Pocztówka

Zachód słońca

Zdjęcie, które prezentuje jest nudne. Można by rzec – typowo pocztówkowe. Brakuje tylko napisu „Pozdrowienia z Jastarnii” (oczywiście gdyby nie drzewa na horyzoncie). Zdjęcie nudne, ale okres w naszej podróży był ciekawy. Przedostawaliśmy się z Kambodży do Laosu. Najkrótsza droga wiodła rzeką – Mekongiem. Najpierw trzeba było dojechać do rzeki, potem wsiedliśmy na łodzie motorowe, które z wielką prędkością mknęły po wodzie.

Przyznaję, że miałem duszę na ramieniu, ale na szczęście szaleńczy pęd skończył się dobrze – dotarliśmy do posterunku granicznego. Było tam więcej turystów. Wszyscy wiedzieli, że pogranicznicy biorą w łapę, ale jakoś się umówiliśmy, że nie dajemy. Negocjacje po stronie kambodżańskiej trwały krótko i przeszliśmy bez płacenia. Laotańczyk był twardszy, więc po godzinie negocjacji zapłaciliśmy po dwa dolary i otrzymaliśmy opieczętowane paszporty.

Potem była podróż wolnymi łodziami po stronie laotańskiej. Zrobił się wieczór i wtedy zrobiłem kilka tych „pocztówkowych”. Zwieńczeniem długiego dnia było wynajęcie domków na wyspie Don Khon, gdzie spędziliśmy kilka leniwych dni.

Lubie!
0

Pod ziemią

Jaskinia niedaleko Vang Viengu

Jaskinie zawsze mnie pociągały – w sensie fotograficznym. Wydają się tajemnicze, często mają przedziwne kształty, zawierają fantastyczne formy, światło potrafi w nich działać cuda. W praktyce jednak nie jest tak dobrze. Bo kto ma możliwość być w jaskini sam? Poza grotołazami nieliczne osoby. W jaskini prawie nie ma światła i by wydobyć jej piękno, najpierw trzeba ją oświetlić.

Jedynym wyjątkiem jest lub może być wejście do jaskini. Tak było i w tym przypadku. Ĺšwiatło dochodzące z zewnątrz pozwoliło utrwalić wnętrze jaskini bez większego wysiłku, a człowiek widoczny po prawej stronie daje wyobrażenie o skali tego co widać. Bez niego trudno określić, czy od sufitu do podłogi jest metry czy pięćdziesiąt.

Lubie!
0

Za płotem

Zbiory ryżu - Laos

Kolejne zdjęcie z wycieczki rowerowej do jaskiń obok Vang Viengu.

Lubie!
0

Poza kontrolą

Phonsavan - Dolina amfor

Są różne sposoby podróżowania. Dwa główne i ileś pośrednich. 1. Planujemy wszystko przed wyjazdem, dokładny plan, co, gdzie, kiedy, noclegi, transport itp. 2. Idziemy na żywioł. My stosowaliśmy coś pośredniego. Czyli wstępnie planowaliśmy, ale gdy była okazja, modyfikowaliśmy plany. Czasem chcąc-nie chcąc.

Do Phonsavan pojechaliśmy w miarę zgodnie z planem. Ale na miejscu spotkała nas nie miła niespodzianka. Miejsce miało być turystyczne, a nie było tam prawie wcale turystów. Nie to, że za nimi przepadamy – ogólnie to turyści psują miejsca, w których bywają, więc raczej wolimy podróżować tam, gdzie ich nie ma za dużo. Ale tym razem chcieliśmy pojechać na wycieczkę do doliny amfor, a cena zależała od liczby uczestników.

Cały dzień łaziliśmy więc po mieście i szukaliśmy potencjalnych towarzyszy wycieczki. ZnaleĹşliśmy ich tyle, ile trzeba i poszliśmy do agencji. Tu okazało się, że potrzeby nasze i znalezionych przez nas uczestników wycieczki się rozmijają. My chcieliśmy tanio – oni woleli zapłacić wiece, by dostać więcej (co wcale nie było pewne). Mówiąc krótko – negocjacje wymknęły się spod naszej kontroli i wycieczka pojechała bez organizatorów czyli nas.

Ale amfory zobaczyliśmy, bo poszliśmy do nich. Nie były daleko, o tylko 2,5 godziny marszu. Na miejscu spotkaliśmy naszą wycieczkę, ale bez tego, który nam ją ukradł i chciał więcej za więcej.

Amfory były niesamowite – olbrzymie, zrobione z głazów. Kto i po co je zrobił, do dziś nie wiadomo. Około 20% zostało zniszczonych przez Amerykanów podczas nalotów w czasie wojny z Wietnamem.

Lubie!
0

Przez dziurkę od klucza

Luang Prabang

Jeśli porównamy fotografowanie ludzi z jednej strony oraz krajobrazów czy architektury z drugiej, to wychodzi, w tym ostatnim przypadku nie ma zastosowania zasada nieoznaczoności Heisenberga.

Cóż to takiego? W skrócie tyle, że obserwując jakieś zjawisko, wpływamy na nie, więc obserwacja nigdy nie jest obiektywna czy też nie rejestruje się całej prawdy (rejestrujemy obiekt i nasz na niego wpływ).

Otóż widok górskiego szczytu i nieba za nim nie zmienia się, gdy robimy zdjęcie. Od biedy w przypadku architektury jest inaczej, bo możemy rzucić cień na fotografowany obiekt. Zasadniczo jednak przed, w trakcie i po zrobieniu fotografii jest tak samo. Ale jeśli chodzi o ludzi, sprawa wygląda zupełnie inaczej.

Tych można fotografować na kilka główny sposobów: z ukrycia, „na bezczela”, „na swojaka” (klasyfikacja zrobiona ad hoc).
Do robienia zdjęć z ukrycia potrzebny jest długi obiekt i w miarę dyskretne miejsce. Przetestowane, działa. Wadę ma taką, że fotografie robione krótkim obiektywem mają zupełnie inną ekspresję, nie do uzyskania długą rurą.

Zdjęcia „na bezczela” wg mojej definicji powstają wtedy, gdy nie przejmując się niczym, podchodzimy i pstrykami. Czasem ze średniego dystansu, czasem z bardzo bliska, wręcz wkładając obiektyw komuś do twarzy. Tak można uchwycić unikatowe emocje, ale można też dostać po głowie. No i nie każdy potrafi tak robić, wiele osób po prostu krępuje się.

Najbardziej zaawansowana forma to zdjęcia „na swojaka” – tu trzeba najpierw stać się swojakiem. Nie da się wpaść, pstryknąć i zniknąć. Najpierw trzeba się zapoznać z fotografowanymi, stać się częścią ich otoczenia, by przestali zauważać, nie reagowali, gdy podnosimy obiektyw. Ale ten sposób dla amatorów jest dostępny stosunkowo rzadko, bo oni nie mogę poświęcić miesiąca, dwóch czy pół roku na zdobywanie zaufania. Takie rzeczy robią w zasadzie tylko zawodowcy.

Do tego dochodzą strategie mieszane, np. pytanie o pozwolenie, choć bez bliższego poznawania się. Czasem się to sprawdza, a czasem nie. Bywa, że ludzie wyprężają się, robią miny jak do zdjęcia na nagrobek i naciskamy migawkę tylko dlatego, że skoro już poprosiliśmy, nie wypada z fotki zrezygnować.

Tak… z widokami jest łatwiej…

Lubie!
0

Koloryt

Wioska w górach Laosu

Dlaczego wyjeżdżamy na wakacje do odległych miejsc? Odpowiedź jest prosta: bo jest tam coś, czego nie mamy bliżej. Czasem chodzi o pogodę (w Egipcie latem nie pada jak nad Bałtykiem), czasem o jedzenie (np. uwielbiamy kuchnię grecką), czasem o warunki do uprawiania jakiejś aktywności (fale dla surferów, góry dla wspinaczy, rafy dla nurków). A przeważnie chodzi o całość – inne jedzenie, zapachy, ludzi, otoczenie.

Azja Południowo-Wschodnia oferuje inność globalną, bo trudno o wspólne cechy tych krajów i Polski. W krajach rozwiniętych od biedy wspólne są supermarkety, dostępność Pepsi i podobnych produktów, ale nawet one są różne. W Tajlandii np. piłem Pepsi o smaku cappuccino, której nigdy potem nie spotkałem.

Laos i Kambodża są jeszcze bardziej różne, bo w mniejszych miejscowościach nawet wspólnych elementów cywilizacyjnych jest na lekarstwo. O wioskach jak ta ze zdjęcia nawet nie wspominam.

Za to wspomnę o tym, ze taki stan nie będzie trwał wiecznie. Wszystko się zmienia, ludzie dźwigają się z biedy, kraje się rozwijają, przybywa infrastruktury i udogodnień dla turystów (oraz oczywiście mieszkańców). W globalnym świecie, gdzie każdy ma okienko do podglądania innych (telewizor lub komputer), łatwo rozbudzić aspiracje i to wiadomo w którym kierunku. Taki Laos może chcieć być jak Wietnam, Wietnam naśladuje Chiny, a Chiny spoglądają na Japonię czy Stany. To oczywiście uproszczenie, ale z grubsza tak to wygląda.

We mnie, turyście, odzywa się tęsknota za wszystkim tym, co znika i upodabnia się do tego, co znamy ze świata zachodniego. Czy będzie po co jeździć na drugi koniec świata, skoro wszystko tu i tam będzie takie samo? Oczywiście nie będzie, zawsze będzie lokalny koloryt, ale czy koloryt wystarczy, by uzasadnić taki wyjazd?

Lubie!
1

Taki sobie kraj

Góry Laosu

Laos to takie państwo, o którym się wie, że istnieje, ale przeważnie na tym wiedza przeciętnego człowieka się kończy. Jeśli ja wiem więcej, to tylko dlatego, że tam byłem.

Laos nie był miejscem ważnych historycznych wydarzeń (a już z pewnością ważnych dla nas), nie ma tam spektakularnych zabytków. Także teraz nie dzieje się tam teraz nic takiego, co by było przepustką do czasu antenowego czy kolumn gazetowych. Podsumowanie wiadomości z tego kraju na Gaziecie pl wygląda tak:

  • w 2014 w połowie maja rozbił się samolot (3 wiadomości),
  • w 2011 pojawił się gospodarczy wpis o regionie, przy okazji wymieniono Laos, bo przez ten kraj Chińczycy budują drogę (1 wiadomość),
  • ofiara ptasiej grypy – 2009 r. (1 wiadomość),
  • ciężarna Brytyjka złapana przy przemycie narkotyków, skazana na karę śmierci, zamienioną na dożywocie – 2009 r. (4 wiadomości).

Laos jest ciekawy choć by z powodu ustroju, bo jest jednym z nielicznych już krajów demokracji ludowej (która jak wiadomo z demokracją wiele wspólnego nie ma). Oprócz niego, w tym „elitarnym gronie” są sąsiedzi Laosu, czyli Chiny i Wietnam, a do tego Korea Północna, Kuba oraz… (kto zgadnie?) Nepal.

Lubie!
0

Tylko na zdjęciu

Góry nad rzeką

Pisałem ostatnio o mojej niechęci do organizowanych wycieczek, ale wspomniałem też, że czasem nie ma wyjścia, a i zdarzają się wycieczki całkiem przyjemne. Jak było z tą do Jaskini 1000 Buddów – nie pamiętam. To znaczy nie pamiętam, czy można się było tam dostać jakoś inaczej. Ale przeglądając zdjęcia zrobione razem z powyższym, przypomniałem sobie, że w pakiecie była wizyta w jakiejś wiosce. Wybaczcie, ale nie pamiętam szczegółów – coś w niej wyrabiali. Sądząc po zdjęciach były to na pewno wyroby tkackie i jakiś bimber (aparatura do jego wytwarzania została przeze mnie uwieczniona). A z bimbru wyrabiano wyjątkowe wyroby, to znaczy flaszki z zalanymi nim różnymi stworzeniami, wśród których królowały te niebezpieczne – węże (także kobry) i skorpiony.

Nie wiem, jak w Laosie wygląda kwestia akcyzy i domowego wyrobu alkoholi, ale butelkowanie różnych stworzeń jest chyba dozwolone. Gorzej z ich przywiezieniem do Polski. Miałem moment zawahania i chciałem kupić taką pamiątkę koledze, ale jakoś zrezygnowałem. I dobrze, bo na granicy mógłbym mieć z tego powodu kłopoty. Zostały mi węże i skorpiony w alkoholu na zdjęciach.

Lubie!
0

Żniwa za pasem

Dojrzewający ryż

Prezentowałem już tutaj pole ryżowe., ale w innej fazie wegetacji. Przyjdzie jeszcze pora na zdjęcie najbardziej kojarzące się z ryżem, czyli pól zalanych wodą, ale traf chciał, że teraz skaczemy na koniec, czyli do okresu, kiedy ziarna pożółkły i niedługo zostaną zebrane. Jak widać, zboże gotowe do zbioru wygląda podobnie, czy to nasze żyto, pszenica czy egzotyczny ryż.

Lubie!
0

Pole ryżowe

Pole ryżowe

 

O wycieczce rowerowej w Vang Viengu pisałem. To kolejny kadr z tego wypadu. Nic dodać, nic ująć.

Lubie!
0