To zdjęcie zrobiłem z okna naszego pokoju w hostelu, którego nazwę widać po lewej. Standard był niski, typowy dla tanich hoteli – podłoga, okno, łóżko i stolik. Z tego co pamiętam, łazienka była na korytarzu. Ale takie miejsca były i są potrzebne. Wheelers Guest House nadal istnieje i nawet ma stronę na Facebooku.
Archiwa tagu: ulica
W kapeluszu
Do Wietnamu wjechaliśmy przez Chiny. Gdy doszliśmy do przejścia granicznego, zobaczyliśmy tłum ludzi czekających na wjazd, i prawie wszyscy byli w charakterystycznych kapeluszach (jak pani na zdjęciu). I choć większości ludzi kojarzą się one z Chinami, to my w Kraju Środka nie widzieliśmy ich wcale.
Za to we Wietnamie było ich pełno. W sumie nic dziwnego, bo są bardzo praktyczne: lekkie, dają duży cień, głowie pod nimi nie jest za gorąco. Powyższe zdjęcie powstało nie tak późno po wjechaniu do Wietnamu, bo zaledwie po kilku dniach. Drugim przystankiem była stolica – Hanoi. Mieszka tam ponad 6 milionów ludzi, ale nie ma klimatu metropolii. W starym Hanoi obrazki takie jak powyżej są dość częste.
Empanady
We wpisie Miara postępu wspominałem o empanadach, jako o jedzeniu charakterystycznym dla Argentyny. A zapomniałem o Peru! Oto dowód: Indianka z Cuzco niesie właśnie empanady. Gdyby kogoś to zdjęcie nie przekonywało, zapraszam do zapoznania się z przepisem na empanady mięsne.
Ten znak drogowy
Po drobnej przerwie związanej z przenosinami serwera wracamy do zdjęć. Niestety na krótko, bo wyjeżdżam na wakacje i znów czeka nas przerwa.
Powyższe zdjęcie podobnie jak poprzednie pochodzi z Luang Prabangu. To po prostu jedna z ulic z kolonialną zabudową. Ciekawi mnie widoczny znak drogowy. Nigdy takiego nie widziałem. Czy ktoś wie, co on oznacza?
Uliczkę znam w… Arequipie
O klasztorze Santa Catalina w Arequipie było już raz. O tym, że jest ładny i fotogeniczny niech świadczy następująca historyjka. Jakiś czas temu szukaliśmy projektanta wnętrz. Przejrzeliśmy sporo ofert (w internecie – prawie każdy publikuje wizualizacje). Na jednym ze obrazków zobaczyliśmy zdjęcie podobne do powyższego. Niestety, okazało się, że ta osoba tylko ściągnęła je z jakiegoś serwisu sprzedającego fotki.
Stary Kaszgar
Powyższe zdjęcie nie powstało na Półwyspie Arabskim ani w Afryce Północnej. Z lewej strony widać fragment minaretu, a architektura oraz asortyment sklepiku z głównego planu sugerują coś orientalnego w typie arabskim.
Tymczasem to zachodnie Chiny i jedna z najbardziej nietypowych (dla Chin) prowincji zamieszkała przez muzułmanów – przynajmniej oryginalnie, bo obecnie Chińczyków Han przybywa tam w bardzo dużym tempie.
Centralnym punktem starego miasta jest największy w Chinach meczet Id Kah. Zniszczony, jak większość zabytków w czasie rewolucji kulturalnej, został odbudowany i służy miejscowej ludności do modlitwy oraz turystom do zwiedzania. Dookoła rozciąga się stare miasto, pełne wąskich uliczek, w których przyczaił się duch miasta. Tkwi tam osaczony przez zmiany, przez przebudowę, przez Chińczyków, którzy intensywnie kolonizują Sinciang.
Myślę, że Kaszgar to jedno z miejsc, które chciałbym jeszcze odwiedzić, tylko pytanie, czy będzie po co?
Pośpiech wskazany
Trzecie zdjęcie z serii. Teraz, kiedy przeglądam to, co wybrałem, widzę, że w niektórych miejscach zrobiłem więcej zdjęć, które mi się podobały. I teraz mam problem, bo ile można pisać o tym samym?
Żeby nie było, nie cała stolica Kambodży wygląda jak na tej fotografii. Oczywiście pamiętam miejsca bardziej nowoczesne i w lepszym stanie. Ale gdy w Google’u wpisałem Phnom Pehn (nie Phnom Penh, jak kilka razy napisałem na tym blogu), dostałem listę zdjęć przedstawiających głównie świątynie i różne zabytki.
W sumie słusznie – jak na razie pojechanie do tak odległego kraju daje gwarancję nowych doznań – wizualnych, zapachowych, smakowych i dźwiękowych. Jednemu koledze np. Indie kojarzyły się ze smrodem (nigdy tam nie był). Ja odpowiadałem, że jak się chce mieć ładne zapachy, to wystarczy nie wyjeżdżać. Do Indii jedzie się m. in. po to, żeby nawąchać się tamtejszych także niezbyt przyjemnych zapachów. Do tego zobaczyć inne pomysły na wszelkie aspekty życia – począwszy od jedzenia, przez ubiór, a skończywszy na środkach transportu.
Niestety, ta różnorodność powoli zanika. Na bazarach na całym świecie można kupić ten sam chiński szmelc (choć na szczęście nie tylko), te same globalne marki. Trzeba się spieszyć.
Taki sobie obrazek
Kolejne zdjęcie z krainy herbacianych wzgórz, ale tym razem z miasta. Niezbyt szczególnego – ulica, wzdłuż domy, trochę sklepów, trochę knajpek, bank. I parę biur turystycznych. W jednym kupiliśmy wycieczkę po okolicy i zobaczyliśmy plantacje, fabrykę herbaty i motylarnię. Można było wziąć do ręki skorpiona. Gosia oczywiście skorzystała z tej okazji.
Uliczka
Odwiedzając różne miejsca (a raczej wyjeżdżając z nich), zastanawiam się, jak będą wyglądały za rok, dwa, dziesięć czy dwadzieścia. Oczywiście w zdecydowanej większości z nich nie byłem i nie będę powtórnie. Jest tyle ciekawych rzeczy do obejrzenia, że trochę szkoda wracać tam, gdzie się już było. Choć wiem, że opinia inż. Mamonia z „Rejsu” ma też zastosowanie do miejsc wakacyjnego wypoczynku. Z drugiej strony taka Kambodża na przykład (ze zdjęcia powyżej), to nie jest typowy wypoczynek.
Tak czy inaczej – są ludzie, którzy odwiedzają dany kraj wiele razy i mogą się mienić znawcami. Ja dwa razy (podczas dwóch różnych wyjazdów) byłem tylko w Kirgistanie i w Indiach – nie licząc krótkiego tranzytu na Białorusi czy w Rosji. Kirgistan też był można rzec przejazdem, ale jednak spędziłem tam za drugim razem ok. tygodnia. Tyle tylko, że było to rok po roku, więc trudno mówić o jakichś zmianach. Nawet taksówkarz, który za pierwszym razem wiózł nas z Biszkeku do Oszu, był na tym samym bazarze rok póĹşniej.
Z Indiami było inaczej. Oba wyjazdy dzieliło jakieś pięć lat. Zmiany? Wtedy jeszcze nie było ich za wiele widać. Najważniejsza to dostępność bankomatów. W grudniu 1998 tropiliśmy to urządzenie z pomocą motorikszarza (z sukcesem). W 2003 napotykało się je co kilka ulic. W 2003 dzwoniliśmy z budek – punktów usługowych. Dostęp do poczty elektronicznej był rarytasem. Teraz turyści zabierają notebooki, żeby cały czas być „na fejsie”.
Ciekaw jestem, jak zmieniła się powyższa uliczka w Phnom Penh. Nawet na tamte standardy była w kiepskim stanie. Ale czy teraz jest w lepszym? Nie postawiłbym na to dużych pieniędzy.
Zupa Koay Teow
Powyższe zdjęcie przedstawia Georgetown, miasto na wyspie Penang w Malezji. Widok dość charakterystyczny – kolonialne domy, tłok na ulicy i szyldy. Charakterystyczny jest jeden, ten z napisem „Koay Teow Th’ng”. Oznacza on zupę, które jest dość popularnym daniem w tamtych okolicach. Zupa ta ma wygląd rosołu, pływa w niej makaron ryżowy i kawałki mięsa. Gdyby ktoś chciał, zrobić sobie, oto przepis. Problemem mogą być jak zwykle niektóre składniki, ale może da się je czymś zastąpić? Aha „koay teow” występujące w przepisie to makaron ryżowy w formie płaskich tasiemek. Smacznego.