Z planem i bez planu

Nevado Mismi

Są osoby, które planują podróż od A do Z i trzymają się potem ściśle planu. Są też tacy, którzy idą na żywioł. Ja należę chyba do najliczniejszej grupy – uważam, że należy podróż przemyśleć, znaleźć miejsca, które chce się zobaczyć, ale nie należy być niewolnikiem planu.

Przed wyjazdem w naszą podróż przeczytałem książkę „Z biegiem Amazonki” i poczytałem trochę o źródłach największej rzeki świata. Ale samą wycieczkę na Nevado Misim przygotowałem słabo. Czytałem o jakichś miejsca, przez które się idzie, odczytałem z jakichś map ich współrzędne i wprowadziłem do odbiornika GPS. Potem okazało się, że idziemy inaczej, ale twardo szliśmy.

Nasza wytrwałość została nagrodzona i po trzech dniach wędrówki rozbiliśmy obozowisko u stóp góry, z której wypływa Amazonka. Pierwszego dnia odwiedziliśmy źródła Amazonki, a drugiego weszliśmy na szczyt. Kolejnego ranka zostało zrobione powyższe zdjęcie.

Lubie!
0

Mały świat

Meczet w Narynie

Kirgistan to jedno z chyba trzech państw, które odwiedziłem więcej niż raz. W tym wypadku wyłącznie tranzytowo, bo jechaliśmy do zachodniej części Chin i przez Kirgistan było najtaniej.

Po krótkim pobycie w Biszkeku autobusem udaliśmy się do Narynu. W stolicy na bazarze rozpoznał nas taksówkarz, z którym rok wcześniej jechaliśmy do Oszu. Tym razem byliśmy tylko we dwoje, więc podróż autobusem była bardziej opłacalna.

W Narynu spędziliśmy kilka dni, oczekując na dalszy transport. Jeszcze z Polski Gosia uzgodniła szczegóły wyjazdu z jedną z agencji turystycznych i teraz tylko czekaliśmy, aż przybędą nasi znajomi, z którymi mieliśmy jechać dalej.

Czas zabijaliśmy włócząc się po miasteczku. Było bardzo długie, położone wzdłuż rzeki. Na szczęście po głównej ulicy (oczywiście Lenina) kursował trolejbus, więc nie trzeba było chodzić. Na nieszczęście, pojazdy były tylko jeden czy dwa, więc sporo się na nie czekało.

Jedną z nielicznych nowszych i ciekawych budowli był meczet. Wybudowano go za pieniądze pochodzące z jakiegoś kraju z Zatoki Perskiej. Obejrzeliśmy go bez problemu, zamieniliśmy parę słów z mężczyznami, którzy tam szli lub wracali. Jeden z nich nas zaskoczyło, bo poprawnie podał nazwisko urzędującego wówczas prezydenta Polski.

Całe oczekiwanie zakończyło się, gdy którejś nocy przyjechali nasi znajomi. Tak naprawdę znaliśmy tylko dwie osoby, reszta to byli znajomi znajomych lub nieznajomych – bo stałe koszty pozwolenia na wspinaczkę oraz transportu do bazy pod Muztaghatą można było rozłożyć na większą liczbę osób.

Jak się okazało, jedną z tych „nieznajomych” osób spotkaliśmy przypadkiem 4 lata wcześniej na ulicy w Irkucku. Po raz kolejny okazało się, że świat jest mały.

Lubie!
1

Jeden krok

W drodze na Pik Lenina

Powyższe zdjęcie powstało nieomal podczas naszych pierwszych kroków na lodowcu. Tego samego dnia wcześnie rano wyruszyliśmy z Łukowej polany, przeszliśmy przez Przełęcz podróżników i weszliśmy na lodowiec. Na początku czekała nas rzeka – niby wszędzie był śnieg i lód, ale gdy świeciło słońce, zamrożona woda topiła się.

Podczas przekraczania rzeki spotkaliśmy wspinaczy rosyjskich, jednym z nich był Eduard Mysłowskij, były prezes rosyjskiego klubu alpinistycznego, który mimo zaawansowanego wieku (68 lat) radził sobie lepiej niż my. Mimo że był szanowaną postacią rosyjskiego alpinizmu, porozmawiał z nami, nawet napomknął, że ma polskie nazwisko. Gdy już stanęliśmy na lodowcu, ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy, szliśmy, zatrzymując się co kilka kroków dla złapania oddechu, czasem na dłużej, by coś zjeść.

Dzień się kończył, gdy zmęczeni postanowiliśmy rozbić namiot. Do obozu nie dotarliśmy, ale już nie mieliśmy sił iść dalej. Następnego dnia po pół godzinie marszu byliśmy na miejscu. Ale poprzedniego dnia pierwszy raz przekonaliśmy się na własnej skórze, że w górach wysokich są sytuacje, że zrobienie nawet jednego kroku jest ponad siły. Choć tak na prawdę z wyzwaniami ponad nasze siły zmierzyć się mieliśmy dopiero za jakiś czas.

Lubie!
0

Życie na stoku

Na stoku

Stok kojarzy się przede wszystkim z narciarzami. Ale oni na stoku nie żyją. Nawet jeśli spędzają tam mnóstwo czasu, to tylko od rana do wieczora. A jeśli w nocy, bo stok jest oświetlony, to i tak tam nie śpią. Turyści z kolei po górach maszerują, a śpią zwykle w schronisku. Bywają tacy, co chodzą po górach wyższych, ale i oni przeważnie mają dość wygodne miejsca biwakowe.

Na stoku śpi się podczas wypraw wysokogórskich, kiedy często nie ma za wiele miejsca na rozbicie namiotu. Często, bo bywa inaczej. Są obozy rozkładane na rozległych, płaskich miejscach, gdzie łatwo o względną wygodę.

Ale często trzeba się rozbić tam, gdzie akurat brakło sił czy gdzie zastały nas zmrok lub niepogoda. W śniegu, jeśli tylko znajdziemy odrobinę energii, można spróbować wykopać płaską platformę. Aha – trzeba mieć jeszcze czym. Obowiązkowym wyposażeniem w górach jest czekan, ale nim nie przerzucimy setek litrów śniegu. Niezbędna jest łopata śnieżna. Teraz można kupić gotowe, bardzo lekkie i wygodne, ale kiedyś trzeba było sobie zrobić.

Na pierwszej wyprawie w śnieżne góry zazdrościłem tym, co taką łopatę mieli. Oczywiście pożyczali, ale to nie to samo. Potem sobie zrobiłem. Kawał blachy aluminiowej i mocowanie na śrubki/nakrętki-motylki do czekana. Nie miała takiej pojemności, jak te „sklepowe”, ale mimo wszystko pozwalała w miarę wygodnie wykopać platformę pod namiot czy dołek do załatwiania potrzeb fizjologicznych. To pierwsze było ważniejsze – jeśli nie zadbamy o w miarę poziome miejsce do spania, noc może być koszmarem.

Lubie!
0

Bluetooth

W zatoce Ha Long

Skąd dziwny tytuł tego wpisu? Ano stąd, że zdjęcie pochodzi z zatoki Ha Long, a według jednej z legend, szpiczaste wysepki są zębami smoka. Jeśli chodzi zaś o kolor, to po prostu zdjęcie ma takie zabarwienie. Gdy mu ująć trochę niebieskiego, robi się bardziej prawdziwe. Ale niestety, nie mam na to chwilowo czasu, więc zdjęcie będzie takie, jakie jest. Dodatkowo mam urlop, więc proszę się spodziewać przerw w dostawach nowych wpisów.

Lubie!
1

Podróże kształcą

Przekrój lodowca Kiedy pierwszy raz miałem stanąć na morenie lodowca (a było to w lipcu 2004 roku w Kirgistanie), nie wiedziałem, co to jest. Pamiętałem tylko z geografii, że jest coś takiego jak morena, że ma coś wspólnego z lodowcami. Gdy się tam znalazłem i w ciągu kilku następnych dni wszystko stało się jasne. Ale zacząć trzeba od lodowca.

W górach odpowiednio wysoko ciągle przybywa śniegu. Jak pada, to pada tylko śnieg, a z powodu niskich temperatur prawie wcale się nie topi. Pewnie latem przy ostrym słońcu zdarza się, że coś się podtapia, z pewnością odrobine sublimuje, ale kierunek jest jeden – przybywa go. Jak to się dzieje, że góry nie rosną w nieskończoność, przecież przez setki tysięcy lat śniegu przybywa i przybywa!? Ano dlatego, że gdy śniegu jest odpowiednio dużo, jego górne warstwy zaczynają ściskać dolne, które przekształcają się w lód. Jeśli lodu jest odpowiednio dużo i dodatkowo znajduje się na zboczu, zaczyna płynąć. Zachowuje się nie jak woda, bardziej jak gęste ciasto przygotowane na placek.

Lód lodowcowy z jednej strony jest twardy, z drugiej plastyczny. Płynie. Szybkość tego ruchu może być zdumiewająca. Przeczytałem, że największą zanotowano na Grenlandii i wyniosła ona 49 metrów na dzień! Daje to około metra co pół godziny! Taki ruch można już nieomal zauważyć, ale lodowce, na których ja byłem, tak nie pędziły.

Wróćmy jednak do moreny. Lodowiec ciągnięty w dół przez przyciąganie ziemskie rozpycha się. Musi wcinać się w materiał, który jest przed nim. Jak każda w miarę płaska rzecz pchana lub ciągnięta po piasku pokrywa się z przodu i po bokach piaskiem, tak i lodowiec z przodu i z boków jest „brudny”. I ta brudna część lodowca to właśnie morena – czołowa lub boczna. Jest też kilka innych rodzajów, ale będąc na lodowcu, widzi się właśnie te dwie.

Lubie!
0

Koloryt

Wioska w górach Laosu

Dlaczego wyjeżdżamy na wakacje do odległych miejsc? Odpowiedź jest prosta: bo jest tam coś, czego nie mamy bliżej. Czasem chodzi o pogodę (w Egipcie latem nie pada jak nad Bałtykiem), czasem o jedzenie (np. uwielbiamy kuchnię grecką), czasem o warunki do uprawiania jakiejś aktywności (fale dla surferów, góry dla wspinaczy, rafy dla nurków). A przeważnie chodzi o całość – inne jedzenie, zapachy, ludzi, otoczenie.

Azja Południowo-Wschodnia oferuje inność globalną, bo trudno o wspólne cechy tych krajów i Polski. W krajach rozwiniętych od biedy wspólne są supermarkety, dostępność Pepsi i podobnych produktów, ale nawet one są różne. W Tajlandii np. piłem Pepsi o smaku cappuccino, której nigdy potem nie spotkałem.

Laos i Kambodża są jeszcze bardziej różne, bo w mniejszych miejscowościach nawet wspólnych elementów cywilizacyjnych jest na lekarstwo. O wioskach jak ta ze zdjęcia nawet nie wspominam.

Za to wspomnę o tym, ze taki stan nie będzie trwał wiecznie. Wszystko się zmienia, ludzie dźwigają się z biedy, kraje się rozwijają, przybywa infrastruktury i udogodnień dla turystów (oraz oczywiście mieszkańców). W globalnym świecie, gdzie każdy ma okienko do podglądania innych (telewizor lub komputer), łatwo rozbudzić aspiracje i to wiadomo w którym kierunku. Taki Laos może chcieć być jak Wietnam, Wietnam naśladuje Chiny, a Chiny spoglądają na Japonię czy Stany. To oczywiście uproszczenie, ale z grubsza tak to wygląda.

We mnie, turyście, odzywa się tęsknota za wszystkim tym, co znika i upodabnia się do tego, co znamy ze świata zachodniego. Czy będzie po co jeździć na drugi koniec świata, skoro wszystko tu i tam będzie takie samo? Oczywiście nie będzie, zawsze będzie lokalny koloryt, ale czy koloryt wystarczy, by uzasadnić taki wyjazd?

Lubie!
1

Też pustynia

Pustynia Atakama

Tak się złożyło, że w krótkim odstępie pojawiają się dwa zdjęcia z Atakamy. Dwa różne zdjęcia dodajmy, bo przecież każde miejsce ma wiele różnych oblicz. Także choć słowo pustynia kojarzy się dość jednoznacznie z bezkresną piaskownicą i pomarszczonymi wydmami, tak naprawdę pustynie są różne. Od piaszczystych, przez skaliste, solne do lodowych.

Pustynia nie zawsze jest też całkiem pusta. Ĺ»yją tam przecież i rośliny i zwierzęta, choć oczywiście specyficzne i trudno mówić o obfitości. Z drugiej strony są miejsca, gdzie roślin jest sporo – tu znowu zastrzeżenie – ale o różnorodności nie ma mowy. Pustynie płynnie przechodzą w półpustynie, gdzie suchych krzaczków czy różnych sukulentów jest dużo więcej.

A woda? Atakama słynie z niewielkich opadów, są wręcz miejsca, w których od początku prowadzenia pomiarów nie zanotowano najmniejszego nawet deszczu. To zdanie może być jednak lekką manipulacją. Atakama to tzw. pustynia mglista. Deszcz nie pada, ale jest mgła. A rośliny oczywiście się do takiej sytuacji przystosowują i czerpią wodę z „powietrza”.

Brak deszczu i obecność mgły wynikają ze specyficznego położenia Atakamy. Z jednej strony jest morze i zimny prąd Humboldta. Ochładza on powietrze, a wiadomo, że zimne mieści mniej wilgoci. Z drugiej strony są góry i Atakama leży w tzw. cieniu opadowym. Masy wilgotnego powietrza idą z głębi lądu, napotykają góry, unoszą się, ochładzają i wytracają wodę. Gdy przesuną się nad pustynię, nie ma już co z nich padać.

Lubie!
0

Taki sobie kraj

Góry Laosu

Laos to takie państwo, o którym się wie, że istnieje, ale przeważnie na tym wiedza przeciętnego człowieka się kończy. Jeśli ja wiem więcej, to tylko dlatego, że tam byłem.

Laos nie był miejscem ważnych historycznych wydarzeń (a już z pewnością ważnych dla nas), nie ma tam spektakularnych zabytków. Także teraz nie dzieje się tam teraz nic takiego, co by było przepustką do czasu antenowego czy kolumn gazetowych. Podsumowanie wiadomości z tego kraju na Gaziecie pl wygląda tak:

  • w 2014 w połowie maja rozbił się samolot (3 wiadomości),
  • w 2011 pojawił się gospodarczy wpis o regionie, przy okazji wymieniono Laos, bo przez ten kraj Chińczycy budują drogę (1 wiadomość),
  • ofiara ptasiej grypy – 2009 r. (1 wiadomość),
  • ciężarna Brytyjka złapana przy przemycie narkotyków, skazana na karę śmierci, zamienioną na dożywocie – 2009 r. (4 wiadomości).

Laos jest ciekawy choć by z powodu ustroju, bo jest jednym z nielicznych już krajów demokracji ludowej (która jak wiadomo z demokracją wiele wspólnego nie ma). Oprócz niego, w tym „elitarnym gronie” są sąsiedzi Laosu, czyli Chiny i Wietnam, a do tego Korea Północna, Kuba oraz… (kto zgadnie?) Nepal.

Lubie!
0