Melonik

Co łączy Przekrój z Boliwią? Między innymi nakrycie głowy. Przez lata w Przekroju pojawiał się komiks z profesorem Filutkiem, który nosił na głowie melonik. Owo nakrycie głowy jest popularne w Boliwii, noszą je głównie indiańskie kobiety.

Melonik powstał w roku 1849 w Londynie, a na drugą stronę Atlantyku zawieźli go robotnicy budujący kolej. W XIX wieku był popularny w wielu miejsca, podobno namiętnie nosili go agenci Ochrany. Trochę to dziwne, bo w ten sposób stawali się jakby mniej tajni, ale z drugiej strony kto by teraz proponował ubierać żołnierza w czerwony mundur, do którego łatwo się celuje, a przecież w XVIII wieku nie było to nic dziwnego.

Lubie!
0

Ukryta

Jedno zdjęcie kobiecej twarzy z kaszgarskiego bazaru już pokazywałem. I tam i tu twarzy właściwie nie było widać. Sinciang to niechińska część Państwa Środka. Ujgurowie, którzy tam mieszkają, są muzułmanami, więc wiele tamtejszych kobiet zasłania twarze. W po przednim zdjęciu między górną a dolną zasłoną twarzy widać oczy – spojrzenie. Tutaj w zasadzie spojrzenie jest, choć oczy trudno dostrzec, choć przecież jest. Tyle, że ukryte.

Lubie!
0

W kapeluszu

Na wietnamskiej ulicy

Do Wietnamu wjechaliśmy przez Chiny. Gdy doszliśmy do przejścia granicznego, zobaczyliśmy tłum ludzi czekających na wjazd, i prawie wszyscy byli w charakterystycznych kapeluszach (jak pani na zdjęciu). I choć większości ludzi kojarzą się one z Chinami, to my w Kraju Środka nie widzieliśmy ich wcale.

Za to we Wietnamie było ich pełno. W sumie nic dziwnego, bo są bardzo praktyczne: lekkie, dają duży cień, głowie pod nimi nie jest za gorąco. Powyższe zdjęcie powstało nie tak późno po wjechaniu do Wietnamu, bo zaledwie po kilku dniach. Drugim przystankiem była stolica – Hanoi. Mieszka tam ponad 6 milionów ludzi, ale nie ma klimatu metropolii. W starym Hanoi obrazki takie jak powyżej są dość częste.

Lubie!
0

Empanady

Indianka i pierożki

We wpisie Miara postępu wspominałem o empanadach, jako o jedzeniu charakterystycznym dla Argentyny. A zapomniałem o Peru! Oto dowód: Indianka z Cuzco niesie właśnie empanady. Gdyby kogoś to zdjęcie nie przekonywało, zapraszam do zapoznania się z przepisem na empanady mięsne.

Lubie!
0

Mniejszości za mgłą

W Sapie

Sapa była naszym pierwszym przystankiem we Wietnamie. Ponad trzy tygodnie spędziliśmy w górach w Sinciangu, potem przejechaliśmy przez (prawie) całe Chiny, a na końcu weszliśmy do Wietnamu. Weszliśmy, bo granicą był most, który przekraczało się na pieszo. Dalej był chyba autobus, który dowiózł nas właśnie do Sapy.

Miejscowość ta leży w górach, co prawda niezbyt wysokich (ok. 1600 m n.p.m.), ale to wystarcza, żeby było tam chłodno i przyjemnie. W czasach kolonialnych pełniło funkcję kurortu, a i obecnie jest atrakcją turystyczną, tyle tylko, że nie dla „okupanta”, a dla przyjezdnych, takich jak my. No, może nie do końca, bo my po intensywnym pobycie w wysokich górach nie mieliśmy ochoty na męczące wycieczki.

Snuliśmy się więc po bliższej okolicy, tym bardziej, że mglista i deszczowa pogoda nie zachęcała do wędrówek. Nie pomagała tez w robieniu zdjęć. Widoki odpadały (deszcz i mgła), możliwe były tylko pstrykane z ukrycia portrety przedstawicieli mniejszości etnicznych, którzy ubranych w barwne stroje nie brakowało.

Lubie!
0

Blask złota

Ujgurka ze złotymi zębami

Powyższe zdjęcie zostało zrobione w starej dzielnicy Kaszgaru, niedaleko meczetu. Interesujących fotek powstało wtedy więcej i jeszcze się tu pojawią.

Lubię szwędać się po takich miejscach, gdzie nasza zaborcza cywilizacja jeszcze nie dotarła lub co najwyżej docierają jej echa. Ostatnio czytałem wywiad z reportażystą, który pisał o slumsach w Manili. Przeciwstawiał pracę reportera wizycie turysty. Nie da się ukryć – miał rację. On spędził w jednym miejscu kilka miesięcy, poznał ludzi, ich problemy. Siłą rzeczy jest tam gościem, ale można powiedzieć, że stałym. Turysta wpada, liĹşnie temat, raz zaciągnie się zapachami, zostawi w swojej wyobraĹşni przypadkowo uchwycone obrazy.

Czy po tym wie więcej? Niby nie, trudno go zestawiać w jakikolwiek sposób z reporterem, dziennikarzem. Ale samo to, że gdzieś jest, ogląda pewne rzeczy z bliska, nieomal dotyka, sprawia, że inaczej do niego podchodzimy. Bo choćby możemy się zastanowić tylko nad nim, przeanalizować rzeczy w zasadzie oczywiste, które każdy „czuje”. Zdawać sobie sprawę z jakiejś rzeczy to jedno, dajmy na to obejrzeć materiał w telewizji to drugie, a pojechać gdzieś i obejrzeć (choćby pobieżnie) to trzecie.

Wojciech Tochman opowiadał też o człowieku (mieszkańcu slumsów), który organizuje wycieczki dla turystów. Budzą one niesmak, bo jest to przedmiotowe traktowanie ludzi mieszkających w slumsach: oglądamy ich jak zwierzęta. Ale gdyby rozpatrywać to tylko tak, to czy etyczny turysta powinien wyłącznie kontemplować widoki lub smażyć się na plaży? Na pewno nie. Granica jest płynna, ale gdzieś jest. Choćby dlatego my pojechaliśmy do doliny Omo w Etiopii, gdzie podgląda się barwnych tubylców.

Lubie!
0

W kapeluszu

Indianka w Boliwii

O Uyuni już pisałem. Dotarliśmy tam w Wielki Czwartek, a następnego dnia chodziliśmy po mieście, rozkoszując się egzotyką Boliwii. Wyjechać z miasta nie dało się (najbliższy autobus był za jakiś czas), ale i też nie chcieliśmy. Po Chile, było nie było zachodnim kraju, wreszcie mieliśmy coś innego.

Zaczęło się od tego, że gdy nasz samochód zatrzymał się, pojawiły się handlarki wszelkim dobrem. My kupiliśmy miejscowy ser. Był bardzo smaczny i poczęstowaliśmy nim naszych towarzyszy ze Szwecji. Wzięli kawałek, ale ze sporą rezerwą. Było to wszak zachowanie wielce niehigieniczne – nie wiadomo, kto robił ser, z czego, jak przechowywał, a teraz sprzedaje na ulicy bez żadnej chłodziarki. Zgroza!

Potem wszyscy pojechali dalej, a my zostaliśmy. Miasteczko samo w sobie nie było specjalnie ciekawe, ale że było inne niż miasta chilijskie, nam wystarczało. Na dodatek w Wielki Piątek zaczęło się coś dziać. Najpierw gromadziły się jakieś oddziały wojska, ale na szczęście tylko do przemaszerowały w takt jakiegoś marsza.

Potem zaczęli zbierać się ludzie z różnymi ciekawymi rekwizytami – wielkim krzyżem, Jezusem na tronie. Jezusem w trumnie. Były dziewczynki, które sypały kwiatki, był dym kadzidła. Kolorowa procesja trwała do wieczoru, ale więcej o niej napiszę, gdy pojawi się stosowne zdjęcie.

Lubie!
0

Spojrzenie z przeszłości

Spojrzenie - SinciangNa początek o fotograficznej stronie zdjęcia. Kiedyś byłem na jakimś wykładzie o fotografii (robieniu zdjęć) i było m.in. o kierunku fotografowanego obiektu. Ze w większości przypadków sprawdza się, gdy ruch jest do środka zdjęcia – ruch, twarz, ale do środka. Tutaj jest inaczej. Mógłbym się mądrzyć, że tak chciałem. że przecież kobieta patrzy w lewo.

Podobnie jest ze światłem – przeważnie lepiej, jak obiekt jest oświetlony od przodu, ale są i sytuacje, w których lepiej, gdy promienie padają od tyłu. Mógłbym twierdzić, że tak miało być tutaj.

Prawda jest taka, że tak wyszło. Zdjęcie było zrobione na bazarze, wielkim cotygodniowym targu. Zwykle jest tam rwetes, ruch i zamieszanie. Ludzie nie stoją, a jeśli tak, to krótko. Jeśli stoją, to ktoś przechodzi między nimi a nami. Jednym słowem – warunków do robienia zdjęć z rozmysłem nie ma.

Bo poza tym warunki są – przed naszymi oczami przesuwa się korowód barwnych postaci nie z tego świata. Wszyscy, poza nami, turystami, pochodzą z przeszłości, z czasów Szlaku Jedwabnego. I nawet jeśli nie tkwią cali w wiekach średnich, to naszą, fejsbukowo-ajfonową współczesnością nie mają wiele wspólnego. Można co prawda było kupić kasety magnetofonowe (!), ale obok nich leżały narzędzia wykute przez kowali, żywe i martwe zwierzęta, ubrania, jedzenie. Jest nawet parking – ale nie dla samochodów, lecz ich czworonożnych poprzedników, konkretnie osłów.

Taki jest, a przynajmniej był wtedy Kaszgar. O ile bazar stanowił ostoję starych czasów, o tyle samo miasto było mieszanką. Mieszanką nowoczesności i tradycji, mieszanką Ujgurów i Chińczyków. Przy czym żywioły obce w tym mieście (czasowy i etniczny) są bardziej ekspansywne. Może dlatego, że są ze sobą powiązane, bo współczesność przynoszą Chińczycy Han. Bez żenady wyburzają to co przeszłe – starą dzielnicę, stare domy, nawet stare mury obronne. Wypierają Ujgurów, którzy samą swoją obecnością wspierają przeszłość, poświadczają jej istnienie. Przeszłość niechińską, więc zbędną.

Lubie!
1