Klasyka na kółkach

Land Rover w Cameron HighlandsZ Malezji do równika jest rzut beretem, stąd w prawie całym kraju panuje klimat tropikalny. Prawie, bo jak wiadomo, pogoda zależy nie tylko od położenia na globusie, ale także od wysokości.

Cameron Highlands to górzysta wyżyna (powyżej 1000 metrów n.p.m.). Było to jedyne miejsce, w którym trzeba było wieczorami zakładać coś na długi rękaw. Cameron Highlands słyną z herbacianych pól (jeszcze będzie zdjęcie), a także z uprawy truskawek. W mieście, w którym się zatrzymaliśmy, w sklepie z pamiątkami były truskawkowe swetry, kubki, dżemy i mnóstwo innych gadżetów. Same truskawki zobaczyłem podczas wycieczki. Nie rosły na polu, ale w workach z ziemią, ułożonych na jakichś stojakach. Były to takie psiary, że u nas nikt by się nimi nie zainteresował. Ale na tamte warunki były jednak godne uwagi.

Ponieważ Malezją administrowali Brytyjczycy (nie była to typowa kolonia, sprawa jest dość zagmatwana), po ich wycofaniu w Cameron Highlands zostało mnóstwo klasycznych Land Roverów. Przewodnik twierdził, że to największe zagęszczenie na świecie i jestem skłonny w to wierzyć. Było ich naprawdę pełno i wszystkie wiekowe. I jak tu nie wierzyć w to, że samochody to robili przed wojną, a teraz to…

Lubie!
1

Do nieba

Do nieba

Dziś prawie samo zdjęcie. Za dużo nie będę pisał, bo już wszystko na ten temat napisałem. Będąc w Kuala Lumpur na pewno warto zobaczyć Petronas Towers i to najlepiej nie raz – w blasku dnia oraz wieczorem, kiedy zapalają się oświetlające go lampy. Rzecz jasna warto też wjechać na łącznik między wieżami. by podziwiać panoramę miasta.

Lubie!
0

Naj

Petronas Towers - niegdyś najwyższy budynek świataGdyby ktoś miał wątpliwość, czy Malezja jest krajem nowoczesnym, niech przypomni sobie, że stoi tam budynek, który do nie dawna dzierżył palmę pierwszeństwa wśród najwyższych budynków. Z drugiej strony – co to za argument? W Polsce też kiedyś była najwyższa budowla na świecie (słynny maszt radiowy), a czy nasz kraj pretendował kiedyś do bycia szczególnie nowoczesnym? No i Malezja to kraj kontrastów – obok wieżowców są tam chatynki i uliczne stragany.

Ale wróćmy do Petronas Towers. Budynki są wysokie. Pod nimi jest stacja metra, z której wychodzi się wewnątrz. Cały czas grupy wjeżdżają na łącznik między wieżami, z którego przez szklaną podłogę można podziwiać panoramę miasta. Co ciekawe, te wycieczki są darmowe.

Budynek swą urodę pokazuje dopiero po zmroku. Wtedy jedna po drugiej na elewacji zapalają się światła dające niesamowity efekt. Ktoś (firma Petronas) sypnął groszem i zadbał nie tylko o powierzchnię biurową, efekt propagandowy (naj!), ale także estetykę. Trzeba to docenić, szczególnie patrząc na niektóre budynki, które powstają we Wrocławiu.

Lubie!
0

Rybki

RybkiJedną z korzyści podróżowania jest możliwość próbowania nowych potraw. Nie napisałem „dobrych”, bo to różnie bywa – niektóre są smaczne, inne takie sobie, a trafiają się obrzydliwe.Nie chcę tu się puszyć – nie jadłem małpich mózgów czy baranich oczu, choć jakieś robaczki w ramach testów się zdarzało. Nie jestem też z tych, którzy po powrocie z jakiegoś kraju przez trzy miesiące jedzą to, co na wyjeĹşdzie.

Mówiąc krótko – podchodzę do sprawy zdroworozsądkowo, i jeśli coś mi smakuje, to jem, a jeśli da się to zrobić w domu małym wysiłkiem, od czasu do czasu się tym raczę. Do mojego jadłospisu na stałe weszła jedna potrawa – ryż z warzywami. Z innych zdarzyło nam się robić momo, i pirażoki. Raz czy dwa zrobiliśmy także coś, co poznaliśmy pod nazwą lomo, ale funkcjonuje jako lomito. Teraz czas na chaczapuri po adżarsku, którym objadaliśmy się w ostatnie wakacje. Potrawa to bardzo smaczna, pożywna (wystarcza za cały obiad) i efektowna. Jedynym problemem jest konieczność zasymulowania gruzińskiego sera, ale z tego, co przeglądałem różne przepisy, wygląda na to, ze istnieje jakieś rozwiązanie tego problemu.

A może ktoś „przywiózł” jakąś potrawę z wojaży i podzieli się nią tutaj?

Aha – powyższe zdjęcie pochodzi z Malezji, z targu, który już tu opisywałem. A z rzeczy, których się nie da przywieĹşć, a bardzo chciałbym, na pierwszym miejscu muszę wymienić soki z mango z Etiopii.

Lubie!
0

Gdzieś, gdziekolwiek

Na początek witam po wakacjach. Fotograficznie chyba udanych, więc może odejdę nieco od pierwotnego zamiaru (myślę o tym od dawna) i włączę do prezentowanego zbioru trochę nowszych zdjęć. Ale jeszcze nie dziś.

Opisując każde zdjęcie, muszę przypomnieć sobie, gdzie zostało zrobione. Z poniższą fotografią jest problem. Nie ma na niej chyba niczego, co by to ułatwiało. Kilka szczegółów może jedynie zawęzić krąg poszukiwań.

  1. anglojęzyczny napis „car park” – może być zrobiony w dowolnym miejscu na świecie;
  2. drugi napis rozszyfrowałem po dłuższej chwili – „park at your own risk” – też może być zrobiony wszędzie. Z drugiej strony w tym kraju język angielski musi być w miarę rozpowszechniony, skoro tak został opisany parking;
  3. drzewo to figowiec beniamina (potocznie: fikus beniamin), roślina, która naturalnie występuje „od południa Azji po północną Australię i Wyspy Salomona” (cytat z Wikipedii). Może być zasadzone ręką człowieka, ale tak czy inaczej, kraj jest ciepły;
  4. odrapany mur sugeruje kraj raczej ubogi, z pewnością nie w typie Szwajcarii.

Ja niczego więcej nie potrafię ze zdjęcia wyczytać.

Dodatkowych informacji dostarcza EXIF – rok 2009, a wtedy byłem w Malezji. 29 marca – chyba wyspa Penang.

Na marginesie dodam, że fikusy w tamtym rejonie można spotykać dość często. To m.in. one oplatały ruiny w Angkorze. Zaś największy znajduje się gdzieś w Tajlandii. Nie mogę go teraz namierzyć, ale wygląda podobnie jak ten w Indiach.

Lubie!
0

Na wodzie, nad wodą

W Malezji odwiedziliśmy wyspę Penang. Wiedzie na nią imponujący most. Przy okazji jego budowy zniszczono koralowce wokoło wyspy. Tak przynajmniej czytałem w przewodniku, ale teraz jakoś nie mogę tej informacji potwierdzić.

Tak czy inaczej – na Penang nie jedzie się po to, żeby podziwiać podwodny świat. George Town, największe miasto wyspy to miejsce pierwszej obecności Brytyjczyków w Malezji. W mieście można podziwiać wspaniałą kolonialną zabudowę, różne świątynie.

Penang, Malezja

Nie, nie – nie próbuję nikomu wmówić, że zdjęcie przedstawia budynki postkolonialne. Powyżej widać fragment dzielnicy portowej. Aby uniknąć podatków, miejscowi wybudowali swoje domy na morzu, a raczej troszkę nad nim. Proszę zwrócić uwagę na to, z czego zrobione są niektóre „pale” podtrzymujące domu. No i dobrze, że w Malezji dominują muzułmanie, bo nie wyobrażam sobie u nas czegoś takiego – powrót do domu po hucznej imprezie mógłby być dość niebezpieczny.

Jeśli znajdę trochę czasu i włączę do mojego zbioru zdjęcia pionowe (niby czemu mają być dyskryminowane, w końcu już nie pulpit jest ich przeznaczeniem), pojawi się jeszcze jedna fotografia z tych okolic. Poziome fotki ze świątyń też będą.

Lubie!
0

I po Nowym Roku

I po Nowym RokuGdzie zostało zrobione to zdjęcie? Chiny? Nie, choć może określenie Małe Chiny by było na miejscu. Na powyższym obrazku widać fragment chińskiej dzielnicy w Melace, w Malezji. To bardzo ciekawy kraj, bo pozwala za jednym zamachem poczuć klimat Malezji, ale także Chin i Indii. Malajowie stanowią ok. połowy ludności, Chińczycy 1/4, Hindusi trochę ponad 7%. W (prawie?) każdym mieście jest dzielnica chińska i ulice indyjskie. Można napić się lassi, zjeść kurczaka tandoori i oczywiście dziesiątki potraw na bazie ryżu. Są świątynie taoistyczne i hinduistyczne.

W Melace stare miasto (chińskie) jest otoczone kanałem, przez to wyraźnie oddzielone od reszty miasta. Gdy byliśmy tam w marcu, na ulicach były jeszcze dekoracje chińsko-noworoczne. Ciekawostka – raz wyszedłem wcześnie, by porobić zdjęcia. Ulokowałem się nad kanałem, bo raz, że woda i budynki ładnie wyglądają, a dwa, że nic domów nie zasłania. Najciekawszą rzeczą, jaką zobaczyłem, był wielki (na oko półtorametrowy) waran, który płynął sobie kanałem. Potem widzieliśmy takie jeszcze w jednym miejscu, gdy pojechaliśmy poplażować. Zauważyliśmy je na brzegu lasu, kilkanaście metrów od nas. Spokojnie pomaszerowały w gęstwinę.

Lubie!
0

Orzeszki

OrzeszkiW 2009 roku byliśmy w Malezji. Był to pierwszy egzotyczny wyjazd po dłuższej przerwie. Egzotyczny – wydaje się to oczywiste, bo Malezja jest daleko, więc będzie różna od Polski. Rzeczywiście była, ale trochę na inny sposób, niż się spodziewałem.

Z jednej strony Malezja wydaje się krajem biednym i niezbyt rozwiniętym (jakaś tam Azja), z drugiej strony tam właśnie stoi swego czasu najwyższy budynek świata. Pełno tam kontrastów – miejsc biednych i zaniedbanych, a obok lśniące drapacze chmur, jakich w Polsce długo jeszcze nie będzie.

Dalekie podróże kojarzą się z ciekawym jedzeniem. Było go tam sporo, ale długo nie mogliśmy znaleĹşć bazarów, na których by można kupić np. owoce. W Kota Bharu miał być najbardziej malowniczy targ w tej części świata. Był, ale już lekko okiełznany, nie taki, jakiego się spodziewaliśmy. Znajdował się w olbrzymiej hali i to już nie był ten „klimacik”, którego się spodziewaliśmy.

Powyżej: na jednym ze stoisk sprzedawano orzeszki ziemne. Więcej zdjęć z Pasar Siti Khadijah jeszcze się pojawi.

Lubie!
0