Twierdza kobiet

Banteay Srey

Bantay Srey była bardzo reklamowana przez przewodnik. Niestety, dotychczasowa metoda (rowery) zwiedzania w tym wypadku nie nadawała się. Ĺšwiątynia była daleko i wiodły do niej kiepskie drogi (choć potem odwiedziliśmy jeszcze odleglejszą, ale tam prowadziła droga asfaltowa). Wynajęliśmy więc tuk-tuka (z kierowcą) i pojechaliśmy. Po drodze złapała nas ulewa, był koniec pory deszczowej.

Bantay Srey zwana jest „Twierdzą kobiet” – nie dlatego, że zamieszkiwały tam jakieś azjatyckie odpowiedniczki Amazonek. Chodzi o kunsztowność zdobień (domyślam się, że męskie brutalne ręce do tego nie pasowały). Nas obiekt rozczarował, ale nie z powodu płaskorzeĹşb. Dlaczegoś był ogrodzony i nie dało się podejść blisko. Dodatkowo słońce stało za grubymi chmurami i było bardzo mało światła. Zdjęcia robione długim obiektywem wychodziły ruszone. Na kolejne odwiedzimy nie mieliśmy czasu ani pieniędzy. Tak to bywa…

Lubie!
0

Kwestia skali

Wat Xieng ThongCzy ktoś potrafi powiedzieć, jak duża jest przedstawiona na powyższym zdjęciu płaskorzeźba? Nie da się, bo brak jest punktu odniesienia. Ja też się nabrałem, bo byłem pewny że była rozmiaru może kartki A3, nie większa. Dokładniejsze poszukiwania wyjaśniły prawie wszystko.

Znajduje się ona nad chyba tylnym wejściem do świątyni Xieng Thong i ma ok. dwóch metrów wysokości. Sama świątynia to perełka architektury. Bogato zdobiona od zewnątrz i wewnątrz, dodatkowo zachwyca cudownie harmonijną linią (na tym zdjęciu oczywiście tego nie widać). Ale na innych tak.

Lubie!
0

Angkor w 2D

PłaskorzeĹşba z AngkoruJak już kiedyś pisałem, fotografując, warto mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Często jest tak, że są naturalne ujęcia, miejsca, które od razu wybiera każdy fotograf. Są gwarancją dobrego zdjęcia. Tyle tylko, że zdjęcia takiego samego, jak tysiąc innych. Kiedyś byliśmy w Etiopii przy wodospadzie, który jest początkiem Nilu Błękitnego. Mieliśmy pecha, bo była pora sucha, więc wodospad był marny. Ale i mieliśmy też szczęście, bo u jego podnóża było sporo suchego miejsca. Rozbiliśmy więc namiot i przenocowaliśmy. Turyści szybko zniknęli i mieliśmy cały wodospad dla siebie. Oczywiście robiliśmy zdjęcia. Teraz już nie pamiętam, ale chyba Gosia zrobiła coś innego – fotkę nie frontalną, ale gdzieś z dołu, nieomal spod strumienia wody. Wtedy otworzyły mi się oczy i stwierdziłem, że to dużo lepsze niż typowe widoki.

Rano zjawił się chłopiec, by nam coś sprzedać. Nie byliśmy zainteresowani. Gdy wracaliśmy, towarzyszył nam i, chcąc jednak dokonać jakiejś transakcji, starał się być miły. Mówił, gdzie należy uważać, gdzie jest najlepsza ścieżka oraz – co mnie szczególnie irytowało – skąd należy robić zdjęcia. Należy, można – wszystko jedno. Rzeczywiście, pokazywał punkty, z których był wspaniały widok. Jednak ja, zdenerwowany, ignorowałem jego rady. Bo co za radocha zrobić takie zdjęcie, jakie przede mną stu ludzi? Czasem jest, bo trudno spodziewać się, że każde będzie unikatowe. Ale jednak jest satysfakcja, gdy kopię znanego ujęcia zrobię sam, dojdę do niego samodzielnie, a nie ma jej, gdy ktoś mi powie: stań tu, skieruj aparat w tamtą stronę. Wtedy stajemy się automatem do naciskania migawki.

A jaki związek powyższego wywodu z Angkorem? Budowle Angkoru są piękne i często charakterystyczne, ale warto też zwracać uwagę na detale, których akurat tam nie brakuje. Czasem są ciekawsze niż same świątynie. Fotografując cokolwiek, warto o tym pamiętać.

Lubie!
1