Czy pisałem o tym, że w La Boca… Pisałem. A wspominałem, że… Też.
To dziś tylko kot na murowanym płocie, czyli murze. Kot w odcieniach szarości, mur i ściany nie.
Naszą wyprawę do Źródeł Amazonki rozpoczęliśmy od wioski Tuti. A właściwie od zebrania informacji, gdzie iść. Udało mi się wytypować jakieś współrzędne, które wprowadziłem do ręcznego odbiornika GPS. Sam nie wiem, dlaczego nie spróbowałem ich umiejscowić na mapach Googla (może wtedy nie były takie popularne). Dość, że szliśmy trochę po omacku.
Po dojechaniu na miejsce zapytaliśmy miejscowych: „Mismi?” – pokazali kierunek. Więc zaczęliśmy iść. Szedł też jakiś dziadek. W pewnym momencie pokazał groźnie wyglądającą przełęcz i kazał iść tam. Strach ma wielkie oczy – wdrapaliśmy się na górę dość żwawo i okazało się, że nie było czego się bać. Wcześniej minęliśmy opuszczoną wioskę.
Za przełęczą była równina, a z tyłu widok na wioskę, który prezentuję na zdjęciu. A potem jeszcze trochę marszu na ślepo, by jednak w końcu dotrzeć tam, gdzie chcieliśmy. Jak widać, czasem trochę warto zaufać losowi.
Ostatnio pisałem o opoce, jaką jest ziemia. Czymś, co nam wydaje się nam pewne jak ziemia pod stopami, są na przykład pory roku. Ale to złudzenie. Bo na przykład na półkuli południowej obecnie jest lato, a w lipcu, sierpniu będzie zima. Oczywiście mówię o klimacie umiarkowanym między zwrotnikiem a biegunem. A przecież nie wszędzie są cztery pory roku. W takiej Kambodży są dwie.
Gdy byliśmy tam, akurat trwała pora deszczowa. I rzeczywiście, prawie codziennie po południu padało. Czasem pokropiło, czasem lało, ale prawie zawsze coś kapało. Ulewa z powyższego zdjęcia była jedną z większych. Co oczywiście nie przeszkadzało temu, żeby wcześniej tego samego dnia i rano następnego świeciło słońce.
Wulkany pobudzają wyobraźnię, nie da się ukryć. Ziemia wydaje się być jednym z najbardziej solidnych fundamentów. Co prawda czasem się rusza (trzęsienia ziemi), ale raczej nie w Polsce (chyba że na terenach górniczych, ale wtedy najmniejsze drgania są sensacją). Z wulkanami też u nas krucho, a przynajmniej tymi, które wykazują jakąś aktywność, bo wygasłych trochę jest. Z wulkanem jest trochę jak z ziemią – niby stabilna góra, a może zacząć drżeć, pluć dymem, ogniem i lawą.
Powyższy wulkan został sfotografowany podczas wycieczki na solnisko Uyuni. Znajduje się blisko punktu startowego, czyli San Pedro de Atacama. Co tu dużo mówić, jest ładny. Klasyczny stożek i do tego wysoki, bo sięga prawie 6 tysięcy metrów. Tyle tylko, że okoliczny teren leży powyżej czterech tysięcy metrów (jezioro Laguna Verde jest na prawie 4700), więc wulkan ma niewiele ponad 1300 metrów wysokości. Tak czy inaczej – robi wrażenie. Na jego szczycie znajduje się najwyższe jezioro na świecie, a na dodatek podobno pływa w nim plankton!
Przeczytałem też, że pierwszymi zdobywcami byli prawdopodobnie Inkowie, bo ich zabudowania znaleziono blisko szczytu. Ciekawe, po co się tam pchali.
Aha – zdjęcie z tego co pamiętam, nie jest moje tylko Gosi.
Są miejsca wprost stworzone do fotografowania. Proszę wyszukać zdjęcia zatoki Ha Long – co drugie zachwyca. Ale bywa i tak, że wszystko sprzysięgnie się przeciw fotografującemu. Podczas naszego rejsu po wodach wspomnianej zatoki przez prawie cały czas niebo było zachmurzone. Zdjęcia robiłem, bo i jakże mógłbym nie robić, ale było ciemno i smętnie. Powyższe zdjęcie to jeden z wyjątków, kiedy słońce łaskawie wychyliło się zza chmur.
Najpopularniejszą książką świata jest Biblia. A co plasuje się na drugim miejscu? OdpowiedĹş w zestawieniu ze zdjęciem wydaje się oczywista – to „Czerwona książeczka”, czyli „Cytaty z Przewodniczącego Mao”. Mała poręczna i niezbędna, przynajmniej w czasie rewolucji kulturalnej. Zawiera różne wyjątki z przemówień i artykułów Mao Zedonga. Nie czytałem, choć były i wydania po polsku, ale domyślam się, że nie ma czego żałować.
Same ksiażeczki znaleĹşliśmy w Chengdu na jakimś placu. Na kilku stoiskach (mocne słowo – stoisko składało się z koca na ziemi) sprzedawano tam różne komunistyczne artefakty: „Czerwone książeczki”, pagony, odznaki, ordery, legitymacje. Kusiło mnie, żeby kupić, bo to rzecz rzadka u nas, ale nie – przeważyło to, że Mao Zedong odpowiada za cierpienia milionów ludzi i kupienie uznałem za niestosowne.