Nic nie będzie

Nic nie będzie - pustynia AtacamaChyba wszyscy pamiętamy kandydata na prezydenta RP Kononowicza. Wg niego miało niczego nie być. Wszyscy się śmiali, bo jak to – niczego?

Prawie niczego to nie ma w przestrzeni kosmicznej (powietrza nie ma, tylko czasem jakieś drobiny pyłu i różne cząstki elementarne lecące np. z gwiazd w nieznanym kierunku). Na Ziemi wszędzie coś jest, ale są miejsca, w których jest mniej niż w innych. Należą do nich pustynie, m.in. Atakama, przewijająca się w rankingach na najsuchsze miejsce na Ziemi.

My, wyruszając na wycieczkę do m.in. solniska Uyunii, odwiedziliśmy skraj Atakamy. Nasz samochód zatrzymał się nad brzegiem urwiska, skąd można było podziwiać panoramę pustyni. Wygląda inaczej niż to, do czego przyzwyczaiły nas piaskowe wydmy z Sahary.

Lubie!
0

Laos na rowerach

Laos na rowerachNie, nie – nie zwiedzaliśmy Laosu na rowerach, przynajmniej nie całego. Rower wykorzystywaliśmy tu i ówdzie, a akurat to zdjęcie powstało w Laosie. Taki sposób zwiedzania uważam za jeden z najciekawszych. Jest się mobilnym, tempo przemieszczania się jest stosunkowo niewielkie, łatwo się zatrzymać, gdy ma się ochotę i rośnie kondycja.

Powyższa fotka powstała w Wang Wiengu, swego rodzaju mekce podróżników. Szczególny charakter tego miejsca (małej wioski) bierze się z tego, że można kupić tam specjalne wersje różnych potraw – pizzy, koktajlu, naleśników. Napotkani Czesi opowiadali, jak ich kolega poprosił o specjalny koktajl i dodatkową słomkę (extra strow). Dostał koktajl extra strong i po jego wypiciu z kolegą zaliczyli ekstra odlot. Tak – do ekstrapotraw dodaje się fragmenty konopi indyjskich, czyli marihuanę.

My nie skorzystaliśmy, skupiliśmy się na miejscowych atrakcjach, wśród  których prym wiodą jaskinie. I właśnie na rowerach objeżdżaliśmy okolicę, odwiedzając różne pieczary. Tak spotkaliśmy miejscowych chłopców, którzy wracali z połowu. Mieli maskę do nurkowania i prymitywną kuszę z napędem gumowym. Zrobiłem im zdjęcie z ekwipunkiem, ale nie jest udane.

Znacznie lepsze jest powyższe. Filtr polaryzacyjny zapewne by mu nie zaszkodził, ale nie miałem go wtedy. A i teraz jakoś rzadko go używam, bo jest w futerale, którego nie zabieram. Chyba czas to zmienić.

Lubie!
2

Zakonserowany w soli

Wrak na skrajuWracamy do Boliwii. Wrak jest na skraju solniska Uyuni, które jest pozostałością słonego jeziora. Jego powierzchnię pokrywa sól i w niektórych miejscach cienka warstwa wody (tam, gdzie jest niżej). Sól jest pozyskiwana, ale obecnie wykorzystuje się ją tylko lokalnie (eksport nie ma sensu). Siłą rzeczy odbywa się to głównie na obrzeżach solniska.

Po skończonej wycieczce wylądowaliśmy w miasteczku Uyuni. Była to nie lada atrakcja po pobycie w Argentynie i Chile, krajach bardzo zachodnich. Boliwia jest bardzo tradycyjna i egzotyczna, więc koloryt choćby ulicznych straganów bardzo nas ucieszył. Współtowarzysze naszej wycieczki chyba mieli na ten temat inne zdanie. Pierwsze, co zrobiliśmy, jeszcze na skraju solniska, to kupiliśmy od jakiejś kobieciny pysznego sera. Oczywiście inni uczestnicy wycieczki uznali, że to podejrzanie niehigieniczne i poczęstowani, tylko z grzeczności spróbowali odrobinę. Od razu wyjechali do La Paz, czas do autobusu spędzając w biurze agencji.

My zostaliśmy kilka dni, a o tym, co było dalej, jeszcze opowiem. Żałuję tylko, że nie poszliśmy z powrotem na skraj solniska, bo można tam było sfotografować osoby wydobywające sól. Teraz, posługując się Google mapsami, widzę, że było raptem 12 km (na przełaj połowa tej odległości). Ale cóż – w fotografii i nie tylko najbardziej żal straconych szans.

Lubie!
2

Chmury, góry i lasy

Chmury, góry i lasyMiałem kiedyś dyskusję z kolegą na temat przypadkowości robienia zdjęć. Ja twierdziłem (mam swoje zdanie i się z nim zgadzam), że często zdjęcia się robi, wykorzystując szansę, która pewnie nigdy się nie powtórzy. Jestem gdzieś, widzę coś ciekawego, więc wyciągam aparat i pstrykam. Robię to, nawet jeśli warunki nie są idealne. Po prostu staram się maksymalnie wykorzystać zastaną sytuację, bo ona się już nie powtórzy.

Tak było z poprzednim zdjęciem, które oczywiście wyglądałoby lepiej, gdyby przyjść do Angkoru jeszcze raz, gdy słońce jest nisko i oświetla tytułową galerię. Tak jest i tutaj.

O ile pamięć mnie nie myli, tego zdjęcia nie zrobiłem ja, tylko Gosia. Jechaliśmy autobusem przez górskie tereny Laosu. Warunków do robienia zdjęć nie było, bo pechowo nie siedzieliśmy po właściwej stronie, autobusem trzęsło, a światła było na tyle mało, że czasy naświetlania nieomal gwarantowały poruszenie.

Ja się szybko zniechęciłem, ale Gosia pstrykała dalej i jak się okazało, była to właściwa strategia, bo niektóre zdjęcia wyszły. Przejąłem aparat dopiero na jakimś postoju i zdjęcie mojego autorstwa jeszcze się pojawi. Konkretnie – za 55 tygodni. Wcześniej, bo za 24 tygodnie będzie inna fotografia prawdopodobnie zrobiona przez Gosię.

I pewnie wtedy napiszę coś więcej o samej podróży. Teraz dodam jednak kilka słów o przygotowaniu tego zdjęcia. Przede wszystkim użyłem programowego filtru połówkowego, żeby przyciemnić niebo. Oczywiście gdybym taki filtr został wykorzystany w chwili robienia fotografii, efekt byłby dużo lepszy. Ale w podróży nie zawsze można mieć każdy sprzęt, bo kto by to wszystko dĹşwigał. Druga sprawa – usunąłem kilka plamek, które powstały z zachlapań obiektywu. One akurat nie są dużym problemem, bo albo trafią tam, gdzie ich nie widać (tutaj są to lasy i pola), albo tam, gdzie jest je łatwo wyretuszować (czyli chmury).

Lubie!
0

Trochę gruzu

Trochę gruzuGdybym nie przyjął zasady, że publikuje wszystkie wybrane zdjęcia zgodnie z wylosowaną kolejnością, to pewnie by poczekał na swoją kolej długo, a może i nigdy bym go nie pokazał. Na tapetę od biedy może być, ale poza tym… jest takie sobie.

Fotka powstała w Kambodży, w Angkorze. Obeszliśmy ruiny jednej ze świątyń, a potem zrobiłem „krok w bok” – zaraz za granicą lasu leżało całkiem sporo kamiennych fragmentów. Trzeba wyjaśnić, że gdy Portugalczycy „odkryli” Angkor, wiele świątyń był zrujnowanych. Potem Francuzi pieczołowicie składali je z dostępnych kawałków niczym puzzli. Efekty są zadziwiające, bo sporo im się udało. Porozrzucanych kamieni jest jednak nadal wiele i pewnie już nigdy nikt z nich niczego nie zrekonstruuje. Dlaczego „odkryli” napisałem w cudzysłowie? Europejczycy odkryli Angkor dla siebie, bo miejscowi wiedzieli o jego istnieniu zawsze.

Z Angkoru będzie jeszcze sporo zdjęć, bo bardzo nam się to miejsce podobało. Jest różnorodne i nie takie ugładzone, jak europejskie zabytki. Gdy spaceruje się wśród angkorskich murów, można się poczuć prawie jak Indiana Jones.

Lubie!
0

Między skałami

Między skałamiZdjęcie czeka na tekst od kilku dni, ale co tu napisać? Skały, niebo i postać. Ta postać to ja, czyli aparat trzymała Gosia. Byliśmy na wycieczce, która startuje w Chile i od razu przekracza granicę z Boliwią. Główną atrakcją jest solnisku Uyuni, ale uczestnicy wycieczki zwiedzają wiele innych ciekawych miejsc. Wśród tych i podobnych skał są domostwa jakiegoś ludu prekolumbijskiego (nazwy nie pomnę) oraz stworzone przez nich rysunki. Więcej zdjęć z tej wycieczki jeszcze się pojawi.

Lubie!
0

Na początek – trzy głowy

Jak chyba każda osoba lubiąca robić zdjęcia mam ich sporo. Wiele z nich jest nieudanych, cześć takich sobie, ale co jakiś czas trafia się fotka, która po prostu mi się podoba.

Na podobaniu się kończy, bo brak jest czasu/sił, żeby coś z tym zrobić, jakoś je wyeksponować. Kiedyś zrobiłem galerię, ale dobranie sensownych albumów też wymaga czasu i wysiłku.

W nowym Windowsie odkryłem możliwość utworzenia wygaszacza oraz pulpitu z własnych zdjęć. Przejrzałem archiwum i wybrałem trochę poziomych zdjęć. Kilka pionowych przyciąłem do odpowiednich proporcji, nadałem losowe nazwy i tak powstał zbiór 427 zdjęć.

Postanowiłem publikować co tydzień jedną fotografię oraz komentarz. Nie łudzę się, że wszystkie powalają. Kryterium wyboru była chęć ujrzenia danego zdjęcia na pulpicie. Zobaczymy, na ile wystarczy mi wytrwałości. Pierwsze zdjęcie poniżej:

Trzy głowyZdjęcie powstało w zachodnich Chinach. Wielbłądy były wykorzystywane do transportu bagaży turystów wspinaczy pod Muztagh Atę, podobno najłatwiejszy siedmiotysięcznik. Ten region o nazwie Sincjang zamieszkują Ujgurzy, ludność turecka. Jako że to pogranicze, sporo tam zapewne Kirgizów, z którymi Ujgurzy są spokrewnieni. Wielbłądy to nie tylko atrakcja dla turystów, są tam używane dość powszechnie, podobnie jak konie czy osły. Nie zmienia to faktu, że kto może, korzysta z samochodów czy motocykli.

Sincjang, kiedyś Turkiestan Wschodni, był podobnie jak Tybet niepodległy. Obecnie zdarzają się zamachy i próby walki z dominacją chińską, ale trudno im wróżyć powodzenie.

A wielbłądy? Dużo więcej o nich nie mogę powiedzieć, bo nie skorzystaliśmy z nich. W ramach oszczędności zadĹşwigaliśmy nasze bagaże sami.

 

Lubie!
1