Przez góry

Zdjęć podobnych do tego kilka już było. Wszystkie pochodzą z tej samej podróży autobusem prze góry Laosu. Konkretnie podróż była z punktu A do B, ale że droga wiodła przez tereny górzyste, to podróż była przez góry. Widoki piękne, za to robienie zdjęć z trzęsącego się niemiłosiernie autobusu – bardzo trudne. Ja zrobiłem ich trochę, Gosia trochę.

Lubie!
0

Chlebek, ciepły, świeży chlebek…

Tytuł jest fantazją, nie pamiętam, czy sprzedawczyni coś krzyczała, ale jest to prawdopodobne. Trochę nas zdziwiły te bułki we Wietnamie. Jeśli jednak przypomni się sobie, że kraj ten to dawne Indochiny, czyli francuska kolonia, to widok takiego pieczywa nie jest już niczym dziwnym.

Podobnie było w Etiopii, gdzie z racji okupacji włoskiej zadomowiła się pizza. Gdyby więc ktoś koniecznie chciał doszukiwać się pozytywów kolonii, to niech mówi o kuchni. Lokalnej nikt nie niszczył, wzbogacał ją tylko przywiezionymi elementami.

Lubie!
0

Ołtarzyk

Prawie każdy kojarzy kiczu plastikową Matkę Boską na święconą wodę z odkręcaną głową (pełniącą funkcję korka), symbol dewocjonalnego kiczu. Dewocja ma się dobrze na całym świecie, tanie plastikowe wyroby mają wzięcie wszędzie. To zdjęcie zrobiłem w hotelu na korytarzu. Stał tam mały ołtarzyk oświetlony na czerwono. Szczegółów nie pomnę, ale pamiętam, że niektóre elementy były z gładkiego plastiku, stąd refleksy. Całość wyglądała na gotowiec tłoczony w tysiącach egzemplarzy, by każdego było stać na to, by pomodlić do czegoś ładnego.

Jak widać dewocja wygląda podobnie pod dowolną szerokością geograficzną i bez względu na to, jaka tam religia dominuje. Plastik łączy wszystkich.

Lubie!
0

Cztery z tysiąca

Cztery figurki widać w miarę ostro na zdjęciu. A czy w jaskini jest ich tysiąc? Nie wiem, ale jest ich mnóstwo – leżą, stoją, siedzą (większość), zwykle małe, trochę dużych. Jaskinia jest warta zwiedzenia, bo raz, że figurki są ciekawe, dwa, że okolica ładna. Trochę typowa, bo w Laosie sporo jest miejsc pagórkowatych czy wręcz górzystych, ale nadal ma to swój urok.

Lubie!
0

Przed murem

Królewski grobowiec z Hue po raz ostatni. Tak naprawdę grób (groby) był za widocznym na zdjęciu murem. Próbowałem wspiąć się na mur, ale już nie pamiętam, czy mi się udało, czy nie. W okolicy było sporo atrakcji, więc jeśli nie, to nie musiałem żałować.

Lubie!
0

Kipiel

Tak jak obiecałem tydzień temu, dziś inne spojrzenie na wodospady Iguazu. Konkretnie na ten największy, najbardziej okazały – Gardziel Diabla (Garganta del Diablo).

Widzieliśmy go na koniec pierwszego dnia (argentyńskiego) i taka kolejność była dobrym pomysłem. Gdyby nie to, pewnie pozostałe miejsca odbieralibyśmy jako gorsze od tego. A tak mieliśmy stopniowanie emocji ze spektakularnym finałem.

Do tego wodospadu idzie się po kładkach przez dość leniwie płynąca rzekę. Dopiero na środku jest wielki uskok i tam woda przyspiesza, waląc się potężną siłą w dół. Tego dołu miejscami nie widać, bo ciągle jest zakryty przez pył wodny. Gdzieś w skałach, pod wodospadami swoje gniazda mają jaskółki lub coś podobnego. Co chwila nurkują w kipiel i wylatują z niej.

Aby sobie wyobrazić całość, polecam obejrzeć zdjęcie z góry, którego oczywiście ja nie miałem jak zrobić. Ale od czego jest Internet?

 

Lubie!
0

Za tęczą

Iguazu ma wiele oblicz. Każdy obiekt ma wiele oblicz, bo można go fotografować z różnych stron, w różny sposób i w różnych porach. Wodospady Iguazu dodatkowo to nie jeden obiekt, a rozległe miejsce, więc pod jedną nazwą kryje się wiele obiektów. Dlatego to zdjęcie trochę różni się od poprzedniego. Następne, za tydzień, będzie zupełnie inne.

Lubie!
0

Melonik

Co łączy Przekrój z Boliwią? Między innymi nakrycie głowy. Przez lata w Przekroju pojawiał się komiks z profesorem Filutkiem, który nosił na głowie melonik. Owo nakrycie głowy jest popularne w Boliwii, noszą je głównie indiańskie kobiety.

Melonik powstał w roku 1849 w Londynie, a na drugą stronę Atlantyku zawieźli go robotnicy budujący kolej. W XIX wieku był popularny w wielu miejsca, podobno namiętnie nosili go agenci Ochrany. Trochę to dziwne, bo w ten sposób stawali się jakby mniej tajni, ale z drugiej strony kto by teraz proponował ubierać żołnierza w czerwony mundur, do którego łatwo się celuje, a przecież w XVIII wieku nie było to nic dziwnego.

Lubie!
0

Ukryta

Jedno zdjęcie kobiecej twarzy z kaszgarskiego bazaru już pokazywałem. I tam i tu twarzy właściwie nie było widać. Sinciang to niechińska część Państwa Środka. Ujgurowie, którzy tam mieszkają, są muzułmanami, więc wiele tamtejszych kobiet zasłania twarze. W po przednim zdjęciu między górną a dolną zasłoną twarzy widać oczy – spojrzenie. Tutaj w zasadzie spojrzenie jest, choć oczy trudno dostrzec, choć przecież jest. Tyle, że ukryte.

Lubie!
0

Dolina guanako

Nasze wejście na Aconcaguę było satysfakcjonujące. Powodów było kilka. Pierwszym było to, że pół roku wcześniej nie udało się zdobyć Piku Lenina. A tu poszło w zasadzie gładko. W zasadzie, bo oczywiście łatwo nie było i po drodze zdarzyło się kilka przygód.

Jedną z nich było… pomylenie drogi. W okolice Aconcagui dociera się np. autobusem, ale do bazy jest kawał drogi. Idzie się przez góry dwa czy trzy dni. Po drodze spotyka się ludzi, ale właśnie spotyka, mija, nocuje się w tym samym miejscu. Tłoku w każdym bądź razie nie ma. I kiedy należało skręcić w lewo, my poszliśmy potokiem prosto. Mieliśmy GPS i na nim góra jakoś tam się zbliżała, więc było ok.

Potem był nocleg i pogorszenie pogody rano. Wtedy skręciliśmy, ale ścieżka robiła się coraz gorsza i gorsza, aż w końcu po naradzie i analizie, doszliśmy do wniosku, że jesteśmy nie tam, gdzie trzeba. Zawróciliśmy i już po 1,5 dnia skręciliśmy tym razem we właściwym miejscu.

Potem przeczytałem, że szliśmy alternatywną drogą, której nie obejmowało nasze zezwolenie (nasze było tańsze). Droga wiodła przez Dolinę Guanako i udało nam się te zwierzęta zobaczyć. Biegały po okolicznych zboczach, najwyraźniej zainteresowane niecodziennymi gośćmi. Co prawda do zamiast trzech dni szliśmy siedem, ale było warto.

Lubie!
0