Tak się złożyło, że dwa prawie identyczne zdjęcia pojawiły się po kolei. Poprzednie jest wycinkiem poprzedniego, co łatwo poznać po tej samej gałęzi wystającej z wody. Nic dziwnego, że fotografowałem te same motywy wielokrotnie, skoro w tym samym miejscu spędziliśmy kilka dni, bezskutecznie czekając na łódź, która w końcu nigdy nie przypłynęła.
Wydawać by się mogło, że ten fragment naszej podróży okazał się porażką, ale nie, wręcz przeciwnie. Byliśmy w miejscu, do którego mało kto zagląda, mieliśmy okazję przyjrzeć się życiu miejscowych – powierzchownie, ale zawsze. Trudno jednak o coś innego, skoro nie znaliśmy języka. Pogryzły nas meszki, ale pochodziliśmy po lesie tropikalnym, przepłynęliśmy przez niego – bilans zdecydowanie pozytywny.