Mówią, że każdy kij ma dwa końce. Bez wątpienia coś w tym jest. Droga krzyżowa w Uyunii w pewnym sensie była zupełnie inna niż w Polsce. Obrządek ten sam, bo katolicki, ale w innej odmianie. Postacie w kapturach jak z filmu o amerykańskim Południu, kilka czy kilkanaście figur Jezusa w różnych sytuacjach (na krzyżu, w trumnie, na tronie) i ludzie jedzący kiełbaski (choć niby post – Wielki Piątek).
Drugi koniec kija, to obserwacja, że ludzi „zamieszanych” w tę uroczystość można podzielić na spotykane wszędzie grupy.
Byli zwykli obserwatorzy (czyli np. my – turyści). Byli uczestnicy bierni – stali wzdłuż pochodu, zapewne jakoś uczestniczyli (choćby formalnie -Â „Byłeś na procesji? Byłem!”). Byli uczestnicy czynni, którzy szli w procesji i wreszcie byli aktorzy. Tych można podzielić na pierwszo-, drugo- i trzecioplanowych.
Ostatni mieli do zagrania jakieś drobne techniczne role. Drugoplanowi np. występowali, krocząc w barwnych strojach (które nota bene przywędrowały z Hiszpanii), nieśli postacie Jezusa itp.
Do pierwszoplanowych bez wątpienia zaliczyłbym widoczną na zdjęciu kobietę.. Nie znam się na tajnikach odprawianych obrzędów, ale widać było, że to, co ona robiła, było bardzo ważne. Okadzała, dmuchała, wszystko z czcią i pietyzmem.
Ona dawała z siebie wszystko, a inni przechodzili, jedli, rozmawiali i… robili zdjęcia.