Chińska Matka Boska

Kek Lok SiŚwiątynia Kek Lok Si jest bardzo fotogeniczna. Nie chwaląc się, zrobiłem jej (lub w niej) kilka ciekawych zdjęć. Nie pamiętam już, jak do niej trafiliśmy – przypadkiem, czy przy okazji. Pamiętam tylko tyle, że w środku było dość pusto (jeśli nie całkiem). Nie, ktoś musiał być, bo odnaleźliśmy na jakiejś planszy, że Jędrek (miał wtedy 9 miesięcy) urodził się w roku szczura i kupiliśmy mu malutką figurkę szczurka.

Pisząc, że było pusto, mam na myśli ludzi – ich tam prawie nie było. Znaleźliśmy za to sporo różnych figur. Patrzę na ich zdjęcia i nie wiem – buddystyczna czy nie? Szukam więc w sieci i jednak buddystyczna, ale jest to jakiś chińska wersja. Najbardziej rzuca się w oczy olbrzymia postać (32 metry) Guanyin – chińsko-buddyjskiej Matki Boskiej. Wtedy była otoczona rusztowaniem, bo budowano okalający ją pawilon.

Lubie!
1

Kolorowa świątynia

Kolorowa świątyniaPostęp techniczny w fotografii? Cały czas. Kiedyś miałem Smienę, gdzie czas był wyskalowany w „pogodzie”, a przesłona w czułości filmu. Do kadrowania był osobny wizjer, a migawka nie była sprzężona z przesuwaniem filmu.

Kolejny był Zenit TTL – dla mnie rewolucyjny, bo miał światłomierz i naciągając migawkę, przesuwałem film (koniec z naświetlaniem dwa razy na tej samej klatce).

Następny Nikon N70 – miał praktycznie wszystko, włącznie z obiektywem z autofocusem!

Od tego miejsca zaczynają się aparaty cyfrowe, ale nie chce już mi się o nich mówić. Obecne bardzo różnią się od mojego pierwszego. Być może gdybym miał nowoczesny aparat (na obecne czasy) w chwili robienia powyższego zdjęcia, wiedziałbym, gdzie zostało zrobione. A tak wiem tylko tyle, że było to w Phnom Penh.

Lubie!
0

Kolorowe plamy

Kolorowe plamy

W Buenos Aires byliśmy trzy razy. Raz jak przyjechaliśmy do Argentyny, drugi, gdy musieliśmy odwiedzić polski konsulat i poprosić o tymczasowy paszport (w miejsce skradzionego), a trzeci, gdy wyjeżdżaliśmy.

Za tym ostatnim razem w schronisku nawiązaliśmy komitywę z jakimś chłopakiem. Nie pamiętam już skąd był, ale z jakiegoś południowoamerykańskiego kraju. Wspólnie wybieraliśmy się do dzielnicy La Boca, ale wyprawa nie doszła do skutku. Tzn. my pojechaliśmy, on nie. Potem powiedział, że w tym czasie pojechał dla mamy na grób Carlosa Gardela, słynnego argentyńskiego piosenkarza. Jak się wyraził, pojechał powiedzieć „Ciao, Gardel”.

Dzielnica La Boca słynie z kolorowych domów. Rzeczywiście – jest ich sporo i na najbardziej zatłoczonej ulicy napawają oczy soczystością barw. W bocznych uliczkach kolory też są (więc to nie dla turystów), ale zdecydowanie bardziej przyblakłe. Mimo to warte zdjęcia.

Lubie!
0

Swastyki

Hinduskie swastykiOstatnio głośno było o wyroku sędziego, który stwierdził, że swastyka to symbol szczęścia i można się z nią obnosić. Można, ale raczej nie u nas. W Azji to co innego – tam swastyka nie dziwi. Z Malezji przywiozłem metalowe „coś” – jakby kaganek i ma wycięte swastyki. Kupiłem w hinduskim sklepie z dewocjonaliami i tam to nikogo nie dziwiło. W kręgu hinduistycznym swastyka pojawia się tu i ówdzie i zwracają na nią uwagę zapewne tacy jak ja – przybysze z Europy.

Te kilka swastyk sfotografowałem w Luang Prabangu, gdzie dominują świątynie buddyjskie, więc trudno mi powiedzieć, skąd się tam wzięły. Umieszczone były dość wysoko, więc zdjęcie jest skrzywione. Próbowałem je trochę prostować w komputerze, ale ze słabym skutkiem.

Lubie!
0

Na tle nieba

Zachód słońca nad Angkor WatemO Angkorze napisałem tyle, że trudno coś dodać. Zrobiono mu tyle zdjęć, że trudno o nowe. Czy moje jest nowe? Nie wiem, ale rano przed budynkiem widziałem tłumek fotografów. Wieczorem mniej więcej w tym samym miejscu też. Zachodzące słońce mieli za sobą, co dawało fajne oświetlenie świątyni.

Szybka decyzja – a może Angkor Wat na tle zachodzącego słońca? Czekał mnie kawałek marszobiegu, bo cały kompleks z fosą jest duży. Słońce znikało, ale udało się. Przełączyłem wtedy na RAW-y, choć normalnie fotografowałem w JPG (kwestia oszczędności miejsca). Cofnąłem się między drzewa, żeby dodać ramkę z gałęzi. Zrobiłem kilka zdjęć – poziomych i pionowych. Jedno z podłużnych wisi u mnie na ścianie.

Lubie!
1

Taki sobie obrazek

296DSC_1364

Kolejne zdjęcie z krainy herbacianych wzgórz, ale tym razem z miasta. Niezbyt szczególnego – ulica, wzdłuż domy, trochę sklepów, trochę knajpek, bank. I parę biur turystycznych. W jednym kupiliśmy wycieczkę po okolicy i zobaczyliśmy plantacje, fabrykę herbaty i motylarnię. Można było wziąć do ręki skorpiona. Gosia oczywiście skorzystała z tej okazji.

Lubie!
0

Śiwa

Ĺšiwa

Czy postać przedstawiona na zdjęciu to Śiwa? Trudno powiedzieć, bo panteon hinduistycznych bogów, bożków, bóstw, demonów i diabli wiedzą czego jeszcze (Śiwa to na przykład dewa) jest przeogromny. W Angkorze sporo tego jest utrwalone w postaci różnych płaskorzeźb (rzeźb też jest kilka, ale oczywiście mniej).

Gdy zwiedzaliśmy Angkor, czytaliśmy o przedstawianych historiach i wydawały się fascynujące. Gąszcz mitologii hinduistycznej jest imponujący. Po powrocie nawet kupiłem o tym książkę „Mity i legendy Indii”, ale wstyd powiedzieć – nigdy do niej nie zajrzeliśmy.

P.S.
Autor na wakacjach, więc post opublikował automat. Ale dziś małe święto, bo to setny wpis na tej stronie.

Lubie!
1

Wietnamski cmentarz

Wietnamski cmentarz Jak już opisywałem, w Hue wzięliśmy rowery i postanowiliśmy objechać miejscowe atrakcje. Wietnam jawił nam się jako kraj naciągaczy, bo wszyscy uważali nas za chodzące skarbonki, z których można czerpać do woli. Dodatkowo – jak w wielu krajach, ale tu bardziej – turyści poruszali się chmarami i każde ciekawe oraz łatwo dostępne miejsce było oblegane. Nie każdy decyduje się na pedałowanie kilka kilometrów, więc dawało to szansę na ucieczkę od tłumu turystów oraz Wietnamczyków.

Niedaleko Hue jest trochę ciekawych grobowców i je postanowiliśmy odwiedzić. Po drodze zahaczyliśmy o pagodę Thien Mu, a potem przy drodze zobaczyliśmy coś. Z pewnością nie był to antyczny czy choćby średniowieczny grobowiec – po prostu cmentarz. Zapewne nie taki stary, choć część grobów była mocno zaniedbana. Ale z kolei niektóre prezentowały się całkiem okazale. Być może dla Wietnamczyków to był zwykły cmentarz, może przykład dewocyjnej architektury, ale dla nam się podobał – Orient przyprószony kurzem.

Lubie!
1

Che wiecznie żywy

Che wiecznie żywyChe Gevara to „produkt” typowo latynoamerykański. U nas i u nich stał się ikoną popkultury. Ale tam ma chyba inny status, jest bardziej obecny podejrzewam, że jego wizerunek niezłomnego wojownika o prawa pokrzywdzonych jest bardziej żywy. W rzeczywistości jego ocena jest co najmniej niejednoznaczna, choć nie brak takich, którzy uważają go za zbrodniarza.

Abstrahując od tych rozważań, od pewnego momentu fotografowałem Che, gdzie tylko mogłem. Czasem to były zdjęcia, czasem grafitti – w Argentynie, w Boliwii, w Peru. Powyższa fotografia powstała w Potosi w Boliwii. Pół godziny wcześniej odwiedziliśmy kopalnię srebra, z której słynne jest i było miasto. Za czasów kolonialnych wywieziono do Hiszpanii tysiące ton kruszcu wydobytego z Cerro Rico (Bogatej Góry). Kopalnia działa nadal, ale już nie przemysłowo – masowe wydobycie zakończyło się w XVIII wieku. Teraz fedrowanie opłaca się tylko na niewielką skalę. Znacznie więcej profitów przynosi oprowadzanie turystów.

Jako ciekawostkę podam, że miasto leży ok. 1,5 km wyżej niż nasze Rysy, więc poruszanie się po nim może być wyzwaniem.

Lubie!
0

Ukryte

PłaskorzeĹşby wewnątrz świątyni Prasat Kravan

To był pierwszy dzień zwiedzania Angkoru. Zaczęliśmy ok. 8.15 rano. Wcześniej zapłaciliśmy, daliśmy zdjęcia i otrzymaliśmy tygodniowe bilety. Na pierwszy ogień poszedł Angkor Wat. Jest tam co zwiedzać, bo to największy obiekt. Około południa przeżyliśmy ulewę (normalna sprawa o tej porze roku).

Po południu poszliśmy do niepozornie wyglądających świątyń Prasat Kravan. Leżą tuż za kompleksem Angkor Watu, patrząc od strony drogi. Nazwa jest współczesna, bo oryginalna nie dotrwała do naszych czasów. Ĺšwiątynia w roku 912 została poświęcona Visznu, w roku 1930 oczyszczona z roślinności, a renowację zakończono w roku 1966.

Z zewnątrz nie widać niczego imponującego – pięć budynków, z których tylko jeden ma wieżę (zdaje się, że odtworzoną przez restauratorów). Całe piękno świątyni kryje się w środku – wewnętrzne ściany pokryte są wspaniałymi płaskorzeĹşbami. Ciekawostką jest to, że nie zostały one wyrzeĹşbione w litym kamieniu (jak w wielu innych budowlach Angkoru), ale w ceglanym murze. Z drugiej strony Prasat Kravan ma sporo lat więcej niż np. Angkor Wat, więc inna technologia nie dziwi.

Dla fotografa (takiego jakim ja byłem wtedy) problemem były ciasne pomieszczenia. Ale nawet obiektywem o najmniejszej ogniskowej 28 mm dało się pstryknąć ciekawą fotę.

Lubie!
0