Socreal++

BiszkekW 2004 roku zawitaliśmy do Azji Środkowej, a konkretnie do Kirgistanu. Ciekawe miejsce – mieszanka znanych komunistycznych motywów oraz elementów egzotycznych i orientalnych. Jednym z ciekawszych miejsc w Biszkeku jest Oszski Bazar – targowisko, na którym można kupić mydło i powidło (a w szczególności pyszne owoce) – tu panuje Orient. Przeciwwagą jest komunistyczne centrum z szerokimi ulicami (w sam raz na wojskowe parady), szarymi gmaszyskami (dla zastępów urzędników) oraz odrapanymi blokowiskami (dla proletariatu).

Powyższe zdjęcie zrobiłem ostatkiem sił, zmorzony lipcowym upałem. Kirgistan ma podobny klimat jak Polska (zimne zimy, gorące lata), ale do potęgi. Jak upały, to 40 stopni w cieniu. Jak zimy… Raz spaliśmy w hotelu mieszczącym się w prywatnym mieszkaniu. Rozmowa zeszła na pogodę. „A jak u was zimy, zimno?” „Nie, zimno to jest w Rosji, u nas najwyżej -40”. Oczywiście w górach (a niziny to mniejszość kraju) pogoda jest zupełnie inna.

Aha – w tym zdjęciu dla rozjaśnienia zacienionych partii wykorzystałem programowy filtr połówkowy.

Lubie!
0

Hostele

W czasie naszych podróży najczęściej spaliśmy w hostelach (zdarzały się oczywiście inne, czasem ciekawe miejsca). Większość z nich oferuje – poza łóżkiem i łazienką – fajną atmosferę, możliwość spotkania innych podróżników oraz pomocny personel.

Mam kilka zdjęć hosteli ze środka, bo często są one pomysłowo urządzone. Ten, który widać poniżej był też ładny z zewnątrz. Mieści się w Mendozie w Argentynie. Zamieszkaliśmy w nim po powrocie z Aconcagui, kiedy skradziono nam trochę pieniędzy i paszport Gosi, co spowodowało zmianę planów i powrót do Buenos Aires.

Casa Pueblo - MendozaNie był to rzecz jasna jedyny ciekawy budynek w Mendozie. Miasto obfituje w fajne budynki o „południowym” charakterze. Taka architektura kojarzy się z Hiszpanią, Grecją czy południową Francją – miejscami, gdzie spędza się wakacje. Niestety, nie jest ona do przeniesienia do nas z powodu klimatu. A szkoda.

Wracając do hosteli… Ciekawą funkcją, którą oferują, jest przechowalnia. Można tam zostawić rzeczy, których nie chce się dĹşwigać. My w Buenos Aires zdeponowaliśmy buty górskie (tzw. skorupy) na kilka ładnych miesięcy. Nie było problemów, po powrocie odebraliśmy je.

Lubie!
0

Mały biały kościół

Kościół w CobanacondeJak wiadomo, kolonizacja nie niesie z sobą wiele dobrego (chyba, że z punktu widzenia kolonizatorów, często łupieżców). Jednak patrząc z perspektywy współczesnego fotografa, pozytywną cechą jest np. architektura kolonialna – rozumiana szeroko (z drugiej strony, jak już to pisałem przy okazji zdjęcia z Cusco, koloniści często burzyli stare).

Jedną z rzeczy, które w Ameryce Południowej (przynajmniej w Peru i Boliwii) miały swój urok, są stare kościoły. Często pobielone, jak ten na zdjęciu, kojarzą się z westernowymi obrazkami z Meksyku.

Powyższe zdjęcie powstało w niedaleko słynnego kanionu Colca, wyżłobionego przez rzekę o tej samej nazwie. Słynny jest z tego, że przez długi czas uważany był za najgłębszy na Ziemi. Jest to lekko naciągane, bo za najwyższe punkty (przy liczeniu różnicy) brane są wierzchołki okolicznych gór. Trudno orzec, czy słusznie. Na pewno gdy się tam stoi, nie ma się poczucia, że krawędzią kanionu (najwyższym punktem) jest Nevado Mismi czy Hualca Hualca. Ale że ludzie lubią wszelkie „naje”, niech im tam będzie.

Zdjęcia kościołów, szczytu Mismi oraz jego okolic jeszcze się pojawią.

Lubie!
0

Na wodzie, nad wodą

W Malezji odwiedziliśmy wyspę Penang. Wiedzie na nią imponujący most. Przy okazji jego budowy zniszczono koralowce wokoło wyspy. Tak przynajmniej czytałem w przewodniku, ale teraz jakoś nie mogę tej informacji potwierdzić.

Tak czy inaczej – na Penang nie jedzie się po to, żeby podziwiać podwodny świat. George Town, największe miasto wyspy to miejsce pierwszej obecności Brytyjczyków w Malezji. W mieście można podziwiać wspaniałą kolonialną zabudowę, różne świątynie.

Penang, Malezja

Nie, nie – nie próbuję nikomu wmówić, że zdjęcie przedstawia budynki postkolonialne. Powyżej widać fragment dzielnicy portowej. Aby uniknąć podatków, miejscowi wybudowali swoje domy na morzu, a raczej troszkę nad nim. Proszę zwrócić uwagę na to, z czego zrobione są niektóre „pale” podtrzymujące domu. No i dobrze, że w Malezji dominują muzułmanie, bo nie wyobrażam sobie u nas czegoś takiego – powrót do domu po hucznej imprezie mógłby być dość niebezpieczny.

Jeśli znajdę trochę czasu i włączę do mojego zbioru zdjęcia pionowe (niby czemu mają być dyskryminowane, w końcu już nie pulpit jest ich przeznaczeniem), pojawi się jeszcze jedna fotografia z tych okolic. Poziome fotki ze świątyń też będą.

Lubie!
0

Wietnam jak Chiny

Na ulicy we WietnamieTytuł trochę na wyrost, ale o tym za chwilę. Wietnam był dla nas źródłem wielu stresów. Kraj biedny, egzotyczny, więc niby fajnie. Ale z cenami było różnie (czytaj: nie było tanio), szczególnie dla turystów. Targowanie się było trudne, często sprzedawcy rezygnowali z zarobku, a nie chcieli zrezygnować z absurdalnej ceny. Oczywiście od tej reguły bywały wyjątki, ale tylko bywały.

Dla fotografa Wietnam jest dobrym miejscem. Nikt nie żąda zapłaty za pstryknięcie migawki, a kraj oferuje wiele ciekawych możliwości robienia zdjęć – ma interesującą architekturę, ciekawe zabytki i barwnych mieszkańców. Ma, a raczej miał. Dawno tam nie byłem, ale spodziewam się, że Wietnam będzie się dość szybko zmieniał. Gdy rozmawialiśmy z jednym młodzieńcem, z dumą mówił „We follow China” – czyli ustrój sobie, a gospodarka sobie. Oczywiście Wietnam nie ma tego rozpędu co Kraj Środka, ale kierunek jest (był) ten sam. Pocieszające jest to, że Chiny nadal są fotogeniczne. Więc Wietnam też.

Na zdjęciu – uliczny handel w Hanoi.

Lubie!
0

I po Nowym Roku

I po Nowym RokuGdzie zostało zrobione to zdjęcie? Chiny? Nie, choć może określenie Małe Chiny by było na miejscu. Na powyższym obrazku widać fragment chińskiej dzielnicy w Melace, w Malezji. To bardzo ciekawy kraj, bo pozwala za jednym zamachem poczuć klimat Malezji, ale także Chin i Indii. Malajowie stanowią ok. połowy ludności, Chińczycy 1/4, Hindusi trochę ponad 7%. W (prawie?) każdym mieście jest dzielnica chińska i ulice indyjskie. Można napić się lassi, zjeść kurczaka tandoori i oczywiście dziesiątki potraw na bazie ryżu. Są świątynie taoistyczne i hinduistyczne.

W Melace stare miasto (chińskie) jest otoczone kanałem, przez to wyraźnie oddzielone od reszty miasta. Gdy byliśmy tam w marcu, na ulicach były jeszcze dekoracje chińsko-noworoczne. Ciekawostka – raz wyszedłem wcześnie, by porobić zdjęcia. Ulokowałem się nad kanałem, bo raz, że woda i budynki ładnie wyglądają, a dwa, że nic domów nie zasłania. Najciekawszą rzeczą, jaką zobaczyłem, był wielki (na oko półtorametrowy) waran, który płynął sobie kanałem. Potem widzieliśmy takie jeszcze w jednym miejscu, gdy pojechaliśmy poplażować. Zauważyliśmy je na brzegu lasu, kilkanaście metrów od nas. Spokojnie pomaszerowały w gęstwinę.

Lubie!
0

Nad dachami Cusco

Nad dachami CuscoCusco to jedno z moich ulubionych miast. Jest w nim wszystko to, czego może sobie zażyczyć turysta: zabytki, bliskość atrakcji, bezpieczeństwo (w Peru wcale nie takie oczywiste) i klimat w połączeniu z historią, prawie namacalną.

Była stolica imperium Inków najpierw została zdobyta przez Hiszpanów, a potem zmieniona w miasto kolonialne. Na ruinach inkaskich świątyń powstały katolickie kościoły. Więcej – często na fundamentach, które łatwo zidentyfikować, spacerując po mieście. Także wiele „normalnych” budynków zbudowano, wykorzystując to, co zostawili Inkowie.

Z Cusco można wyruszyć do Machu Picchu, oglądać pobliskie ruiny inkaskie (miła prawie piesza jednodniowa wycieczka – odjeżdżamy autobusem, a potem wracamy do miasta, odwiedzając kolejne miejsca), wyruszyć na spływ górskim potokiem.

Nie zauważyłem w Cusco nowoczesnych budynków, co oczywiście nie znaczy, że ich nie ma, w końcu miasto musi się rozbudowywać. Ale typowy turysta na nie nie trafi, znajdzie za to wiele historycznych budowli, urokliwych uliczek i miejsc zdawałoby się przepełnionych historią.

Co zaś się tyczy zdjęcia, to teraz widzę, że lekko się wali w lewo. Przygotowując fotki, korygowałem je pod tym kątem (!), ale akurat to przeoczyłem. Zdarza się.

Lubie!
2

Skok w bok

Sambor Prey KukMówisz Kambodża, myślisz Angokor. Ale Kambodża to nie tylko te najsłynniejsze ruiny. Często sprawdza się, że rzeczy które są w przewodniku wymienione zdawkowo, okazują się ciekawsze od tych najsłynniejszych. My postanowiliśmy odwiedzić świątynie Sambor Prei Kuk – starsze niż Angkorskie. Nie mogą się z nimi równać niczym – rozmachem, architekturą czy stanem zachowania. Ich przewaga bierze się z wyłącznie z tego, że prawie nie ma tam turystów i nie jest łatwo się tam dostać.

Nam też nie było łatwo. Wypożyczyliśmy motocykl, ale bez kierowcy (ta druga opcja była łatwiejsza). Trafiliśmy bez większych problemów, a po drodze widzieliśmy kilka ciekawych obrazków, z których przynajmniej jeden się pojawi. Azja z bliska i z dala od utartych szlaków – to jest to! Aha – za daleko odchodzić nie można, bo w ziemi jest pełno niewybuchów.

Lubie!
2

Galeria

GaleriaProszę – oto ślepy traf. Dwa zdjęcia z Angkoru pod rząd.

O ile mnie pamięć nie myli to jest nawet z Angkor Watu, czyli centralnej budowli dla całego Angkoru. Nie wiem, jak jest teraz, ale w 2005 roku zwiedzanie nie było tanie. Maksymalny karnet kosztował sporo, ale było warto. Przynajmniej my to tak ocenialiśmy, bo spotkałem ludzi, którzy mówili, że obwiedziono ich w jeden dzień i to było wystarczające.

Angkor to potężny kompleks i miejsc do zwiedzania jest bardzo dużo. Wiadomo, że wszystkie są o tyle podobne, że to budowle z kamienia. Ale różnią się sporo. Imponują rozmachem i dbałością o szczegóły (jeszcze pojawią się na zdjęciach). Gdyby poważnie podejść do tematu fotografowania, to i miesiąc nie wystarczy. Ja fotografowałem tradycyjnie, czyli przy okazji zwiedzania. Na zachód słońca przyczaiłem się chyba dwa razy, na wschód chyba wcale. Niestety i to i to oznacza konieczność podróżowania po ciemku, co rowerem (naszym głównym środkiem lokomocji) jest trochę utrudnione.

Gdyby ktoś chciał pojechać na fotografowanie czegoś atrakcyjnego – Angkor polecam z czystym sumieniem. Mogę też pożyczyć książkę z mnóstwem ilustracji, żeby było łatwiej wybierać obiekty. Nota bene kupioną w Angkorze od miejscowych. Oryginał, pięknie wydana.

Lubie!
1

Trochę gruzu

Trochę gruzuGdybym nie przyjął zasady, że publikuje wszystkie wybrane zdjęcia zgodnie z wylosowaną kolejnością, to pewnie by poczekał na swoją kolej długo, a może i nigdy bym go nie pokazał. Na tapetę od biedy może być, ale poza tym… jest takie sobie.

Fotka powstała w Kambodży, w Angkorze. Obeszliśmy ruiny jednej ze świątyń, a potem zrobiłem „krok w bok” – zaraz za granicą lasu leżało całkiem sporo kamiennych fragmentów. Trzeba wyjaśnić, że gdy Portugalczycy „odkryli” Angkor, wiele świątyń był zrujnowanych. Potem Francuzi pieczołowicie składali je z dostępnych kawałków niczym puzzli. Efekty są zadziwiające, bo sporo im się udało. Porozrzucanych kamieni jest jednak nadal wiele i pewnie już nigdy nikt z nich niczego nie zrekonstruuje. Dlaczego „odkryli” napisałem w cudzysłowie? Europejczycy odkryli Angkor dla siebie, bo miejscowi wiedzieli o jego istnieniu zawsze.

Z Angkoru będzie jeszcze sporo zdjęć, bo bardzo nam się to miejsce podobało. Jest różnorodne i nie takie ugładzone, jak europejskie zabytki. Gdy spaceruje się wśród angkorskich murów, można się poczuć prawie jak Indiana Jones.

Lubie!
0