Wracamy do Boliwii. Wrak jest na skraju solniska Uyuni, które jest pozostałością słonego jeziora. Jego powierzchnię pokrywa sól i w niektórych miejscach cienka warstwa wody (tam, gdzie jest niżej). Sól jest pozyskiwana, ale obecnie wykorzystuje się ją tylko lokalnie (eksport nie ma sensu). Siłą rzeczy odbywa się to głównie na obrzeżach solniska.
Po skończonej wycieczce wylądowaliśmy w miasteczku Uyuni. Była to nie lada atrakcja po pobycie w Argentynie i Chile, krajach bardzo zachodnich. Boliwia jest bardzo tradycyjna i egzotyczna, więc koloryt choćby ulicznych straganów bardzo nas ucieszył. Współtowarzysze naszej wycieczki chyba mieli na ten temat inne zdanie. Pierwsze, co zrobiliśmy, jeszcze na skraju solniska, to kupiliśmy od jakiejś kobieciny pysznego sera. Oczywiście inni uczestnicy wycieczki uznali, że to podejrzanie niehigieniczne i poczęstowani, tylko z grzeczności spróbowali odrobinę. Od razu wyjechali do La Paz, czas do autobusu spędzając w biurze agencji.
My zostaliśmy kilka dni, a o tym, co było dalej, jeszcze opowiem. Żałuję tylko, że nie poszliśmy z powrotem na skraj solniska, bo można tam było sfotografować osoby wydobywające sól. Teraz, posługując się Google mapsami, widzę, że było raptem 12 km (na przełaj połowa tej odległości). Ale cóż – w fotografii i nie tylko najbardziej żal straconych szans.