Stare w Chinach

Stara zabudowa w ChinachSpojrzawszy na to zdjęcie, byłem pewny, że pochodzi z Malezji. Ale nie, zrobiłem je w Chinach, w Kunmingu. Obecnie miasto ma 1 mln mieszkańców, wtedy pewnie podobnie. W Wikipedii jest zilustrowane lasem wieżowców, więc nie wiadomo, czy budynki widoczne powyżej jeszcze stoją.

Wtedy, 8 lat temu, Kunming zrobił na nas wstrząsające wrażenie. Centrum miasta było jedną wielką komercją – sklepy, domy handlowe, wieżowce, biurowce itp. Starówka – wstydliwie schowana gdzieś z boku, a może ukrywająca się przed krwiożerczymi buldożerami, które systematycznie ją podgryzały.

Teraz wiem, że to planowe działanie, intencjonalna pogarda dla staroci. Rewolucja kulturalna zrobiła swoje i wyrugowała coś takiego, jak sentyment do starego (mówię o oficjalnym stanowisku i nastawieniu ogółu, bo na pewno są inne jednostki). Ciekawe, co się zmieniło po tylu latach, czy stare budynki jeszcze istnieją? Niestety, Google Street View w Chinach nie działa.

Na koniec mała refleksja fotograficzna – jednak co wieczór, to wieczór. A raczej wieczorne światło.

Lubie!
0

Na ulicy w Phnom Penh

Autorem tego zdjęcia nie jestem ja, co byłoby widać, gdy się spojrzy na prawą jego stronę, zanim zrobiłem małe cięcie i usunąłem siebie. Fotografia powstała w Phnom Penh, stolicy Kambodży, obok Laosu chyba najbiedniejszego kraju regionu Na ulicy w Phom PenhNie powiem, że całe miasto tak wygląda, bo są i szerokie drogi i nowoczesne budynki, ale ogólny klimat kraju i miasta jest zbliżony.

Chyba kolejny raz będzie tak, że zdjęcie sobie, a opowieść sobie, ale przeglądając fotografie „przyległe”, natrafiłem na scenie mojego strzyżenia i golenia. Zakład fryzjerski mieścił się przy płocie jakiejś świątynie. Zadaszono tam fragment chodnika, ustawiono fotele, powieszono lustra i… firma działa. Ja zamówiłem strzyżenie włosów na głowie i brodzie. Gosia całość obfotografowała (problemów nikt nie robił). Cena usługi niewielka (może z dolara), jakość zadowalająca. Ktoś wie, ile kosztuje takie strzyżenie we Wrocławiu?

Lubie!
0

Gdzieś, gdziekolwiek

Na początek witam po wakacjach. Fotograficznie chyba udanych, więc może odejdę nieco od pierwotnego zamiaru (myślę o tym od dawna) i włączę do prezentowanego zbioru trochę nowszych zdjęć. Ale jeszcze nie dziś.

Opisując każde zdjęcie, muszę przypomnieć sobie, gdzie zostało zrobione. Z poniższą fotografią jest problem. Nie ma na niej chyba niczego, co by to ułatwiało. Kilka szczegółów może jedynie zawęzić krąg poszukiwań.

  1. anglojęzyczny napis „car park” – może być zrobiony w dowolnym miejscu na świecie;
  2. drugi napis rozszyfrowałem po dłuższej chwili – „park at your own risk” – też może być zrobiony wszędzie. Z drugiej strony w tym kraju język angielski musi być w miarę rozpowszechniony, skoro tak został opisany parking;
  3. drzewo to figowiec beniamina (potocznie: fikus beniamin), roślina, która naturalnie występuje „od południa Azji po północną Australię i Wyspy Salomona” (cytat z Wikipedii). Może być zasadzone ręką człowieka, ale tak czy inaczej, kraj jest ciepły;
  4. odrapany mur sugeruje kraj raczej ubogi, z pewnością nie w typie Szwajcarii.

Ja niczego więcej nie potrafię ze zdjęcia wyczytać.

Dodatkowych informacji dostarcza EXIF – rok 2009, a wtedy byłem w Malezji. 29 marca – chyba wyspa Penang.

Na marginesie dodam, że fikusy w tamtym rejonie można spotykać dość często. To m.in. one oplatały ruiny w Angkorze. Zaś największy znajduje się gdzieś w Tajlandii. Nie mogę go teraz namierzyć, ale wygląda podobnie jak ten w Indiach.

Lubie!
0

Socreal++

BiszkekW 2004 roku zawitaliśmy do Azji Środkowej, a konkretnie do Kirgistanu. Ciekawe miejsce – mieszanka znanych komunistycznych motywów oraz elementów egzotycznych i orientalnych. Jednym z ciekawszych miejsc w Biszkeku jest Oszski Bazar – targowisko, na którym można kupić mydło i powidło (a w szczególności pyszne owoce) – tu panuje Orient. Przeciwwagą jest komunistyczne centrum z szerokimi ulicami (w sam raz na wojskowe parady), szarymi gmaszyskami (dla zastępów urzędników) oraz odrapanymi blokowiskami (dla proletariatu).

Powyższe zdjęcie zrobiłem ostatkiem sił, zmorzony lipcowym upałem. Kirgistan ma podobny klimat jak Polska (zimne zimy, gorące lata), ale do potęgi. Jak upały, to 40 stopni w cieniu. Jak zimy… Raz spaliśmy w hotelu mieszczącym się w prywatnym mieszkaniu. Rozmowa zeszła na pogodę. „A jak u was zimy, zimno?” „Nie, zimno to jest w Rosji, u nas najwyżej -40”. Oczywiście w górach (a niziny to mniejszość kraju) pogoda jest zupełnie inna.

Aha – w tym zdjęciu dla rozjaśnienia zacienionych partii wykorzystałem programowy filtr połówkowy.

Lubie!
0

Hostele

W czasie naszych podróży najczęściej spaliśmy w hostelach (zdarzały się oczywiście inne, czasem ciekawe miejsca). Większość z nich oferuje – poza łóżkiem i łazienką – fajną atmosferę, możliwość spotkania innych podróżników oraz pomocny personel.

Mam kilka zdjęć hosteli ze środka, bo często są one pomysłowo urządzone. Ten, który widać poniżej był też ładny z zewnątrz. Mieści się w Mendozie w Argentynie. Zamieszkaliśmy w nim po powrocie z Aconcagui, kiedy skradziono nam trochę pieniędzy i paszport Gosi, co spowodowało zmianę planów i powrót do Buenos Aires.

Casa Pueblo - MendozaNie był to rzecz jasna jedyny ciekawy budynek w Mendozie. Miasto obfituje w fajne budynki o „południowym” charakterze. Taka architektura kojarzy się z Hiszpanią, Grecją czy południową Francją – miejscami, gdzie spędza się wakacje. Niestety, nie jest ona do przeniesienia do nas z powodu klimatu. A szkoda.

Wracając do hosteli… Ciekawą funkcją, którą oferują, jest przechowalnia. Można tam zostawić rzeczy, których nie chce się dĹşwigać. My w Buenos Aires zdeponowaliśmy buty górskie (tzw. skorupy) na kilka ładnych miesięcy. Nie było problemów, po powrocie odebraliśmy je.

Lubie!
0

Wietnam jak Chiny

Na ulicy we WietnamieTytuł trochę na wyrost, ale o tym za chwilę. Wietnam był dla nas źródłem wielu stresów. Kraj biedny, egzotyczny, więc niby fajnie. Ale z cenami było różnie (czytaj: nie było tanio), szczególnie dla turystów. Targowanie się było trudne, często sprzedawcy rezygnowali z zarobku, a nie chcieli zrezygnować z absurdalnej ceny. Oczywiście od tej reguły bywały wyjątki, ale tylko bywały.

Dla fotografa Wietnam jest dobrym miejscem. Nikt nie żąda zapłaty za pstryknięcie migawki, a kraj oferuje wiele ciekawych możliwości robienia zdjęć – ma interesującą architekturę, ciekawe zabytki i barwnych mieszkańców. Ma, a raczej miał. Dawno tam nie byłem, ale spodziewam się, że Wietnam będzie się dość szybko zmieniał. Gdy rozmawialiśmy z jednym młodzieńcem, z dumą mówił „We follow China” – czyli ustrój sobie, a gospodarka sobie. Oczywiście Wietnam nie ma tego rozpędu co Kraj Środka, ale kierunek jest (był) ten sam. Pocieszające jest to, że Chiny nadal są fotogeniczne. Więc Wietnam też.

Na zdjęciu – uliczny handel w Hanoi.

Lubie!
0

I po Nowym Roku

I po Nowym RokuGdzie zostało zrobione to zdjęcie? Chiny? Nie, choć może określenie Małe Chiny by było na miejscu. Na powyższym obrazku widać fragment chińskiej dzielnicy w Melace, w Malezji. To bardzo ciekawy kraj, bo pozwala za jednym zamachem poczuć klimat Malezji, ale także Chin i Indii. Malajowie stanowią ok. połowy ludności, Chińczycy 1/4, Hindusi trochę ponad 7%. W (prawie?) każdym mieście jest dzielnica chińska i ulice indyjskie. Można napić się lassi, zjeść kurczaka tandoori i oczywiście dziesiątki potraw na bazie ryżu. Są świątynie taoistyczne i hinduistyczne.

W Melace stare miasto (chińskie) jest otoczone kanałem, przez to wyraźnie oddzielone od reszty miasta. Gdy byliśmy tam w marcu, na ulicach były jeszcze dekoracje chińsko-noworoczne. Ciekawostka – raz wyszedłem wcześnie, by porobić zdjęcia. Ulokowałem się nad kanałem, bo raz, że woda i budynki ładnie wyglądają, a dwa, że nic domów nie zasłania. Najciekawszą rzeczą, jaką zobaczyłem, był wielki (na oko półtorametrowy) waran, który płynął sobie kanałem. Potem widzieliśmy takie jeszcze w jednym miejscu, gdy pojechaliśmy poplażować. Zauważyliśmy je na brzegu lasu, kilkanaście metrów od nas. Spokojnie pomaszerowały w gęstwinę.

Lubie!
0