Budda i cała reszta

Park BuddySala Keoku (Park Buddy), o którym już pisałem, to zbiór betonowych rzeĹşb o charakterze religijnym, inspirowanych buddyzmem i hinduizmem. Nie jestem znawcą, ale buddyzm sam z siebie nie dostarcza rzeĹşbiarzom zbyt wielu inspiracji. Postać Buddy jest w zasadzie jedna, czasem zdarzy się leżący, czasem wesoły mnich udający Buddę.

Pod tym względem zdecydowanie lepszy jest hinduizm. Jak czytam w Wikipedii, hinduizm nie istnieje jako jednorodna religia. Jest to zbiór różnych wierzeń, które spaja kilka zasad. Nie chcę wnikać w szczegóły, ale lista postaci z mitologii hiduistycznych jest pokaĹşna. Na dodatek prawie każda ma różne wcielenia – tak czy inaczej, jest co przedstawiać.
I to widać w Sala Keoku.

Lubie!
0

Ściana lodu

Ĺšciana lodu

„Patagonia” to jedna z tych nazw, które kojarzyły mi się magicznie. Kojarzyły i kojarzą. Ameryka Południowa w ogóle ma sporo magii. Pełno tam przestrzeni, gdzie nie uświadczysz człowieka, a Patagonia w tym przoduje. Oczywiście piękne górskie krajobrazy Andów to jedno, a równiny patagońskich pastwisk pastwisk to zupełnie inna sprawa.

Tyle tylko, że Patagonia to nie tylko wypas bydła czy owiec. To olbrzymia i różnorodna kraina. To w niej znajduje się park narodowy Los Glaciares. Jego najjaśniejszymi punktami są Fitz Roy (strzeliste granitowe turnie), Cerro Torre (jak wyżej) oraz lodowiec Perito Moreno (nadmienię tylko, że park Torres del Paine znajduje się niedaleko).

Wspomniane góry są dostępne dla wybranych, a lodowiec może odwiedzić każdy. Spływa on (tak, lód powoli, ale płynie czy może pełznie) z gór do jeziora, przez które przepływa rzeka. Gdy zablokuje przepływ wody, ta zbiera się z jednej jego strony, po czym przełamuje lodowy mur. Jest to podobno fascynujące widowisko. My nie mieliśmy szczęścia go oglądać, ale już „zwyczajne” odrywanie się potężnych brył lodu z czoła lodowca dostarcza wrażeń. Gdy kawał zamrożonej wody wielkości kamienicy wali się do wody, czuć to w każdym miejscu ciała.

Lubie!
0

Skrzydlata krowa

Ptaki na boliwijskiej pampieO wycieczce na boliwijską pampę już pisałem. Zwierząt jest ta sporo można się ich naoglądać. Z robieniem im zdjęć jest różnie, bo to wycieczka o charakterze ogólnym, a nie fotograficznym. A do oglądania nie jest wymagane specjalne światło.

Pamięć podpowiada, a EXIF potwierdza, że to zdjęcie powstało w niezbyt sprzyjających robieniu zdjęć warunkach. Czas 1/500 przy prawie do końca wysuniętym obiektywie był uzasadniony, a żeby go uzyskać czułość musiałem podnieść do 1250. Współczesne lustrzanki radzą sobie z tym już całkiem nieĹşle, ale Nikon D70 tak sobie. Mimo to po odpowiedniej obróbce zdjęcie pod względem technicznym prezentuje się zadowalająco.

A dlaczego skrzydlata krowa? Ptaki ze zdjęcia mleka nie dają, ale z popularnymi mućkami łączy je jedno. Pokarm trawią w specjalnym wolu przy pomocy zamieszkujących tam bakterii. Inną ciekawą cechą są pazury na skrzydłach. O tych i innych ciekawostkach można przeczytać w Wikipedii.

Lubie!
0

Pośpiech wskazany

Phnom PenhTrzecie zdjęcie z serii. Teraz, kiedy przeglądam to, co wybrałem, widzę, że w niektórych miejscach zrobiłem więcej zdjęć, które mi się podobały. I teraz mam problem, bo ile można pisać o tym samym?

Żeby nie było, nie cała stolica Kambodży wygląda jak na tej fotografii. Oczywiście pamiętam miejsca bardziej nowoczesne i w lepszym stanie. Ale gdy w Google’u wpisałem Phnom Pehn (nie Phnom Penh, jak kilka razy napisałem na tym blogu), dostałem listę zdjęć przedstawiających głównie świątynie i różne zabytki.

W sumie słusznie – jak na razie pojechanie do tak odległego kraju daje gwarancję nowych doznań – wizualnych, zapachowych, smakowych i dźwiękowych. Jednemu koledze np. Indie kojarzyły się ze smrodem (nigdy tam nie był). Ja odpowiadałem, że jak się chce mieć ładne zapachy, to wystarczy nie wyjeżdżać. Do Indii jedzie się m. in. po to, żeby nawąchać się tamtejszych także niezbyt przyjemnych zapachów. Do tego zobaczyć inne pomysły na wszelkie aspekty życia – począwszy od jedzenia, przez ubiór, a skończywszy na środkach transportu.

Niestety, ta różnorodność powoli zanika. Na bazarach na całym świecie można kupić ten sam chiński szmelc (choć na szczęście nie tylko), te same globalne marki. Trzeba się spieszyć.

Lubie!
1

Chińska Matka Boska

Kek Lok SiŚwiątynia Kek Lok Si jest bardzo fotogeniczna. Nie chwaląc się, zrobiłem jej (lub w niej) kilka ciekawych zdjęć. Nie pamiętam już, jak do niej trafiliśmy – przypadkiem, czy przy okazji. Pamiętam tylko tyle, że w środku było dość pusto (jeśli nie całkiem). Nie, ktoś musiał być, bo odnaleźliśmy na jakiejś planszy, że Jędrek (miał wtedy 9 miesięcy) urodził się w roku szczura i kupiliśmy mu malutką figurkę szczurka.

Pisząc, że było pusto, mam na myśli ludzi – ich tam prawie nie było. Znaleźliśmy za to sporo różnych figur. Patrzę na ich zdjęcia i nie wiem – buddystyczna czy nie? Szukam więc w sieci i jednak buddystyczna, ale jest to jakiś chińska wersja. Najbardziej rzuca się w oczy olbrzymia postać (32 metry) Guanyin – chińsko-buddyjskiej Matki Boskiej. Wtedy była otoczona rusztowaniem, bo budowano okalający ją pawilon.

Lubie!
1

Kolorowa świątynia

Kolorowa świątyniaPostęp techniczny w fotografii? Cały czas. Kiedyś miałem Smienę, gdzie czas był wyskalowany w „pogodzie”, a przesłona w czułości filmu. Do kadrowania był osobny wizjer, a migawka nie była sprzężona z przesuwaniem filmu.

Kolejny był Zenit TTL – dla mnie rewolucyjny, bo miał światłomierz i naciągając migawkę, przesuwałem film (koniec z naświetlaniem dwa razy na tej samej klatce).

Następny Nikon N70 – miał praktycznie wszystko, włącznie z obiektywem z autofocusem!

Od tego miejsca zaczynają się aparaty cyfrowe, ale nie chce już mi się o nich mówić. Obecne bardzo różnią się od mojego pierwszego. Być może gdybym miał nowoczesny aparat (na obecne czasy) w chwili robienia powyższego zdjęcia, wiedziałbym, gdzie zostało zrobione. A tak wiem tylko tyle, że było to w Phnom Penh.

Lubie!
0

Torres del Paine

Torres del PaineTorres del Paine – czyli olbrzymie granitowe wieże. U ich podnóża lodowiec, a na pierwszym planie rumowiska skalne. W Andach, a w końcu wszystkie góry w Amerycie Południowej to jakieś Andy, takich rumowisk jest całkiem sporo. Wchodzi się po tym fatalnie, bo trzeba cały czas walczyć – dwa kroki w górę, jeden w dół. Za to schodzi się trochę lepiej, ale też trzeba uważać, żeby się nie rozpędzić.

Lubie!
1

Pole ryżowe

Pole ryżowe

 

O wycieczce rowerowej w Vang Viengu pisałem. To kolejny kadr z tego wypadu. Nic dodać, nic ująć.

Lubie!
0

Kolorowe plamy

Kolorowe plamy

W Buenos Aires byliśmy trzy razy. Raz jak przyjechaliśmy do Argentyny, drugi, gdy musieliśmy odwiedzić polski konsulat i poprosić o tymczasowy paszport (w miejsce skradzionego), a trzeci, gdy wyjeżdżaliśmy.

Za tym ostatnim razem w schronisku nawiązaliśmy komitywę z jakimś chłopakiem. Nie pamiętam już skąd był, ale z jakiegoś południowoamerykańskiego kraju. Wspólnie wybieraliśmy się do dzielnicy La Boca, ale wyprawa nie doszła do skutku. Tzn. my pojechaliśmy, on nie. Potem powiedział, że w tym czasie pojechał dla mamy na grób Carlosa Gardela, słynnego argentyńskiego piosenkarza. Jak się wyraził, pojechał powiedzieć „Ciao, Gardel”.

Dzielnica La Boca słynie z kolorowych domów. Rzeczywiście – jest ich sporo i na najbardziej zatłoczonej ulicy napawają oczy soczystością barw. W bocznych uliczkach kolory też są (więc to nie dla turystów), ale zdecydowanie bardziej przyblakłe. Mimo to warte zdjęcia.

Lubie!
0