Tuk tuk

Tuk tukTuk tuk to dla mnie typowo azjatycki wynalazek. Pierwszy raz się z nim zetknąłem w Indiach, gdzie przejął rolę rikszy, dlatego można spokojnie nazywać go motorikszą. Podobne pojazdy są używane także w Afryce czy Ameryce Południowej. Pierwowzorem był jednak włoski pojazd – trójkołowa ciężarówka Piaggio Ape. Ten pojazd był potem produkowany na licencji w Indiach przez firmę Bajaj (ta firma jest chyba największym producentem tuk tuków na rynek indyjski). Podobny trójkołowiec miała w ofercie firma Daihatsu.

Obecnie motoriksze istnieją w różnych wersjach – te klasyczne (przynajmniej dla mnie) są dwuosobowe i rzeczywiście odpowiadają rikszy – z przodu kierowca, z tyłu kanapa dla dwóch pasażerów. Ale są też i takie, które można porównać do busa, bo za kierowcą mają dwa rzędy ławek, mieszczących kilku pasażerów.

Tuk tuki potrafią wiele, na przykład objechać świat.

Lubie!
0

Mróweczki

Mróweczki - Cusco, PeruW czasach poprawności politycznej taki tytuł oraz to, co zamierzam napisać, może być ryzykowne, ale cóż na to poradzę, że takie porównanie nasuwa się samo?

Było to w Cusco, na jakimś placu. Nie pamiętam z jakiego powodu, ale siedzieliśmy tam sobie dłuższy czas i obserwowaliśmy otoczenie. Co jakiś czas podchodziły do nas dzieci ubrane w kolorowe stroje i sprzedające różne drobiazgi. Jedną z ciekawszych były pacynki nakładane na palec (ang. finger puppets). Dla nas to rzecz zupełnie bezużyteczna i z rozbawieniem obserwowaliśmy, jak jacyś turyści kupowali tego większą ilość, przebierając i wybierając. Być może chcieli w ten sposób im pomóc, a pacynki lądowały potem na dnie plecaka czy walizki zupełnie niewykorzystane. A może mieli dzieci, siostrzeńców czy bratanków albo i wnuki, które obdarowywali po powrocie?

Dla mnie ciekawsze było coś innego. Cały plac był terenem działalności wielu takich i innych sprzedawców. „Omiatali” go oni więc w jakiejś przypadkowej kolejności. Polegało to na tym, że każdy sprzedawca obchodził kolejno wszystkie osoby w swoim rewirze. Po nim kolejny i kolejny. Szansa na sprzedaż czegokolwiek była minimalna, bo przecież przed takim dzieckiem czy dorosłym do tego samego turysty lub grupy turystów podeszło już dziesięć czy dwadzieścia osób.

Ale to nic – bo przecież turysta może zmienić zdanie właśnie wtedy, kiedy ja do niego podejdę! Może w końcu uzna, że dana pamiątka jednak się nada, a może ulegnie zmęczony ciągłymi odmowami? Co jakiś czas pojawia się też na placu nowa osoba, a wtedy mam większą szansę. No i zawsze jest jakaś możliwość, że moje pamiątki mu się bardziej spodobają, choć wiem, że inni sprzedają to samo.

I tak, niczym mrówki w lesie, które metodycznie badają każdy patyczek, ĹşdĹşbło trawy, suchy liść, grudkę ziemi, podnoszą ją, obwąchują, czasem nawet nadgryzą żuwaczkami, bo przecież zawsze można znaleĹşć coś nadającego się do jedzenia, coś, co da się przywlec do mrowiska, by zasilić wspólną spiżarnię, nie czekając na pochwały, bo przecież każdego dnia robią to samo tysiące innych, dokładając swoją cegiełkę do budowy mrowiska, a kolejne tysiące, setki tysięcy systematycznie przeszukują las, tak że nic nie zostanie pominięte – tak właśnie indiańskie dzieci przeczesują plac w Cusco (a także w dziesiątkach innych miast), próbując sprzedać swoje pacynki oraz inne pamiątki turystom.

Lubie!
0