Noc na komisariacie

Gdy dopłynęliśmy do Boca Manu, był wieczór. Przywitała nas jakaś impreza na przystani. Do dziś nie wiem, co to było. Pytaliśmy o hotel – miejscowi coś pokazywali i wymieniali kwoty, które były poza naszym zasięgiem. Szliśmy więc przez miasteczko, rozglądając się. Dotarliśmy do jakiegoś miejsca, spotkaliśmy jakichś ludzi i spytaliśmy o to samo. Ich odpowiedź nie dawała szans na znalezienie sensowego hotelu, ale zaproponowali, że możemy się przespać u nich. Okazało się, że to byli policjanci.

Na posterunku grali w karty i spożywali jakieś trunki. Zaprowadzili nas wgłąb i z jakiegoś pomieszczenia wyeksmitowali sporych rozmiarów papugę. Dostaliśmy jakieś łóżka i po prostu położyliśmy się spać.

Wymknęliśmy się o świcie, chcą złapać łódź. Nie wiedzieliśmy, że tamtędy prawie nic nie pływa. Na kolejne noce rozbijaliśmy namiot.

To była pierwsza i ostatnia w moim życiu noc spędzona na komisariacie.

Lubie!
0

Wspięga

Pobyt we Wietnamie obfitował w różne atrakcje. Jedne turystyczne, bo w tym kraju jest sporo do oglądania, inne zupełnie nie. Trapiły nas awarie sprzętowe i część pobytu w Da Lacie spędziliśmy na próbie sformatowania image tanku. Dla niewtajemniczonych – kiedyś karty pamięci były małe i istniały specjalne urządzenia z dyskiem, gdzie zdjęcia można było zgrywać.

Samo miasto miało np. ciekawy targ, gdzie sprzedawali przeróżne kandyzowane owoce. Pamiętam też, że kupiłem trochę nasion, wydawało mi się, roślin w Polsce nieznanych. Jedną z nich był fasolnik. Okazało się, że jednak znają go w naszym kraju.

Lubie!
0

Pochmurno

Z kambodżańskiej stolicy nie opublikowałem do tej pory zbyt wielu zdjęć, choć kilka było. Wyglądały zgoła inaczej, bo wszystkie były zrobione w słońcu z soczystymi barwami. Ale pogoda wtedy była kapryśna. Więcej było chmur niż słońca, deszcz padał regularnie. Tego dnia po południu (sprawdziłem inne zdjęcia) niebo było zasnute i wszystko było szare. Swoje zrobiła też kałuża, więc Phnom Penh na tym zdjęciu wygląda nieszczególnie atrakcyjnie.

Lubie!
0

Pieczątka

Widoczne na zdjęciu dziwne stemple z piórek pierwszy (i ostatni) raz widzieliśmy w Kaszgarze. Wcześniej, w Kirgistanie, napotkaliśmy ich uwspółcześnione wersje, które widoczne są w lewym dolnym rogu. Końcówki piór zastąpiono w nich drucikami (może gwoździkami) osadzonymi w drewnianym korpusie.

A do czego służy ten przyrząd? Do ozdabiania lepioszki, płaskiego chleba popularnego w tamtej części Azji. W warunkach stacjonarnych ciasto jest przyklejane do półokrągłego wnętrza pieca (wisi na suficie), w jurcie na stepie widzieliśmy metalową kozę, na niej coś jak gigantyczny wok, a lepioszki były klejone od środka, ale nie wisiały. No i wbrew temu, co pisze Wikipedia, daje się do niej drożdże, przynajmniej czasami.

Lubie!
0

Galimatias

Finał naszej rocznej podróży to była Tajlandia. Oczywiście odwiedziliśmy tam sporo miejsc, ale nie mogło zabraknąć stolicy, w końcu zwykle w stolicach są główne lotniska, choć akurat to zdjęcie pochodzi z pierwszego pobytu w Bangkoku.

Miasto to ma różne oblicza – trudno, żeby przy tym rozmiarze mogło być inaczej. Jednak centrum, szczególnie w godzinach szczytu, jest bardzo ruchliwe. Zmysły turysty atakowane są chyba w każdy możliwy sposób – dźwiękami, zapachami, obrazami i ruchem (zmysł dotyku działa w dużym tłumie). Pomyślałem sobie, że przechylenie aparatu zwielokrotni wrażenia, podkreśli kołowrót, kociokwik i harmider, które tam panują.

Lubie!
0

Melaka 2

Poprzedni wpis ze zdjęciem z Melaki nosił tytuł „I po Nowym Roku„.  Ten mógłby mieć podobny, wszak na zdjęciu widać te same dekoracje. Okolica wygląda na zapuszczoną, ale to wina białych ścian, które dawno nie było odnawiane i pewnie techniki ich wznoszenia lub użytych materiałów – ściany pękają, pełno jest ciemnych zacieków. Z drugiej strony jest to charakterystyczne zjawisko dla okolic, w których mieszkają niezbyt zamożne osoby, na dodatek nie zawsze będące właścicielami. Daleko szukać nie trzeba, choćby we Wrocławiu ich pełno.

Lubie!
0

Chlebek, ciepły, świeży chlebek…

Tytuł jest fantazją, nie pamiętam, czy sprzedawczyni coś krzyczała, ale jest to prawdopodobne. Trochę nas zdziwiły te bułki we Wietnamie. Jeśli jednak przypomni się sobie, że kraj ten to dawne Indochiny, czyli francuska kolonia, to widok takiego pieczywa nie jest już niczym dziwnym.

Podobnie było w Etiopii, gdzie z racji okupacji włoskiej zadomowiła się pizza. Gdyby więc ktoś koniecznie chciał doszukiwać się pozytywów kolonii, to niech mówi o kuchni. Lokalnej nikt nie niszczył, wzbogacał ją tylko przywiezionymi elementami.

Lubie!
0