstki elementarne lecące np. z gwiazd w nieznanym kierunku). Na Ziemi wszędzie coś jest, ale są miejsca, w których jest mniej niż w innych. Należą do nich pustynie, m.in. Atakama, przewijająca się w rankingach na najsuchsze miejsce na Ziemi.

My, wyruszając na wycieczkę do m.in. solniska Uyunii, odwiedziliśmy skraj Atakamy. Nasz samochód zatrzymał się nad brzegiem urwiska, skąd można było podziwiać panoramę pustyni. Wygląda inaczej niż to, do czego przyzwyczaiły nas piaskowe wydmy z Sahary.

Lubie!
0

I po Nowym Roku

I po Nowym RokuGdzie zostało zrobione to zdjęcie? Chiny? Nie, choć może określenie Małe Chiny by było na miejscu. Na powyższym obrazku widać fragment chińskiej dzielnicy w Melace, w Malezji. To bardzo ciekawy kraj, bo pozwala za jednym zamachem poczuć klimat Malezji, ale także Chin i Indii. Malajowie stanowią ok. połowy ludności, Chińczycy 1/4, Hindusi trochę ponad 7%. W (prawie?) każdym mieście jest dzielnica chińska i ulice indyjskie. Można napić się lassi, zjeść kurczaka tandoori i oczywiście dziesiątki potraw na bazie ryżu. Są świątynie taoistyczne i hinduistyczne.

W Melace stare miasto (chińskie) jest otoczone kanałem, przez to wyraźnie oddzielone od reszty miasta. Gdy byliśmy tam w marcu, na ulicach były jeszcze dekoracje chińsko-noworoczne. Ciekawostka – raz wyszedłem wcześnie, by porobić zdjęcia. Ulokowałem się nad kanałem, bo raz, że woda i budynki ładnie wyglądają, a dwa, że nic domów nie zasłania. Najciekawszą rzeczą, jaką zobaczyłem, był wielki (na oko półtorametrowy) waran, który płynął sobie kanałem. Potem widzieliśmy takie jeszcze w jednym miejscu, gdy pojechaliśmy poplażować. Zauważyliśmy je na brzegu lasu, kilkanaście metrów od nas. Spokojnie pomaszerowały w gęstwinę.

Lubie!
0

Nad dachami Cusco

Nad dachami CuscoCusco to jedno z moich ulubionych miast. Jest w nim wszystko to, czego może sobie zażyczyć turysta: zabytki, bliskość atrakcji, bezpieczeństwo (w Peru wcale nie takie oczywiste) i klimat w połączeniu z historią, prawie namacalną.

Była stolica imperium Inków najpierw została zdobyta przez Hiszpanów, a potem zmieniona w miasto kolonialne. Na ruinach inkaskich świątyń powstały katolickie kościoły. Więcej – często na fundamentach, które łatwo zidentyfikować, spacerując po mieście. Także wiele „normalnych” budynków zbudowano, wykorzystując to, co zostawili Inkowie.

Z Cusco można wyruszyć do Machu Picchu, oglądać pobliskie ruiny inkaskie (miła prawie piesza jednodniowa wycieczka – odjeżdżamy autobusem, a potem wracamy do miasta, odwiedzając kolejne miejsca), wyruszyć na spływ górskim potokiem.

Nie zauważyłem w Cusco nowoczesnych budynków, co oczywiście nie znaczy, że ich nie ma, w końcu miasto musi się rozbudowywać. Ale typowy turysta na nie nie trafi, znajdzie za to wiele historycznych budowli, urokliwych uliczek i miejsc zdawałoby się przepełnionych historią.

Co zaś się tyczy zdjęcia, to teraz widzę, że lekko się wali w lewo. Przygotowując fotki, korygowałem je pod tym kątem (!), ale akurat to przeoczyłem. Zdarza się.

Lubie!
2

Skok w bok

Sambor Prey KukMówisz Kambodża, myślisz Angokor. Ale Kambodża to nie tylko te najsłynniejsze ruiny. Często sprawdza się, że rzeczy które są w przewodniku wymienione zdawkowo, okazują się ciekawsze od tych najsłynniejszych. My postanowiliśmy odwiedzić świątynie Sambor Prei Kuk – starsze niż Angkorskie. Nie mogą się z nimi równać niczym – rozmachem, architekturą czy stanem zachowania. Ich przewaga bierze się z wyłącznie z tego, że prawie nie ma tam turystów i nie jest łatwo się tam dostać.

Nam też nie było łatwo. Wypożyczyliśmy motocykl, ale bez kierowcy (ta druga opcja była łatwiejsza). Trafiliśmy bez większych problemów, a po drodze widzieliśmy kilka ciekawych obrazków, z których przynajmniej jeden się pojawi. Azja z bliska i z dala od utartych szlaków – to jest to! Aha – za daleko odchodzić nie można, bo w ziemi jest pełno niewybuchów.

Lubie!
2

Laos na rowerach

Laos na rowerachNie, nie – nie zwiedzaliśmy Laosu na rowerach, przynajmniej nie całego. Rower wykorzystywaliśmy tu i ówdzie, a akurat to zdjęcie powstało w Laosie. Taki sposób zwiedzania uważam za jeden z najciekawszych. Jest się mobilnym, tempo przemieszczania się jest stosunkowo niewielkie, łatwo się zatrzymać, gdy ma się ochotę i rośnie kondycja.

Powyższa fotka powstała w Wang Wiengu, swego rodzaju mekce podróżników. Szczególny charakter tego miejsca (małej wioski) bierze się z tego, że można kupić tam specjalne wersje różnych potraw – pizzy, koktajlu, naleśników. Napotkani Czesi opowiadali, jak ich kolega poprosił o specjalny koktajl i dodatkową słomkę (extra strow). Dostał koktajl extra strong i po jego wypiciu z kolegą zaliczyli ekstra odlot. Tak – do ekstrapotraw dodaje się fragmenty konopi indyjskich, czyli marihuanę.

My nie skorzystaliśmy, skupiliśmy się na miejscowych atrakcjach, wśród  których prym wiodą jaskinie. I właśnie na rowerach objeżdżaliśmy okolicę, odwiedzając różne pieczary. Tak spotkaliśmy miejscowych chłopców, którzy wracali z połowu. Mieli maskę do nurkowania i prymitywną kuszę z napędem gumowym. Zrobiłem im zdjęcie z ekwipunkiem, ale nie jest udane.

Znacznie lepsze jest powyższe. Filtr polaryzacyjny zapewne by mu nie zaszkodził, ale nie miałem go wtedy. A i teraz jakoś rzadko go używam, bo jest w futerale, którego nie zabieram. Chyba czas to zmienić.

Lubie!
2