Koszule po raz drugi

Chłopcy z Vieng Xay

Jedno zdjęcie z Vieng Xai prezentowałem. Dziś kolejne ujęcie tych samych chłopców. Wtedy stali i klęczeli, zajęci sobą – tu kilku spogląda w różne strony, jeden chyba patrzy się w obiektyw, a drugi splótł ręce na piersiach. Być może też mnie zauważył i swoją postawą chce dodać sobie powagi.

Lubie!
0

Mniejszości za mgłą

W Sapie

Sapa była naszym pierwszym przystankiem we Wietnamie. Ponad trzy tygodnie spędziliśmy w górach w Sinciangu, potem przejechaliśmy przez (prawie) całe Chiny, a na końcu weszliśmy do Wietnamu. Weszliśmy, bo granicą był most, który przekraczało się na pieszo. Dalej był chyba autobus, który dowiózł nas właśnie do Sapy.

Miejscowość ta leży w górach, co prawda niezbyt wysokich (ok. 1600 m n.p.m.), ale to wystarcza, żeby było tam chłodno i przyjemnie. W czasach kolonialnych pełniło funkcję kurortu, a i obecnie jest atrakcją turystyczną, tyle tylko, że nie dla „okupanta”, a dla przyjezdnych, takich jak my. No, może nie do końca, bo my po intensywnym pobycie w wysokich górach nie mieliśmy ochoty na męczące wycieczki.

Snuliśmy się więc po bliższej okolicy, tym bardziej, że mglista i deszczowa pogoda nie zachęcała do wędrówek. Nie pomagała tez w robieniu zdjęć. Widoki odpadały (deszcz i mgła), możliwe były tylko pstrykane z ukrycia portrety przedstawicieli mniejszości etnicznych, którzy ubranych w barwne stroje nie brakowało.

Lubie!
0

Makaron ryżowy

Produkcja makaronu ryżowego

W Wietnamie wiele atrakcji zwiedzaliśmy na zorganizowanych wycieczkach. Tak było taniej i czasem była to jedyna możliwość, bo daną rzecz zobaczyć. Odwiedzić dolinę Mekongu inaczej raczej się nie dało, bo trzeba by wynająć łódź, a wątpię, by ktoś nam zaufał, a i ja bym się chyba bał samemu poruszać takim środkiem lokomocji.

I sam bym pewnie nie odwiedził fabryki makaronu ryżowego. Dolinę Mekongu odwiedziliśmy z przewodnikiem i wracając, zatrzymaliśmy się w fabryce, fabryczce, no dobrze – najwyżej manufakturze, a może i warsztacie produkcji makaronu ryżowego. W formie „z paczki” paski czy rurki są przeźroczyste, ale w produkcji – jak widać – są mlecznobiałe.

Ryż na miejscu był pozbawiany łusek, gotowany, a uzyskaną tak masę wylewano na płaskie, gorące płyty, gdzie przez chwilę się smażyły. Potem widocznym na zdjęciu przyrządem były przenoszone do suszenia i chłodzenia. Na końcu je cięto i makaron gotowy.

Lubie!
0

Staruszka

Ujgurka

Wychodzi na to, że targ w Kaszgarze jest zagłębiem ludzkich twarzy. Przynajmniej tych, które nadawały się do uwiecznienia na fotografii. W tłumie, jaki przewalał się wśród różnobarwnych straganów, okazji do robienia zdjęć było sporo. Twarze i stroje zdecydowanie różniły się od tego, co można zobaczyć w Polsce, a nawet jeśli jakiś czas już się było na miejscu, to różnorodność postaci i fizjonomii przewyższała te widziane na co dzień. Nic dziwnego – na targ ściągali ludzie nie tylko z miasta, ale też z wiosek, zapewne niekiedy dość odległych. Niedzielny targ w Kaszgarze – zdecydowanie chciałbym jeszcze kiedyś odwiedzić.

Lubie!
0

Czyścibut

W Peru

Czyścibutów (czy ktoś pamięta jeszcze takie słowo?) spotykałem tu i ówdzie, ale nigdy nie dałem butów do czyszczenia. Nie było sensu, albo chodziliśmy w sandałach, których czyścić się nie da, albo w butach górskich. Pokryte były zamszem, do pielęgnacji którego nie używa się zwykłych past. Chociaż kto wie, może trzeba było dać czyścibutowi szansę i by mnie czymś zaskoczył?

Tak czy inaczej – będąc w Peru, oszczędzaliśmy i unikaliśmy niepotrzebnych wydatków. Choć z drugiej strony byłbym pewnie jedną z niewielu osób, które mogłyby się pochwalić korzystaniem z takiej usługi. A może się mylę?

Lubie!
0

Twarze

Ujgur

Wśród zdjęć podróżniczych poczytne miejsce zajmują fotografie twarzy. Często tworzone są cykle czy wystawy złożone z samych tylko twarzy (np. „Twarze Tybetu”).

Skąd się to bierze?

W odległym kraju wszystko (lub prawie wszystko) jest inne, egzotyczne: począwszy od przyrody, poprzez pogodę, architekturę, pojazdy, ubrania do ludzi. Różne od naszych są też twarze, a twarz to właśnie ten element, który zdaje się zawierać czy oddawać najwięcej prawdy o człowieku. Oczywiście to ułuda, bo co prawda z twarzy chyba najłatwiej odczytać emocje, ale przecież dopiero rozmowa pozwoli nam dotrzeć do drugiego człowieka.

Cóż – przyznać muszę, że nie należę do osób, które łatwo nawiązują kontakty i dlatego przeważnie pozostaje mi przyglądanie się i odczytywanie ludzkich emocji z twarzy, gestów, tonu głosu. Są co prawda wyjątki, ale tym razem tak nie było – powyższe zdjęcie powstało podczas kaszgarskiego bazaru, a człowiek był jedną z tysięcy odwiedzających go osób. Tak jak i ja.

Lubie!
0

Szklana trumna

Droga krzyżowa w Uyunii

O procesji drogi krzyżowej już co nieco pisałem. Kolejne zdjęcie z tego wydarzenia. Proszę zwrócić na szklaną (lub przynajmniej przeszkloną) trumnę. Do tej pory znałem ją tylko z bajki o Królewnie Śnieżce.

Lubie!
0

Pierwszy plan

Uczestniczka procesji w Uyunii

Mówią, że każdy kij ma dwa końce. Bez wątpienia coś w tym jest. Droga krzyżowa w Uyunii w pewnym sensie była zupełnie inna niż w Polsce. Obrządek ten sam, bo katolicki, ale w innej odmianie. Postacie w kapturach jak z filmu o amerykańskim Południu, kilka czy kilkanaście figur Jezusa w różnych sytuacjach (na krzyżu, w trumnie, na tronie) i ludzie jedzący kiełbaski (choć niby post – Wielki Piątek).

Drugi koniec kija, to obserwacja, że ludzi „zamieszanych” w tę uroczystość można podzielić na spotykane wszędzie grupy.

Byli zwykli obserwatorzy (czyli np. my – turyści). Byli uczestnicy bierni – stali wzdłuż pochodu, zapewne jakoś uczestniczyli (choćby formalnie - „Byłeś na procesji? Byłem!”). Byli uczestnicy czynni, którzy szli w procesji i wreszcie byli aktorzy. Tych można podzielić na pierwszo-, drugo- i trzecioplanowych.

Ostatni mieli do zagrania jakieś drobne techniczne role. Drugoplanowi np. występowali, krocząc w barwnych strojach (które nota bene przywędrowały z Hiszpanii), nieśli postacie Jezusa itp.

Do pierwszoplanowych bez wątpienia zaliczyłbym widoczną na zdjęciu kobietę.. Nie znam się na tajnikach odprawianych obrzędów, ale widać było, że to, co ona robiła, było bardzo ważne. Okadzała, dmuchała, wszystko z czcią i pietyzmem.

Ona dawała z siebie wszystko, a inni przechodzili, jedli, rozmawiali i… robili zdjęcia.

Lubie!
0

Za płotem

Zbiory ryżu - Laos

Kolejne zdjęcie z wycieczki rowerowej do jaskiń obok Vang Viengu.

Lubie!
0

To, co jest

443DSC_3919

Światło jest wszystkim

Można mi zarzucić, że ocieram się o banał, ale jest tak, jak piszę. Jednego przepisu na dobre zdjęcie nie ma. Jakość fotografii jest wypadkową wielu czynników, a ostateczny wynik nie jest średnią arytmetyczną ocen w kategoriach składowych, ale raczej geometryczną. Ma ona to do siebie, że dużo punktów w choćby jednej kategorii mocno podnosi ostateczny wynik, a z kolei wynik słaby mocno obniża całość.

Przykładowo – jeśli mamy super temat, a reszta jest w miarę ok, fotografia może być bardzo dobra. Jeżeli wszystko jest takie sobie, a ostrość wręcz fatalna – zdjęcie jest do niczego.

Przepis na dobrą fotografię, to: jeden wybijający się parametr, reszta przynajmniej na poziomie.

Śmiem twierdzić, że akurat światło ma trochę większy wpływ na całość niż inne elementy. Drogę krzyżową w Uyunii fotografowałem od początku do końca. Zmieniały się tematy, zmieniało i światło. Od późnopopołudniowego, przez ostre południowe, do wieczornego. I dopiero promienie rzucane znad horyzontu dawały fotografiom szczyptę magii.

Światło zachodzącego słońca szybko się zmienia i trwa krótko. Dlatego jeśli się tylko da, warto przygotować się na ten czas. A jeśli fotografowane obiekty się zmieniają i nie mamy na to wpływu, trzeba liczyć na łut szczęścia i brać to, co jest.

Lubie!
0