Che i Argentyna

Che Gevara

Dzień przed zrobieniem tego zdjęcia byliśmy w polskie ambasadzie po paszport dla Gosi. Nasza trasa musiała ulec zmianie. Po powrocie z Aconcagui planowaliśmy jechać na południe, ale gdy zaaferowani wrzucaliśmy informacje na naszą stronę, ktoś świsnął nam plecak. Straty były – aparat, czeki podróżne, trochę gotówki i paszport. Niestety, bez tego ostatniego nie byliśmy w stanie kontynuować podróżny. To znaczy przejechalibyśmy jeszcze kawał Argentyny, ale już do Ziemi Ognistej byśmy nie dotarli, bo jedyna droga wiedzie przez Chile. W planach mieliśmy jeszcze inne kraje, więc – tak czy inaczej – musieliśmy wyrobić tymczasowy paszport.

Na szczęście obyło się bez komplikacji i zanim wyruszyliśmy na południe kraju, mogliśmy się zrelaksować w Buenos Aires. Proszę mnie dobrze zrozumieć – „zrelaksować” oznaczało spokojne włóczenie się po mieście, podglądanie ludzi, a nie żadne ekscesy.

W jednym z turystycznych zakątków miasta na stoisku z pocztówkami zobaczyłem kilka poświęconych Che Gevarze. Prezentuję tę najmniej dosłowną, ale zawierającą wszystko.

Lubie!
0

W parku u Buddy

Park Buddy - Wientian

I znowu gościmy w Wientianie w Parku Buddy…

Lubie!
0

Szczeliny

Szczelina

Gdy próbowaliśmy wejść na Pik Lenina, niedaleko pierwszego obozu znaleźliśmy jaskinię lodową. W lodowcu wymyła ją za pewne woda z topniejącego śniegu. Jaskinia nie była duża, ale można było w niej prawie się wyprostować. Był z nami znajomy Rosjanin, Ilja. Opowiadał nam krótko potem lub przedtem, że zszedł z drogi, która prowadziła przez płaski lodowiec w kierunku obozu II, i odkrył, że pod idącymi ludźmi była wielka pustka – gigantyczna jaskinia.

Podziałało to na moją wyobraźnię i zawsze miałem ochotę pozwiedzać wnętrze lodowca. Gdy wchodziliśmy na Muztaghatę, miałem ochotę opuścić się do jakiejś szczeliny i zwiedzić jej wnętrze. Miałem jednak stracha, bo bo stanowisko zjazdowe założone z czekana w śniegu nie jest pewne i mógłbym spaść. Ostatecznie zrezygnowałem i ograniczyłem się do oglądania różnych pęknięć lodu. Powyżej jedno z nich.

Lubie!
0

Kadzidełka

Kadzidełka

Moje pierwsze poważniejsze zetknięcie z kadzidełkami miało miejsce w Indiach. Przywiozłem stamtąd paczkę, którą dałem bratu. Po porostu kilkadziesiąt patyczków zawiniętych w folię.

Za drugim razem dla siebie przywiozłem je w ładnym tekturowym pudełku, w którym było chyba 36 mniejszych pudełek, a w każdym inne kadzidełka. Mam je do dziś. Jakiś czas potem identyczne pudełko spotkałem w Polsce. W przystępnej cenie.

Powyższe zdjęcie pochodzi z Wietnamu. Wracając z doliny Mekongu, zatrzymaliśmy się w kilku miejscach, i jednym z nich była wioska, w której wyrabia kadzidełek. To, co widać na fotografii, to nie wnętrze przyzakładowego sklepiku, ale wyroby suszące się na chodniku przed warsztatem.

Lubie!
0

Szesnaście ramion, dwie głowy

Sala Keoku

Te dwie damy spotkaliśmy w Sala Keoku, parku dziwnych rzeźb. Nie udało się uścisnąć żadnej z widocznych na zdjęciu szesnastu rąk.

Lubie!
0