Swastyki

Hinduskie swastykiOstatnio głośno było o wyroku sędziego, który stwierdził, że swastyka to symbol szczęścia i można się z nią obnosić. Można, ale raczej nie u nas. W Azji to co innego – tam swastyka nie dziwi. Z Malezji przywiozłem metalowe „coś” – jakby kaganek i ma wycięte swastyki. Kupiłem w hinduskim sklepie z dewocjonaliami i tam to nikogo nie dziwiło. W kręgu hinduistycznym swastyka pojawia się tu i ówdzie i zwracają na nią uwagę zapewne tacy jak ja – przybysze z Europy.

Te kilka swastyk sfotografowałem w Luang Prabangu, gdzie dominują świątynie buddyjskie, więc trudno mi powiedzieć, skąd się tam wzięły. Umieszczone były dość wysoko, więc zdjęcie jest skrzywione. Próbowałem je trochę prostować w komputerze, ale ze słabym skutkiem.

Lubie!
0

Budda ze Świebodzina

Park Buddy w Nong KhaiTym, którzy kręcą nosem na Jezusa ze Świebodzina, polecam przyjrzenie się Parkowi Buddy w Wientianie. Po drugiej stronie rzeki (Mekongu) jest jego starszy brat – Sala Keoku. Oba stworzył ten sam człowiek, których chciał połączyć (a może w jego umyśle ta synteza dokonała się samoistnie, a on ją tylko w ten sposób wyartykułował) buddyzm i hinduizm.

Efektem są fantastyczne postacie – duże i małe. Te największe mają rozmiary sporego budynku, najmniejsze człowieka. Widać też różną technikę – większość jest betonowa, ale są i z cegieł. Park po stronie tajskiej (z niego pochodzi powyższe zdjęcie) jest nowszy. Po prostu po dojściu komunistów do władzy jego autor uciekł za Mekong i zrobił kopię. Ale nie kopię ślepą, bo figury są inne, dużo bardziej fantastyczne. Jeszcze się pojawią na tym blogu.

Tak czy inaczej – efekt jest lekko kiczowaty, choć ciekawy.

Lubie!
0

Recykling i mleko

Recykling i mlekoCo Ty wiesz o recyklingu? Tak mógłby zapytać mieszkaniec mniej rozwiniętego kraju przedstawiciela cywilizacji zachodniej. U nas przetwarzenie to przeważnie przemielenie/stopienie i wykorzystanie w charakterze surowca. W Laosie na przykład puszkę po skondensowanym mleku przerabia się na lampę. W innych miejscach widziałem np. opony przerabiane na… wiadra.

W biedniejszych krajach przede wszystkim przedmioty żyją dużo dłużej. W Gruzji jechałem taksówką w wieku ponad 20 lat. Czytałem, że samoloty po wylataniu odpowiedniej liczby godzin lądują (sic!) np. w Afryce, gdzie dalsze lądowanie przychodzi im pewnie z większym trudem, ale przez jakiś czas udaje się.

A teraz o mleku. Zagęszczone mleko jest bardzo popularne w Azji południowo-wschodniej. Nie wiem, jak wykorzystują je mieszkańcy, ale turyści mogą kupić np. naleśniki polewane gęstą, słodką cieczą. Гущёнка jest też popularna za naszą wschodnią granicą. Ja też ją lubię, choć rzecz jasna w umiarkowanych ilościach.

Lubie!
0

Tuk tuk

Tuk tukTuk tuk to dla mnie typowo azjatycki wynalazek. Pierwszy raz się z nim zetknąłem w Indiach, gdzie przejął rolę rikszy, dlatego można spokojnie nazywać go motorikszą. Podobne pojazdy są używane także w Afryce czy Ameryce Południowej. Pierwowzorem był jednak włoski pojazd – trójkołowa ciężarówka Piaggio Ape. Ten pojazd był potem produkowany na licencji w Indiach przez firmę Bajaj (ta firma jest chyba największym producentem tuk tuków na rynek indyjski). Podobny trójkołowiec miała w ofercie firma Daihatsu.

Obecnie motoriksze istnieją w różnych wersjach – te klasyczne (przynajmniej dla mnie) są dwuosobowe i rzeczywiście odpowiadają rikszy – z przodu kierowca, z tyłu kanapa dla dwóch pasażerów. Ale są też i takie, które można porównać do busa, bo za kierowcą mają dwa rzędy ławek, mieszczących kilku pasażerów.

Tuk tuki potrafią wiele, na przykład objechać świat.

Lubie!
0

Nad rzeką

 

Mekong w okolicach Luang PrabanguMekong spotykaliśmy podczas naszej podróży po Azji wiele razy. Nic dziwnego, rzeka jest długa (9 miejsce na świecie), więc przepływa przez wiele krajów. W Laosie nad Mekongiem można podziwiać zachody słońca, w Wietnamie rozlewa się w imponującą deltę. Powyższe zdjęcie pochodzi z okolic Luang Prabangu. Doskonale na nim widać, jak w górzystym kraju wykorzystuje się każdy skrawek ziemi. Co prawda ta nad brzegiem jest piaszczysta, ale wyraĹşnie widać tarasy.

Aha – zdjęcie nie jest bardzo ostre, a to dlatego, że powstało przez przycięcie fotki pionowej. Niżej dla zainteresowanych oryginał. Warto było ciąć?

Pionowy Mekong

Lubie!
0

Koszula przede wszystkim

Chłopcy obserwujący wyścigi łodziGdy słyszymy „egzotyka”, poza ładnymi widokami przed oczami pojawiają nam się barwne stroje. Tymczasem rzeczywistość jest zgoła inna. Kolorowe ubiory są, ale coraz częściej spychane na margines, sprowadzane do roli cepelii. Ew. wyjmowane są przy uroczystościach, a na co dzień… Wróć – to się tyczy mężczyzn. Kobiety częściej ubierają się tradycyjnie. Jako przykład wystarczą Indie. Sari czy inne tradycyjne kobiece stroje spotkać jest łatwo. MężczyĹşni wybierają zwykle coś z naszej klasyki – spodnie „garniturowe”, koszula i… często klapki, bo w tamtym klimacie i kulturze są najpraktyczniejsze.

W Laosie było podobnie. Kobiety znacznie częściej nosiły tradycyjne spódnice, a mężczyĹşni koszulki czy koszule. Ale ta ostatnia część garderoby najbardziej kojarzy mi się z Azją – traktowaną całościowo.

Tutaj w koszulach byli młodzi chłopcy – u nas widok niespotykany. Zdjęcie powstało w Laosie. Miejsca nie jestem pewny, ale wydaje mi się, że była to niewielka wioska o nazwie Vieng Xay. Akurat tego dnia, kiedy tam byliśmy, odbywały się zawody wioślarskie. Na jakimś akwenie (małe jezioro?) ścigały się tradycyjne łodzie z ośmioosobowymi załogami. Oczywiście na miejscowe warunki była to nie lada atrakcja i wszyscy zebrali się – dorośli i dzieci. My oczywiście też, ale bardziej niż zmagania sportowe interesowali nas ludzie. Przy okazji udało się pstryknąć kilka zdjęć. Jedno z nich powyżej.

Lubie!
1

Kwestia skali

Wat Xieng ThongCzy ktoś potrafi powiedzieć, jak duża jest przedstawiona na powyższym zdjęciu płaskorzeźba? Nie da się, bo brak jest punktu odniesienia. Ja też się nabrałem, bo byłem pewny że była rozmiaru może kartki A3, nie większa. Dokładniejsze poszukiwania wyjaśniły prawie wszystko.

Znajduje się ona nad chyba tylnym wejściem do świątyni Xieng Thong i ma ok. dwóch metrów wysokości. Sama świątynia to perełka architektury. Bogato zdobiona od zewnątrz i wewnątrz, dodatkowo zachwyca cudownie harmonijną linią (na tym zdjęciu oczywiście tego nie widać). Ale na innych tak.

Lubie!
0

Jaskinie

Jaskinia obok Vang VienguDo Wang Wiengu ciągną tłumy. Najmniej przyciągają je jaskinie, których w okolicy pełno. Dostaliśmy gdzieś ręcznie rysowaną mapę (konkretnie: ksero), w hotelu pożyczyliśmy rowery i pojechaliśmy.

Niektóre jaskinie można zwiedzać samemu. Większość turystów nie ma latarek, więc nie zapuszcza się zbyt głęboko. My mieliśmy i chyba w takiej pieczarze powstało powyższe zdjęcie.

Inną jaskinie zwiedzaliśmy z „przewodnikiem” – mieszkał w pobliżu wejścia i za „co łaska” oprowadzał. Musiały to być znaczące kwoty, bo tak sobie by nie mieszkał na odludziu. Zwiedzanie zakończyliśmy dość szybko, bo już ściemniało się.

Do hotelu wracaliśmy po ciemku, ale jakoś się udało. Tego dnia czekały nas jeszcze negocjacje handlowe. Zakończyły się sukcesem i kolejnego ranka kontynuowaliśmy podróż po Laosie na kajakach, spływając w kierunku Wientianu.

Plecaki jechały samochodem.

Lubie!
0

Wielka mała stupa

Wielka stupa - WientianStupa w Wientianie jest wielka – z nazwy („Wielka Stupa”) i z rozmiaru. A mała na tym zdjęciu. Mała, bo została skonfrontowana z wielkim niebem. I tyle na ten temat, bo o stupie już było.

Lubie!
0

Odzyskana rzeka

Rzeka i mostPisałem już o tym, że warto rozglądać się na boki. W Luang Prabangu ciekawych obiektów jest wiele, głównie są to świątynie w mieście. A za miastem można zobaczyć na przykład leżącego Buddę. Z tego co pamiętam, posąg jest na wzniesieniu, więc oprócz atrakcji turystycznych dostajemy gratis trochę ruchu.

Budda jak to Budda – w miarę ciekawy. Jego fotka pojawi się gdzieś za 1,5 roku. Rozglądając się na boki, zobaczyłem rzekę płynącą poniżej, i zrobiłem to zdjęcie. Jakiś czas potem (szczegółów już nie pomnę), straciłem zawartość karty pamięci. Pozostała wizyta w kafejce internetowej i poszukiwania programu do odzyskiwania danych. Coś znalazłem i zdjęcia odzyskałem. Do dziś noszą nazwy nadane im przez ów program. Korzystałem potem z niego jeszcze ze dwa czy trzy razy. Refleksja, jaka się nasuwa, to że choć postęp technologiczny daje nam coraz mniej zawodny sprzęt, to nigdy nie będzie on całkiem bezawaryjny.

Lubie!
0